– Wszystkie te formy są poniżające, bo nie ma w nich cienia szacunku dla drugiej osoby – podkreśla Joanna Godecka, psychoterapeutka, specjalistkę od związków, pracy nad samooceną i poczuciem własnej wartości. Rozmówczyni naTemat w jednej ze swoich książek ("Szczęście w miłości") opisała niebezpieczne zjawiska w randkowaniu.
Mosting, cushioning, breadcrumbing to nowe zjawiska w randkowaniu?
Joanna Godecka (Ośrodek Psychoterapii Inside You):To tendencje, zachowania, które zawsze w jakimś stopniu funkcjonowały, ale były ograniczane normami społecznymi. Zaczynając od mostingu, który jest nieeleganckim, a raczej okrutnym zrywaniem.
Kiedyś nie było przyzwolenia społecznego na takie sytuacje, jakkolwiek zdarzały się i jest wiele takich przykładów w literaturze, choćby na kartach powieści Jane Austin. On się zaleca, robi nadzieję, a potem wyjeżdża i nie daje znaku życia.
W dzisiejszych czasach, kiedy nawiązujemy więcej znajomości dzięki portalom randkowym i mediom społecznościowym, można powiedzieć, że statystycznie takich przypadków jest dużo więcej.
Czy w takim razie jest mosting?
Jest zakończeniem znajomości bez ostrzeżenia, że coś się w niej psuje i bez podawania przyczyny. Najbardziej raniące w tym przypadku jest właśnie to, że nie ma żadnego logicznego wyjaśnienia tej sytuacji. Wczoraj było "cudownie" a dziś on/ona nie chce mnie znać. Osoba porzucona nie dowiaduje się, co było powodem zerwania.
Często dzieje się to np. wtedy, kiedy kobieta angażuje się, słysząc sugestie partnera o przeniesieniu relacji na wyższy poziom. Takie pary zaczynają już nawet wspólnie oglądać domy, rozmawiają o przyszłości.
Czyli tu trzeba podkreślić, że to zjawisko nie dotyczy randkowania w rozumieniu pierwszych spotkań?
Zazwyczaj taka znajomość w pierwszej fazie postępuje bardzo szybko i jest bardzo romantyczna. Para się poznaje, a mężczyzna stwierdza np. "Czekałem na ciebie", "Jesteśmy dla siebie stworzeni". On jest inicjatorem i narzuca tempo.
Wszystkie fazy znajomości postępują gładko, kobieta zaczyna uważać, że relacja ma perspektywę i wtedy nagle kończy się bez żadnego ostrzeżenia i bez żadnych wyjaśnień.
Partner przestaje odbierać telefony, nie reaguje na SMS-y, znika. Okazuje się jednak, że jest dostępny w mediach społecznościowych, ale nie podejmuje żadnej próby kontaktu. Wszystko to robi bardzo konsekwentnie.
Zdarzało się, że zgłaszały się do mnie kobiety, które znalazły się w takiej sytuacji. Najpierw pojawiało się zdziwienie, uważały, że coś pewnie musiało się stać, być może np. zgubił telefon...
Kiedy jednak milczenie trwało coraz dłużej, zaczynały myśleć, że może trafił do szpitala, miał wypadek. Trudno było im uwierzyć, że przestał się odzywać bez powodu. Niektóre osoby próbowały desperacko dowiedzieć się prawdy pisząc do jej/jego znajomych, odwiedzając jego pracę itp.
Później pojawiały się złość i smutek, bo ta osoba nadal była aktywna w komunikatorach, musiała wiedzieć o próbach kontaktu, ale go nie podejmowała. To, co jest najgorsze, to to, że kobiety, które stykają się z taką sytuacją często przenoszą winę na siebie. Mówią, że coś musiały zrobić, czymś musiały go zrazić, bo niemożliwe jest, że tak zakochany facet, ktoś, kto planował wspólną przyszłość, nagle zniknął.
Mosting to wynik okrucieństwa, niedojrzałości i narcystycznego podejścia. Liczę się ja, liczy się moja przyjemność, a gdy ona się skończyła, to nawet nie mówię do widzenia. Przyjemność może sprawiać władza, manipulowanie drugą osobą.
Oszukuje ktoś, komu te kobiety zdążyły zaufać, więc musi to być druzgocące.
Mężczyzna zwykle stara się stworzyć atmosferę, która dla kobiety jest bardzo obiecująca. Często wydaje się jej, że łączy ich coś wyjątkowego, a tak szybkie tempo rozwoju znajomości wynika z tego, że on i ona idealnie do siebie pasują.
Nieoczekiwane porzucenie jest bardzo rujnujące. Zwykle te kobiety nie mogą pogodzić się z faktem, że nie wiedzą, co się stało. Są skłonne więc obciążyć się winą za to wszystko. Dążą do tego, aby dowiedzieć się jaka ich cecha lub zachowanie sprawiło, że tak się stało, bo chcą to naprawić.
Pogrążają się jeszcze bardziej. Zaczynają postępować histerycznie. Próbują gdzieś spotkać tego mężczyznę, zaczerpnąć o nim jakichś wiadomości.
Swoją ambicję rzucają na szalę, bo są przekonane, że w jakiś sposób mogłyby jego "miłość" odzyskać. Jednak nie o to chodzi. Miłości nie było. Była gra i manipulowanie uczuciami.
A czym jest cushioning, o którym także pisałaś w swojej książce "Szczęście w miłości"?
