Organizacje pozarządowe i fundacje krytykują prezydencki projekt zmian w prawie oświatowym.
Organizacje pozarządowe i fundacje krytykują prezydencki projekt zmian w prawie oświatowym. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

"Rodzice decydują" – tak nazywa się prezydencki projekt zmian w ustawie oświatowej. Pamiętacie, co się za nim kryło? W ogólnym odbiorze mogło chodzić o to, by edukacja seksualna i hasła LGBT nie weszły do szkół i aby rodzice mieli najważniejszy głos. Ale fundacje i organizacje pozarządowe zwracają uwagę, że mogą ucierpieć wszystkie z nich, bez względu na światopogląd. I biją na alarm, jak negatywne mogą skutki zmian, które proponuje Andrzej Duda.

REKLAMA
Na początku lipca Andrzej Duda złożył w Sejmie projekt zmian w prawie oświatowym. Jego założenie jest jedno.
Działalność wszelkich organizacji pozarządowych i stowarzyszeń, która miałaby być prowadzona na terenie szkoły wymaga nie tylko zgody dyrekcji szkoły, rady szkoły, ale przede wszystkim zgody rodziców. Wyraźnie podkreślono to na stronie prezydent.pl.
– Czas najwyższy, by w naszym systemie prawnym, systemie edukacyjnym zgodnie z oczekiwaniami wielokrotnie wyrażanymi przez rodziców, wreszcie to prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami – a tym samym prawo rodziców do decydowania, jakie treści będą dzieciom przekazywane np. w szkole – było realizowane i zagwarantowane ustawowo – zapowiedział Andrzej Duda.

Obietnica prezydenta Dudy

Jego projekt miał trafić pod obrady sejmowej komisji edukacji w ubiegłym tygodniu, potem miał być dyskutowany 22 lipca i jeszcze tego samego miał trafić pod obrady Sejmu. Ostatecznie, w ostatniej chwili, został przeniesiony na wrzesień.
– Ta ustawa całkiem nie ginie, wiemy już, że jest zaplanowana w planie pracy komisji zaraz po wakacjach. Według mnie będą chcieli ją przeforsować. Będą chcieli udowodnić, że pan prezydent dotrzymuje obietnic. A jest to obietnica, którą łatwo zrealizować, gdyż oprócz kosztów społecznych, nie pociąga skutków finansowych – mówi naTemat posłanka Katarzyna Lubnauer, która z ramienia KO pilnuje prezydenckiej ustawy.
Co może oznaczać? – Jeśli ona wejdzie w życie, to będzie wywoływać konflikty między rodzicami. Będzie straszny bałagan. Może doprowadzić do sytuacji, że nawet harcerstwo nie będzie mogło działać na terenie szkoły. Związek Powiatów Polskich zwraca też uwagę, że ustawa rodzi niesamowite koszty dla samorządów. Wymaga, żeby szkoły wysyłały do rodziców prospekty z ofertą edukacyjną proponowaną przez stowarzyszenia i firmy do akceptacji – wymienia posłanka. Wskazuje też na inne niebezpieczeństwa, ale o tym za chwilę.
Zapowiedź zmian w prawie oświatowym niektórych zaskoczyła. Rodzice i tak podpisują w szkołach zgody na wszystko. Bez niej dziecko nie uczestniczy w lekcjach wychowania do życia w rodzinie czy religii, nie wyjdzie do muzeum, na warsztaty itp. Nie można mówić zatem, że rodzice nie mają na nic wpływu.
Ale wywołała też oburzenie i niepokój wśród organizacji pozarządowych i fundacji. Wskazują m.in., że o ich wejściu do szkół będzie musiała zdecydować większość rodziców, ale nie dotyczy to prywatnych firm.

