Potwierdzają się informacje, że wybuch gazu w domu jednorodzinnym w Białymstoku był następstwem rozszerzonego samobójstwa. Sąsiedzi rodziny powiedzieli portalowi Fakt24, że ojciec rodziny od lat miał znęcać się nad jej członkami. Podobno miał sądowy zakaz zbliżania się do nich.
Z informacji przedstawionych przez Fakt24 wynika, że 47-letni Mariusz K. od dawna terroryzował swoją rodzinę. W trakcie jego kłótni z żoną – 40-letnią Joanną – mieszkająca z małżeństwem 72-letnia matka mężczyzny miała stawać po stronie synowej. Podobnie jak 22-letnia córka pary, której w momencie tragedii nie było w domu.
– W tej rodzinie nie działo się dobrze, mała często płakała. Joanna to była arcydzielna kobieta. Zawsze była miła i dobra dla sąsiadów, pomimo własnych problemów zawsze starała się każdemu pomóc – powiedziała portalowi jedna z sąsiadek. Mówiąc "mała", miała na myśli 10-letnią dziewczynkę, jedną z ofiar.
Powołując się na relacje sąsiadów, Fakt24 donosi, że przez ostatnie dwa miesiące Mariusza K. nie było w domu. Na początku wakacji zatrzymała go policja. Z nieoficjalnych ustaleń portalu wynika, że mężczyzna miał sądowy zakaz zbliżania się do rodziny.
Do wybuchu gazu w Białymstoku doszło w poniedziałek. Początkowo zakładano, że to on był przyczyną śmierci czterech osób – członków jednej rodziny. Jednak na ciałach trzech ofiar znaleziono rany kłute, a czwarta ofiara miała na szyi pętlę wisielczą. Policja przyjmuje więc, że prawdopodobnie było to rozszerzone samobójstwo. Potwierdzają to relacje sąsiadów.