Chińczycy palą japońskie samochody, a japońskie firmy wstrzymują swoje fabryki w Chinach. Wszystko przez konflikt wokół trzech bezludnych wysepek. Dr hab. Krzysztof Gawlikowski, profesor SWPS i sinolog, tłumaczy, że spór ma szerszy kontekst. Jednak w interesie japońskich i chińskich władz jest uspokojenie opinii publicznej oraz zażegnanie konfliktu.
Po ogłoszeniu przez japońskie władze zamiaru odkupienia od prywatnej rodziny trzech wysepek należących do mini-archipelagu Senkaku (Diaoyu po chińsku) na Morzu Zachodniochińskim, pojawiły się napięcia na linii Tokio-Pekin. Chiński rząd ma roszczenia terytorialne wobec tych wysp, potępił więc te działania i wysłał okręty marynarki wojennej.
Chińska opinia publiczna zareagowała jeszcze ostrzej. Zaczęła atakować mieszkających w ich kraju Japończyków, plądrować japońskie sklepy i palić japońskie samochody. W wyniku tych działań japońskie koncerny, takie jak Panasonic, Canon, Honda, Nissan, Mazda, Toyota czy Sony, wstrzymały produkcję w niektórych lub wszystkich swoich fabrykach w Chinach.
Zdaniem Mariusza Dąbrowskiego, specjalisty od Japonii z Centrum Studiów Polska Azja, reakcja zarówno chińskiej opinii publicznej, jak i ta władz tego kraju, była nieuzasadniona. Wyspy Senkaku zostały podbite przez Japonię w 1895 roku. Chiny w ogóle nie interesowały się tymi wyspami przez dłuższy czas. Dopiero pod koniec lat 1960 zaczęły do nich przywiązywać jakąś wagę głównie ze względu na złoża naturalne i wtedy pojawiły się ich roszczenia terytorialne. Z oficjalnej argumentacji chińskiego rządu wynika, że wysepki zostały nielegalnie zaanektowane.
Krzysztof Gawlikowski, sinolog z SWPS, tłumaczy w rozmowie z naTemat, że ten konflikt ma szerszy kontekst.
Chiński rząd potępił działania Japonii, w Chinach płoną japońskie samochody. Czy taka reakcja tego kraju na zajęcie trzech wysepek jest uzasadniona?
Przede wszystkim trudno mówić o jakiejś jednej „reakcji Chin”. Należy odróżnić reakcję władz i chińskiego MSZ, z jego notami dyplomatycznymi, od reakcji chińskiej opinii publicznej. Podobnie jest w Polsce, co było widać wyraźnie, na przykład, przy okazji katastrofy smoleńskiej.
Trudno sobie wyobrazić, aby ktoś z władz chińskich dawał dyspozycje, żeby palić, albo niszczyć sklepy czy inne obiekty będące własnością japońską. A takie akty wandalizmu miały miejsce w trakcie masowych, ogólnochińskich demonstracji trwających od kilku dni.
Czy obecne napięcia mają jakieś tło historyczne?
W związku z nierozliczoną w pełni II wojną światową, podczas której Japończycy popełnili liczne zbrodnie na Chińczykach, kwestii Japonii towarzyszą duże emocje w Chinach. W ostatnich dziesięciu latach umocniły się tendencje nacjonalistyczne po obu stronach, a w Japonii jeszcze w dodatku coraz więcej zwolenników mają tezy negacjonistyczne. Np. różne ugrupowania negowały wielokrotnie sławną masakrę nankińską z 1937 r., podczas której wojska japońskie wymordowały – wedle wyliczeń chińskich – około 300 tys. cywilów – mieszkańców zdobytej stolicy.
Czy data 18 września ma tutaj szczególne znaczenie?
18 września, co roku, studenci pekińskich uczelni urządzają na kampusach gorące manifestacje, aby upamiętnić zajęcie Mandżurii przez Japończyków w 1931 roku. W związku z gorącą atmosferą tej daty, policja i wojsko zazwyczaj blokują wszystkie ulice wokół ambasady japońskiej, aby uniemożliwić ataki na nią, zaś władze chińskie czynią wszystko, co mogą, by nie dopuścić do manifestacji ulicznych. W tym roku, w związku ze zbiegiem tej daty z próbami rządu japońskiego prawnego umocnienia swoich pretensji do grupki niezamieszkanych wysp, protesty wylały się na ulice i ogarnęły ponad 100 miast. Najwidoczniej ktoś po stronie japońskiej zupełnie zapomniał, kiedy zaczęła się agresja przeciwko Chinom.