Protest organizacji pozarządowych

– Ustawa, która zakłada, że przed każdym wejściem organizacji do szkoły, wymagana będzie konsultacja dyrektora z rodzicami, podważa zaufanie do organizacji społecznych, pozarządowych. To organizacje, które są ekspertami, którym zależy na dobru nauczycieli i uczniów, i które mają obywatelską misję bardzo często nastawioną na wyrównywanie szans wśród uczniów. Ustawa ukazuje absolutny brak zaufania do nich, ale też do Rad Rodziców, która jest wybierana przez rodziców i w tym momencie traci swoje prawo głosu jako ich rzecznik. A także do dyrektorów. To bardzo niepokojący sygnał – reaguje w rozmowie z naTemat Agata Łuczyńska, prezes Fundacji Szkoła z Klasą.
Kilka organizacji, w tym jej, 21 lipca przyjęło wspólne stanowisko w sprawie negatywnych skutków ustawy o zmianie ustawy “Prawo oświatowe”. Szybko zaczęły dołączać kolejne. 22 lipca było ich już 29. – Przyszło bardzo, bardzo dużo maili. Dostajemy też słowa wsparcia od nauczycieli i rad rodziców – mówi naTemat Iga Kazimierczyk, prezes Fundacji “Przestrzeń dla edukacji”, która jest podpisana pod wspólnym stanowiskiem fundacji.
Na liście są też m.in. Polska Fundacja im. Roberta Schumana, Amnesty International, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Fundacja WWF Polska, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Szkoła Liderów.
Argumentują, że od ponad 30 lat wykonują ogromną pracę na rzecz polskiej oświaty, proponują przeróżne zajęcia i dla uczniów w ramach podstawy programowej, i nauczycieli. Organizują warsztaty, wyjścia do muzeów, zajęcia historyczne, kulturalne, regionalne, wyrównawcze dla uczniów słabych i z dysfunkcjami, a także wspierające dla zdolnych dzieci.
"Przedstawione w projekcie ustawy rozwiązania nakładają ograniczenia na działalność organizacji pozarządowych w szkołach i placówkach oraz w istotny sposób utrudniają korzystanie z oferowanego przez nie wsparcia edukacyjnego i wychowawczego. Organizacje, nauczyciele i pedagodzy, podpisani pod stanowiskiem, wyrażają zatem swój sprzeciw wobec projektowanych zmian" – piszą.
– Te organizacje realizują swoją misję od lat. Z ich wsparcia korzystają tysiące nauczycieli, setki tysiące, jeśli nie miliony, dzieci. To wspólny głos bardzo silnego grona. Jest duża obawa, czy będziemy w stanie realizować misję – podkreśla Agata Łuczyńska.
Szkoła z Klasą działa od 2002 roku. – Przez nasze programy przewinęło się grubo ponad 120 tys. nauczycieli i ponad milion uczniów z ponad 9 tys. szkół. To jest prawie jedna trzecia polskich szkół – mówi.