To z kolei jest zachowanie asekuracyjne, które polega na tym, że mimo, iż dana osoba teoretycznie jest w związku – jest wspólne życie, nawet mieszkanie – to podtrzymuje także relacje z innymi kobietami/mężczyznami. Relacje te wykraczają poza standard koleżeństwa czy przyjaźni. Okazuje się, że te osoby też są zachęcane, uwodzone i manipulowane.
Jest w tym masa nieszczerości a nawet fałszu, a swoje postępowanie często argumentuje się tak: "Nie byłam pewna, że to jest to", "Nie wiedziałam, czy to odpowiedni facet/ kobieta, więc chciałam sprawdzić inne relacje".
Ale równocześnie, na wszelki wypadek, tej relacji też nie odpuszczam?
Nie odpuszczam i równolegle testuję inne, dając sobie do tego prawo, usprawiedliwiając to tymi argumentami. Może być też tak, że nie jestem pewna wierności i zaangażowania partnera, nie wiem, jak ta relacja się potoczy, więc na wszelki wypadek mam koła ratunkowe.
Często jest to po prostu narcyzm, czyli czerpanie satysfakcji z tego, że jest się obiektem adoracji wielu osób. Tacy ludzie nie są gotowi na stały związek. Zdarza się, że partnerka lub partner odkrywają jednak SMS-y, jakąś podejrzaną aktywność w mediach społecznościowych i wtedy okazuje się, jak wygląda sytuacja.
Jest jeszcze breadcrumbing. Co to takiego?
W tłumaczeniu oznacza to sypanie okruszków, a polega na tym, że zrywamy z jakąś osobą, ale nie w jasny, jednoznaczny sposób. Zaczynamy urywać kontakt, ale co jakiś czas wysyłamy sygnał do tej osoby po to, żeby odczytała ona go tak, jakbyśmy byli nadal zainteresowani, więc czeka.
Oczywiście czekać się nie powinno. Breadcrumbing jest fałszywym sygnałem, że myślimy o tej osobie, ale nie ma w tych komunikatach niczego konkretnego. Jeśli np. pada pytanie, czy się spotkamy, to słyszymy że np "oczywiście, ale jestem teraz trochę zajęta, zajęty"... brak terminu, konkretu.
Ktoś, kto sypie okruszki, bazuje na naiwności danej osoby i na jej potrzebie uwierzenia w to, czego nie ma - w prawdziwe zainteresowanie podczas gdy sytuacja sugeruje jedno: nie jestem tobą poważnie zainteresowany/zainteresowana.
Ofiary takich zachowań pewnie czują się bardzo poniżone?
Wszystkie te formy są poniżające, bo nie ma w nich cienia szacunku dla drugiej osoby. Jeśli więc ktoś się nie zraża i kontynuuje znajomość, zazwyczaj jest to ktoś o obniżonym poczuciu własnej wartości. Pozwala sobą manipulować, bo nie chce przyjąć do wiadomości oczywistych sygnałów.
Człowiek, u którego poczucie własnej wartości jest na adekwatnym poziomie, nie chce poświęcać swojego czasu na myślenie o kimś, kto nie ma czasu dla niego, kto się o niego nie troszczy i kto niczego nie proponuje.
Jak się ustrzec? Jak rozpoznać kogoś takiego? O ile w cushioningu i breadcrumbingu można odczytać sygnały, to w przypadku mostingu nie jestem już tego taka pewna.
Osoby, które mają na myśli tylko wstępny etap relacji, nie myślą o przyszłości, zwykle bardzo intensywnie realizują tę pierwszą fazę. Tam są fajerwerki, są wyznania, jest mnóstwo atrakcji, co może zauroczyć. Później okazuje się, że Amor wystrzelał cały zapas strzał, magazynek jest pusty i następuje zerwanie.
W normalnej relacji, która rozwija się symetrycznie, ludzie powinni się poznawać, okazywać sobie zainteresowanie i życzliwość, ale jeśli ktoś 5 dnia deklaruje, że będzie miał ze mną dzieci i będzie kupował dom, to powinnam się zastanowić czy nie jest to dziwne.
Zapewne jest to osoba, która chce mnie w błyskawicznym tempie zauroczyć, po to, aby związek szybko skonsumować i go zakończyć. Jeśli mówi poważnie to też niedobrze. Może bowiem mieć tak dużą potrzebę miłości, że jest w stanie związać się z kimkolwiek. Dzieci i dom to temat na przyszłość. a nie na pierwsze dni związku.
Czyli co trzeba robić, aby nie wpaść w sidła kogoś takiego, ale żeby jednocześnie nie popaść w paranoje i nie być skrajnie nieufnym?
Kiedy rozmawiam z kobietami, które tego doświadczyły, często mówią, że początek był za piękny, aby był prawdziwy. Rzeczywiście istnieją takie sygnały ostrzegawcze. Nierzadko te komplementy, to szybkie tempo, przypominają karuzelę w lunaparku, więc po kilku szybkich okrążeniach człowiek myśli sobie, że chciałby, aby wszystko działo się jednak trochę wolnej.
Wtedy można się zdystansować. Nie chodzi o to, żeby się zamykać, ale o to, żeby nie rzucać się od razu na taką relację z wielkim głodem.
Albo się odciąć?
Jeśli okazuje się, że nagle on/ona zaczyna nam dawkować, wydzielać swoje zainteresowanie, to potraktujmy ten sygnał poważnie. Trzeba to zauważyć, nie wymyślać własnej narracji. Trzeba się raczej z tym skonfrontować i wyciągnąć wnioski.