Statystyki zakażeń SARS-Cov-2 nie pozostawiają wątpliwości, że Polska słono płaci za daleko idące rozluźnienie rygorów sanitarnych i organizację wyborów w środku epidemii. Dzienne przyrosty liczby zakażonych sięgają ostatnio smutnych rekordów z wiosny. Należałoby oczekiwać, że w tej sytuacji kluczową postacią będzie minister zdrowia. Tymczasem koronawirus znowu szaleje, a Łukasz Szumowski jakby zapadł się pod ziemię.
Nauka płynąca z błędów popełnionych przez innych pozwalała przewidzieć, co czeka kraj nad Wisłą. Epidemiolodzy gremialnie ostrzegali, że dwa do trzech tygodni po wyborach i zezwoleniu na prawie normalne wakacje statystyki zakażeń poszybują w górę. Od 21 lipca już na dobre widać, że mieli rację. Przyrost nowych zdiagnozowanych przypadków zakażenia SARS-CoV-2 wyrwał się ze "stabilnego" poziomu ok. 250-300 dziennie.
We wtorek przybyło 399 nowych zakażonych, w środę "tylko" 380, by w czwartek i piątek Ministerstwo Zdrowia miało poinformować o przyrostach rzędu 418 i 458 przypadków. W sobotę było jeszcze gorzej, bo 584 ujawnione wówczas zakażenia to wynik bliski smutnym rekordom z maja i początku czerwca.
W niedzielę MZ poinformowało o 443 przypadkach, ale powodów do radości nie ma. Choć to o 141 nowych pacjentów mniej niż wczoraj, nadal mówimy o jednym z najgorszych dni epidemii koronawirusa w Polsce.
Należałoby więc oczekiwać, że w takiej sytuacji pierwszoplanową rolę zajmie minister zdrowia, stając się liderem wskazującym jak przejść przez ten trudny okres. Tymczasem koronawirus znowu szaleje, a Łukasz Szumowski jakby zapadł się pod ziemię.
Ostatnie ślady aktywności szefa resortu zdrowia pochodzą z połowy miesiąca. 15 lipca Łukasz Szumowski w Sejmie wziął udział w głosowaniu nad wotum nieufności wobec ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego oraz ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Tego samego dnia Szumowski powołał też w MZ nowy zespół ds. opieki farmaceutycznej.
Już 16 lipca na zdalnym szczycie Rady Ministrów Zdrowia Unii Europejskiej stronę polską reprezentowali zastępcy ministra zdrowia Waldemar Kraska i Maciej Miłkowski. Szumowski nie był też obecny podczas zawarcia porozumienia w sprawie Narodowej Strategii Onkologicznej. 17 lipca udzielił jeszcze tylko wywiadu Polsat News, w którym przekonywał, że "nie ma dosyć niewdzięcznego ministerstwa".
A gdy kilka dni później statystyki zakażeń zaczęły osiągać alarmujący poziom, Polacy mogli liczyć tylko na głos wiceministra Kraski. Jak informowaliśmy w naTemat.pl, w sobotę wskazał on okres, w którym rząd spodziewa się uderzenia drugiej fali epidemii. – My też o tym myślimy w Polsce, też się do tego przygotowujemy. Mamy powołany specjalny zespół do opracowania strategii – uspokajał.
Czy jednak ktoś panuje nad pierwszą falą? Czy zmiana zachowań może zatrzymać niepokojący trend? Jakie będą skutki tego wszystkiego w najbliższej przyszłości? Próżno szukać odpowiedzi Łukasza Szumowskiego na te pytania. Po części próbował na nie odpowiedzieć tylko sam premier Mateusz Morawiecki, ale oceny ministra zdrowia wciąż nie mieliśmy okazji poznać.
W szeregach obozu rządzącego nieoficjalnie usłyszeć można natomiast, że Szumowski... po prostu udał się na urlop. Ale przecież trudno uwierzyć, że minister zdrowia mógłby zrobić sobie wakacje w środku epidemii.