Projekt może uderzyć we wszystkie organizacje

Jak wskazują nasi rozmówcy, konsekwencje tzw. prezydenckiej ustawy mogłyby odczuć wszystkie organizacje i stowarzyszenia, bez względu na światopogląd.
– Ciężko jest ocenić intencję wprost, ale można ją wyczytać z różnych wypowiedzi rządzących. Wynika z nich, że chodzi prawdopodobnie o to, żeby wyciąć ze szkół wszelkie kwestie związane z edukacją seksualną czy antydyskryminacyjną oraz z edukacją na rzecz praw człowieka, a także żeby ograniczyć obecność organizacji, które prowadzą takie zajęcia – zauważa Iga Kazimierczyk.
– Tylko jednocześnie może się zdarzyć tak, że ograniczy się obecność innych organizacji, np. harcerstwa, czy organizacji, które świadczą zajęcia wyrównujące i dla uczniów słabszych, i dla uczniów zdolnych. Ze szkół mogą zostać usunięte takie organizacje jak ZHP czy ZHR. Wystarczy, że jest konflikt między rodzicami w tej sprawie. Jedna grupa rodziców może zablokować drugą – dodaje.
Jakub Wygnański, prezes zarządu fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych "Stocznia", także wskazuje na różnorodną ofertę edukacyjną organizacji, która jest ważna dla szkół. Ta fundacja również podpisała się w pod wspólnym stanowiskiem organizacji.
– Od harcerstwa po bardzo różne inicjatywy, które zwłaszcza na prowincji podnoszą szanse dzieci, otwierają je na świat. Ten projekt to superbariera dla wszystkich organizacji. Spada na wszystkich jak gilotyna. Myślę, że trzeba apelować do ludzi, którzy mają inne przekonania polityczne, np. konserwatywne. Jeśli boją się, że jakieś treści o charakterze ideologicznym są dla nich niebezpieczne, muszą mieć świadomość, że jednocześnie ograniczają w szkołach dostęp do innych – reaguje w rozmowie z naTemat.
Jakub Wygnański jest ojcem trójki dzieci. – Jako ojciec też chcę wiedzieć, co się serwuje moim dzieciom. Ale ten mechanizm będzie zaporowy. Będzie szkodliwy dla szkoły. Państwo powinno się teraz troszczyć o to, jak modernizować szkołę. A robi wielką krzywdę nam, naszym dzieciom, kładąc na ołtarzu jakiejś ideologicznej wojny – mówi.
Podkreśla: – Cała polska szkoła wymaga dziś multiwitaminy, bo jest w bardzo trudnej sytuacji po reformie, strajku i po nauce zdalnej. Jest pozostawiona sama sobie. I to, że pojawiają się entuzjaści z różną ofertą edukacyjną, sportową, partycypacją obywatelską, kołami zainteresowań, to wszystko wzbogaca bardzo ubogą szkołę.

Co z Radami Rodziców?

Można sobie wyobrazić, jaki chaos ewentualne zmiany mogą wywołać. Fundacje i organizacje mają tu duże obawy. By zaprosić organizację pozarządową do szkoły, dyrektor będzie musiał zrobić swoisty "plebiscyt" wśród rodziców. Większość głosów oznaczałaby zgodę na zajęcia.
– Mówi się, że ta ustawa przywraca rodzicom prawo głosu. Ale ona de facto im to prawo odbiera. Ta ustawa stwarza ogromne pole do konfliktów między grupami rodziców. Do tej pory działała Rada Rodziców. Jeśli te przepisy wejdą w życie Rada Rodziców zostanie tak naprawdę pozbawiona głosu – wyjaśnia Iga Kazimierczyk.
Katarzyna Lubnauer: – Pod płaszczykiem dbania o prawa rodziców do wychowania dzieci tak naprawdę odbiera się rodzicom prawo do decydowania o wychowaniu dzieci. Mówiąc inaczej, ten projekt daje rodzicom prawo do decydowania o wychowaniu cudzych dzieci. Tak naprawdę jest to ustawa o tym, że jedni rodzice mogą decydować o wychowaniu dzieci przez innych rodziców. Ona ogranicza wpływ i kontrolę rodziców, a nie poprawia. Sytuacja kuriozalna.
Czasami, jak wskazuje posłanka KO, wśród rodziców może pojawić się, zwykła zawiść: –Część rodziców uważa nie chce dodatkowych zajęć, bo nie. Tylko dlatego, że jego dziecko w nich nie uczestniczy, nie poprze jakiegoś projektu.
Zwraca też uwagę, że proponowane zmiany nie są ochroną przed groźnymi środowiskami w szkole – bez względu na światopogląd.
– Nie będzie to filtr w sytuacji, gdy dyrektor szkoły jest ideologicznie skrajnie liberalny lub skrajnie prawicowy. Przyjmuje się, że jeśli rodzic nie zagłosuje, to traktuje się jego głos na tak. Gdy dyrektor będzie chciał wpuścić do szkoły jakąś organizację, zrobi to tak, by większość rodziców nie odpowiedziała. Na przykład wysyłając im prospekt z ofertą organizacji w czasie weekendu. Rodzice w ogóle są mało aktywni jeśli chodzi o zaangażowanie w edukację szkolną dzieci, więc najbardziej prawdopodobne jest to, że większość nie będzie brała udziału w głosowaniach – uważa Katarzyna Lubnauer.
Nie wszyscy rodzice nawet odczytują wiadomości na Librusie.

