Od września dzieci mają wrócić do szkoły. Z wirusologicznego punktu widzenia nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jednak nie chodzi tu o zdrowie samych dzieci, które zwykle łagodnie przechodzą zakażenie SARS-CoV-2. Problem możemy mieć z nauczycielami a także z dziadkami i rodzicami, których dzieci mogą zakazić – mówi w specjalnym podcaście "Koronawirus bez cenzury” dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog.
Dodatkowo dzieci młodsze nie chodzą same do szkoły. Są odprowadzane do szkoły przez rodziców lub dziadków. Jeśli przed szkołą będzie tłok, nie będą noszone maseczki czy przyłbice, to możemy mieć do czynienia z kolejnymi ogniskami epidemicznymi SARS-CoV-2.
Niestety, zdaniem wirusologa, efektywność nauczania zdalnego nie jest taka sama jak nauczania bezpośredniego w szkole. Dodatkowo są takie miejsca w Polsce, gdzie zdalne nauczanie jest bardzo trudne z powodów technicznych. Jak tłumaczy nasz rozmówca, dzieci do prawidłowego rozwoju potrzebują kontaktów społecznych. Jeśli zamkniemy je na długo w betonowych klatkach naszych mieszkań z powodu koronawirusa, to za jakiś czas może okazać się, że pandemia wykształciła "społeczne kaleki”.
Jednak trzeba powiedzieć sobie wyraźnie, że nie ma możliwości aby dzieci w szkole zachowywały dystans społeczny. Zdaniem doc. Dzieciątkowskiego brak nakazu noszenia maseczki lub przyłbicy w szkole to błąd.
Wirusolog tłumaczy, że zdaje sobie sprawę, że noszenie maseczki przez wiele godzin przez dziecko jest praktycznie niemożliwe, jednak tę maseczkę zawsze można zastąpić przyłbicą. Przyłbice nie są tak problematyczne w użytkowaniu i są wygodniejsze, szczególnie dla młodszych dzieci.