Burmistrz Kobyłki pod Warszawą przyznaje, że miasto jest innowacyjne w powiecie. – Chcieliśmy na tyle, na ile się da, maksymalnie zabezpieczyć dzieci – mówi naTemat Edyta Zbieć. Do wszystkich szkół i przedszkoli zamówiono tu bramki detekcyjne do pomiaru temperatury, które w ciągu minuty mogą skontrolować 70 osób. Ale, sądząc, po komentarzach w internecie, nie wszystkim się dogodzi.
Wszyscy boją się, jak będzie. Szkoły dwoją się i troją, jak zadbać o bezpieczeństwo uczniów i nauczycieli, niejeden samorząd staje na głowie. Miasta zaopatrują szkoły w maseczki, środki do dezynfekcji, rękawice.
Ale niektóre decydują się na jeszcze inne rozwiązania.
Urządzenia do bezdotykowego pomiaru temperatury ustawiono m.in. w szkołach w Szczecinie, ale też w niedużych miejscowościach. Na przykład w gminie Dobroszyce niedaleko Oleśnicy.
A także w małopolskiej Limanowej.
– Zakupiono urządzenia do zdalnego pomiaru temperatury i sprawdzania masek na twarzach, które będą znajdowały się przy wejściach do szkół, przedszkoli i żłobka – zapowiedział tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego burmistrz Limanowej, Władysław Bieda.
Tu w szkołach montowane są też urządzenia umożliwiające prowadzenie relacji z lekcji. Dostęp do lekcji ma dostępny dla uczniów nie tylko na żywo, ale również w formie retransmisji, którą będzie można obejrzeć do godz. 22:00.
Niejeden uczeń z innej szkoły mógłby pozazdrościć.
Bramki detekcyjne w Kobyłce
W Kobyłce pod Warszawą postawiono jeszcze na coś innego. 28 sierpnia burmistrz przedstawiła stan przygotowań w mieście, a w nim nowości. Jedną z nich mają być bramki detekcyjne do pomiaru temperatury, które zostaną zakupione przez Urząd Miasta dla każdej szkoły.
– Zamówiliśmy osiem bramek do przedszkoli, szkół, Miejskiego Ośrodka Kultury i biblioteki. Chcieliśmy na tyle, na ile się da, maksymalnie zabezpieczyć dzieci. Tradycyjny pomiar jest kłopotliwy. Ktoś stoi przy wejściu, mierzy wszystkim temperaturę, można coś zaniedbać. A tu od razu będzie reakcja bramki. Czuły detektor reaguje natychmiast w sytuacji wykrycia temperatury powyżej 37 stopni. To szybka i bezdotykowa kontrola temperatury ciała. Nikt nie będzie musiał dzieci dotykać, a to też nie będzie generowało dodatkowych zagrożeń – mówi naTemat burmistrz Kobyłki Edyta Zbieć.
Przyznaje: – Jesteśmy innowacyjni w skali powiatu. Wiemy, że coś takiego planują jeszcze Ząbki.
Na stronie urzędu i na Facebooku pojawiła się informacja: "Bramki umożliwiają skontrolowanie aż 70 osób na minutę w bezdotykowy sposób. Czuły detektor (margines błędu to zaledwie 0,1 stopnia Celsjusza) w przypadku wykrycia temperatury powyżej 37 stopni Celsjusza uruchomi alarm dźwiękowy" – czytamy na stronie Urząd Miasta.
Kobyłka zamówiła też 2,5 tys. przyłbic dla uczniów. "Każdy uczeń otrzyma również przyłbicę – są bardziej komfortowe dla dzieci i młodzieży niż maseczki. Urząd Miasta zakupi dla szkół również kamerki, które – jeśli będzie to konieczne – umożliwią pracę zdalną" – informuje miasto również na Facebooku.
Jak reagują mieszkańcy w sieci
Czytam komentarze pod postem i nie wierzę. 30 opinii, w których przeważa malkontenctwo. Niby niewiele, ale i tak dają niezły obraz. Pokazując, że nigdy wszystkim się nie dogodzi.