Więcej pracy dla dyrektorów?

Pytanie, jak to wszystko miałoby zostać rozwiązane w praktyce. "Proponowana ustawa ogranicza możliwość długofalowego planowania pracy szkoły", "To może być także krok w kierunku zawężania autonomii dyrektora placówki", "Zmiany doprowadzą do odcięcia części uczniów od dodatkowych form pomocy i zwiększą nierówności szans w dostępie do edukacji" – oceniają organizacje w swoim stanowisku.
Piszą o większej biurokracji: "Szkoły zamiast poświęcać czas uczniom i uczennicom będą wypełniać wymogi kolejnej procedury".
Są i inne kwestie.
Na przykład, gdyby dyrekcja pytała o zdanie rodziców drogą elektroniczną, praktycznie pozbawiłaby ich możliwości dyskusji, jaką znamy ze szkolnych zebrań.
– Na Radzie Rodziców można było się wzajemnie przekonać, jeśli część rodziców chciała konkretnych zajęć, które interesują tylko ich dzieci. Teraz jeśli mniejszość rodziców będzie chciała, żeby ich dzieci miały określone zajęcia, to reszta rodziców może je zablokować – mówi posłanka.
Katarzyna Lubnauer

Ten projekt utrudnia prawdziwą debatę w szkole, wyłącza prawa do decydowania Rad Rodziców, nie ma możliwości, żeby wszyscy rodzice w dużej szkole ze sobą rozmawiali o tym, jaką organizację wpuścić do szkoły. A prawo głosu mają mieć rodzice z całej szkoły. Na przykład rodzice nauczania początkowego mają zdecydować, czy ósmoklasiści będą mieli na terenie szkoły zajęcia szachowe lub edukację seksualną.

Liczą na nić porozumienia

Los ustawy nie jest dziś przesądzony. Co dalej, okaże się zapewne we wrześniu. Ale niepokój, jak widać, wśród organizacji jest duży.
– To dotyka wszystkich. Zakłada, że to większość rodziców decyduje o prawach edukacyjnych mniejszości. A organizacje pozarządowe mają za zadanie stać na straży praw mniejszości. To może być dowolna mniejszość. Mogą to być np. dzieci niedosłyszące albo pochodzące z trudnych środowisk. Albo uczeń wybitnie zdolny. Jeśli rodzice uznają, że zajęcia dla niego nie mają sensu, będzie to oznaczało konieczność rezygnacji prowadzenia ich przez fundację. A naszą misją często jest, by każdy uczeń miał szanse rozwijać się ze swoimi potrzebami – podkreśla Agata Łuczyńska.
Ma świadomość, że może być jeszcze jedna przeszkoda. – Dyrektorzy, którzy i tak są przeciążeni biurokracją, trzy razy się zastanowią zanim podejmą dodatkowy, administracyjny wysiłek. Będziemy musieli liczyć się z tym, że dyrektor np. z braku czasu będzie rezygnował z wartościowej oferty, która najczęściej jest dla szkoły bezpłatna – mówi.
A to odbije się na uczniach. "Szkoły zamiast poświęcać czas uczniom i uczennicom będą wypełniać wymogi kolejnej procedury" – piszą organizacje w swoim stanowisku.
Agata Łuczyńska: – Liczymy, że uda się nawiązać nić porozumienia ze wszystkimi innymi graczami w tej sytuacji. I że może ta ustawa nie wejdzie w życie albo wejdzie w innej formie. Jeszcze jest na to jakaś szansa.