Aleksander Łukaszenka pojawił się na marszu swoich zwolenników w Mińsku. Wygłosił tam przemówienie, w którym zapewnił, że nie rozpisze drugich wyborów. Stwierdził również, iż czołgi i samoloty NATO znajdują się 15 minut drogi od białoruskiej granicy.
– Litwa, Łotwa, Polska i niestety nasza bratnia Ukraina chcą nam narzucić nowe wybory – powiedział Łukaszenka. Podkreślił, że zamierzają w tym celu użyć siły. Na dowód tej tezy przekazał zebranym, iż czołgi i samoloty NATO znajdują się 15 minut drogi od granicy Białorusi.
Zapewnił też, że nie ma mowy o rozpisaniu nowych wyborów. Takie rozwiązanie Łukaszenka uważa za śmierć białoruskiej państwowości. Prezydent stwierdził również, że protesty nie są wynikiem społecznego niezadowolenia, ale ingerencji zewnętrznych sił.
Jak informuje RMF, na marszu poparcia dla reżimu pojawiło się początkowo niewiele osób. Później na miński plac Niepodległości ściągnięto jednak funkcjonariuszy milicji w cywilu, którzy mieli udawać spontanicznie zebrany tłum obywateli wspierających prezydenta. Łącznie na wiecu pojawiło się więc kilka tysięcy osób.
Tego samego dnia odbywa się również marsz przeciwników Łukaszenki. Białoruski dziennikarz Franak Viačorka napisał, że to największe zgromadzenie w historii kraju.
Tymczasem przebywająca w tej chwili na Litwie Swiatłana Cichanouska nie zamierza się poddawać. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, kobieta chce wystosować oświadczenie, w którym ogłosi się prezydentem Białorusi.