"Bramki fajnie tylko ciekawe, kto będzie nadzorował bramkę przy wejściu do szkoły i dezynfekował pomieszczenia szkolne", "Chore! Brak słów kto to ma takie głupie pomysły", "Porażka to co wymyślają", "Ale cyrk" – oceniają niektórzy.
Ktoś wytyka, że przy bezobjawowym wirusie bramki nic nie dadzą. Ktoś inny, że w Urzędzie Miasta króluje zabobon, bo przyłbice też przed wirusem nie ochronią. Ktoś inny: "Mam jedno pytanie. Kto nas pytał co jest dla nas bardziej komfortowe? Ja sam preferuje maseczkę".
Ktoś śmieje się, że wymyślili bramki w takim czasie, że nie zdążą zainstalować przed 1 września. Kolejny z kpiną przypomina, jak w marcu w Kobyłce dezynfekowano chodniki i porównuje do bramek: "Byłoby to więc najgorzej wydane kilkadziesiąt tysięcy z naszych podatków... Ale nie jest, bo rekord padł podczas dezynfekcji chodników!".
"Zawsze możecie się przepisać na domowe nauczanie zamiast tylko wyszydzać. Nie pasuje? To nie posyłajcie własnych pociech do szkoły" – oponuje jednak któryś z mieszkańców.
Burmistrz Kobyłki mówi, że jedna bramka kosztuje ok. 8 tys. zł. – Na wszystko, razem z przyłbicami, wydamy ok. 70 tys zł. Biorąc pod uwagę zagrożenia, to myślę, że to nie są duże pieniądze – mówi.
Do niej nie dotarły żadne negatywne reakcje, ale widziała komentarze na Facebooku Urzędu Miasta. – Czasami, gdy dziecko ma stan podgorączkowy rodzice wysyłają je do szkoły na siłę. Pracują, nie mają co zrobić z dzieckiem. A teraz wszystko przy bramce wyjdzie. Wtedy będą musieli zorganizować swoją pracę inaczej – mówi burmistrz. A to, jak wiadomo, nie wszystkim musi się podobać.
– Czyli co? Najlepiej nic nie robić? Jest ciśnienie, żeby szkoły ruszyły. A skoro ruszają, to trzeba się do tego jak najlepiej przygotować. Nie słyszałem o negatywnych reakcjach popartych racjonalnymi argumentami – reaguje wiceprzewodniczący Rady Miasta Artur Rola, gdy czytam mu komentarze.
W szkołach z bramek zadowoleni
W szkołach, jak słyszę, pomysł się spodobał. Wielu rodziców na pewno też będzie zadowolonych. – Trudno postawić kogoś na korytarzu, kto stale będzie wszystkim mierzył temperaturę. Bramka na pewno by to usprawniła. Rozmawialiśmy o tym z dyrektorami szkół. Urząd stara się kupić bramki po jednej do każdej placówki, ale na przykład dyrektor szkoły nr 3 ma w planach dokupienie jeszcze jednej bramki ze środków własnych. Ma trzy wejścia do szkoły i chciałby je zabezpieczyć możliwie jak najlepiej – dodaje wiceszef Rady.
Burmistrz: – Byłam na rozpoczęciu roku szkolnego. Dyrektorzy nawet z dumą mówili, że takie bramki będą zainstalowane i ich placówka będzie zabezpieczona w taki sposób – przyznaje Edyta Zbieć.
Artur Rola podkreśla, że miasto i szkoły robią wszystko, jeśli chodzi o bezpieczeństwo i funkcjonowanie szkoły. – MEN późno wydało wytyczne i nie wszystkie kwestie załatwia. Wiele z nich ceduje na samorządy i dyrektorów szkół. Dlatego miasto i dyrektorzy szkół robią wszystko, by być w gotowości, by jak najszybciej reagować – mówi.
W Kobyłce pod koniec sierpnia był już alert, gdy w tutejszym przedszkolu, u jednej z pracownic, pojawiło się podejrzenie covid-19. – To był dobry poligon, by przećwiczyć procedury. 11 pracowników było wtedy na kwarantannie, robiono im badania. W pigułce zobaczyliśmy wtedy, co może się stać, gdy dojdzie do zakażenia. Trudno powiedzieć, na ile wpłynęło to na władze miasta, ale myślę, że dało do myślenia – mówi Artur Rola.