Dlaczego te wyspy mają takie znaczenie?
Mają pewne znaczenie gospodarcze (chodzi o zasoby ryb i owoców morza, a prawdopodobnie i ropę na szelfie), ale mają jeszcze większą wartość symboliczną. To odbierane jest przez Chińczyków jako atak na suwerenność kraju, i to ze strony historycznego największego wroga i okupanta! Trzeba polskiemu czytelnikowi przypomnieć, że symboliczne „zajmowanie” tych wysp i wieszanie na nich flag chińskich przeprowadzały wielokrotnie w przeszłości różne ugrupowania i ruchy chińskie, zwłaszcza z Hongkongu i Tajwanu (występując „w imieniu narodu chińskiego”). Nie jest to zatem tylko sprawa ChRL, ale budzi emocje wśród wszystkich Chińczyków, ponad granicami politycznymi.
Czy na tym konflikcie nie stracą gospodarczo i Japonia, i Chiny?
Stracą na tym przede wszystkim Japończycy. Japonia jest od lat w ciężkiej sytuacji gospodarczej, pogorszyła ją jeszcze ubiegłoroczna fala tsunami i katastrofa elektrowni jądrowej w Fukushimie. Dzięki fabrykom japońskim w Chinach, które zbijają koszty utrzymując jakość, i dzięki dużemu eksportowi do Chin japońska gospodarka odnotowała ostatnio minimalną poprawę koniunktury.
Ale Japonia zapowiada, że może skorzystać z „okazji” i przenieść fabryki znajdujące się w Chinach, w których siła robocza jest coraz mniej konkurencyjna, do innych krajów.
Oczywiście, próby przeniesienie fabryk do innych państw może mieć negatywne skutki także dla Chin, zwłaszcza przy obecnym osłabieniu koniunktury i tempa wzrostu gospodarczego.
Czy można przewidzieć, czy konflikt się zaostrzy?
Trudno to przewidzieć. Krzyżują się tutaj działania dwóch rządów z dynamiką ulicy.
Zarówno japońskie, jak i chińskie władze będą zapewne starały się załagodzić jakoś ten narastający konflikt. Trzeba pamiętać, że bojkot w Chinach produktów japońskich miałby dla producentów poważne konsekwencje, a takie bojkoty mają w Chinach długą historię i wielokrotnie urządzano je – jako akcje społeczne – w XX w. Trudno przewidzieć, czy te wysiłki władz uwieńczone zostaną sukcesem.
Czy wewnętrzna sytuacja obu krajów wpływa jakoś na ten spór?
Trzeba pamiętać, że w Chinach zaczyna się tej jesieni delikatna faza przejmowania władzy przez młodsze pokolenie przywódców, a pozycja rządu japońskiego też jest słaba. Z obu stron możliwe są też jakieś prowokacje i manipulacje polityczne. Np. w 1998 roku jakaś grupka nacjonalistów japońskich ciągała chińską flagę „po tokijskim bruku” za ciężarówką, co w Chinach wywołało gorące protesty młodzieżowe. Pokazała to chińska telewizja. Wtedy jednak konflikt zażegnano.
A jak będzie teraz?
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, sytuacja będzie stopniowo się uspokajać i tym razem, ale pewności nie ma. W dodatku Japonia przeżywa kryzys polityczny i drastyczny spadek autorytetu rządu, w obu krajach jest kryzys gospodarczy, co powoduje wzrost napięć społecznych. Zarówno w Japonii jak i w Chinach mogą się pojawić pomysły kanalizowania niezadowolenia przez wzmaganie nastrojów i protestów nacjonalistycznych.
Jakie mogą być konsekwencje tego konfliktu dla nas?
Bez wątpienia odbije się to też i na nas. W Chinach produkuje się liczne komponenty do japońskich produktów, więc będzie to miało konsekwencje dla całej gospodarki światowej. Na pewno i w Polsce można nabyć dużo produktów japońskich marek produkowanych w Chinach. Obecne wstrzymanie produkcji może spowodować problemy z zaopatrzeniem.
Japonia jest czwartym partnerem handlowym Chin. W jakich sektorach ta współpraca jest największa?
Japończycy wybudowali w ostatnich dziesięcioleciach wiele zakładów kooperacyjnych w Chinach. To w nich produkuje się liczne elementy i urządzenia elektroniczne dla japońskiego przemysłu. W zasadzie, Japonia unika tylko wprowadzania do Chin najnowszych technologii, których nie chce pokazywać Chińczykom.