W Wielkiej Brytanii wchodzą w życie nowe restrykcje z powodu epidemii.
W Wielkiej Brytanii wchodzą w życie nowe restrykcje z powodu epidemii. Fot. Ben Garratt / Unsplash.com

Jeśli ktoś nie wierzy w drugą falę pandemii covid-19, wystarczy spojrzeć na liczby z Wielkiej Brytanii. Ostatnia doba była rekordowa pod względem zakażeń. Raczej nie dojdzie do powtórki z kwietnia, czyli powrotu do głębokiego lockdownu, ale mimo to da się odczuć, że restrykcje wracają.

REKLAMA
– Dla mnie na razie nic się nie zmieniło. Rząd znowu "zachęca" jednak do pracy z domu – mówi mi Alicja, która na co dzień mieszka w Londynie. Jak przekonuje, sama unika podróżowania komunikacją miejską i kontynuuje swój home office, który zaczęła na początku pandemii koronawirusa.
Kiedy pytam moją rozmówczynię o nowe restrykcje w Wielkiej Brytanii, wspomina o ograniczonych usługach. – Puby i restauracje zamykają się o 22, z wyjątkiem tych, które oferują dania na wynos – tłumaczy i dodaje, że ponadto do maksymalnie sześciu zmniejszyła się liczba osób, które mogą się spotkać. Dotyczy to tych, którzy nie mieszkają razem.

Druga fala covid-19

Kiedy Europa w marcu zbroiła się do walki z covid-19, władze Wielkiej Brytanii były krytykowane za to, że lekceważą pandemię. Restrykcje wprowadzono z opóźnieniem, a ludzie mieszkający na Wyspach opowiadali, że życie towarzyskie kwitło nawet w momencie, gdy we Włoszech notowano kolejne rekordy zgonów z powodu SARS-CoV-2.
Teraz premier Boris Johnson wydaje się być bardziej zdecydowany w działaniach. Kilka dni temu zaapelował o dyscyplinę, a także zapowiedział surowe kary dla tych, którzy złamią obostrzenia. – Tragiczna rzeczywistość bycia zakażonym koronawirusem polega na tym, że twój łagodny kaszel może oznaczać czyjąś śmierć – stwierdził.
Jego słowa wybrzmiały wyjątkowo mocno. Niezależenie od tego, czy ktoś lekceważy koronawirusa czy nie, statystyki mówią same za siebie. 24 września w Wielkiej Brytanii potwierdzono 6634 nowych zakażeń – najwięcej od początku epidemii. Zmarło też 40 kolejnych osób, najwięcej od połowy lipca.
Sytuacja jest na tyle poważna, że Cardiff, Swansea i Llanelli w Walii, od soboty wejdą ponownie w stan lockdownu. Nowe restrykcje dotkną ponad 1,5 mln ludzi. – W weekend miał stamtąd przyjechać do Londynu mój kolega, ale na razie trzeba zapomnieć – wspomina jeden z moich rozmówców.
Kiedy pytam Polaków z Londynu, czy znowu zaczyna się gromadzenie zapasów na wypadek zamknięcia w domach, większość twierdzi, że nie widać szału, jaki mogliśmy jeszcze w marcu obserwować nie tylko w Europie, ale na całym świecie.
Powtarza się jednak historia… z papierem toaletowym. Lokalne media z Londynu informują o kupujących, którzy wyjeżdżają ze sklepów z pełnymi wózkami. Niektórzy już domagają się wprowadzenia limitów na poszczególne produkty, by w porę opanować zakupowe szaleństwo.
– Kupiłam 94 rolki miesiąc temu, kiedy lawinowo ruszyła panika, że wszystkiego zabraknie – przyznaje Alicja. Jak zapewnia, teraz na pewno nie planuje zapychania szafek, bo jest już nauczona doświadczeniem. – Jakoś nie odczułam bardzo braków ostatnim razem – wspomina.
Patrząc na rozwój sytuacji w Wielkiej Brytanii, społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy. Jedni dalej traktują pandemię bardzo serio, inni śmieją się z koronawirusa i mówią o wymyślonym problemie. Kiedy wszedłem na grupę Polaków mieszkających w Londynie na Facebooku, po części zrozumiałem, o co chodzi.
W jednym z postów ktoś rozpoczął dyskusję o tym, czy brytyjski rząd powinien wprowadzać nowe obostrzenia. Pojawiło się setki komentarzy, z których większość nawiązywała do "wymyślonej pandemii". Krąży nawet powiedzenie, że "covid-19 nie jest groźniejszy niż zwykła grypa, tylko ma lepszy marketing". Z takim nastawieniem trudno będzie zmobilizować społeczeństwo, by się izolować i dbać o własne bezpieczeństwo.
Wspomniałem o nastawieniu Polaków, ale problem jest szerszy. Kilka dni temu setki osób protestowało na Trafalgar Square w centrum Londynu przeciwko ograniczeniom, wprowadzanym przez władze z powodu epidemii. Doszło do starć z policją.
Chociaż Boris Johnson zapowiedział konkretne działania, to jest krytykowany za to, że tych konkretnych decyzji właśnie brakuje. I ludzie nawet nie wiedzą, na co się szykować. – W sierpniu uruchomili usługę "eat out to help out", czyli dopłacali połowę twojego rachunku. jeśli jadłeś w knajpie przy stoliku. Teraz mówią żeby unikać wychodzenia z domu – zauważa moja rozmówczyni.
Warto jednak zaznaczyć, że wtedy jeszcze druga fala covid-19 nie była tak oczywista, jak teraz. Przypomnijmy, że aktualnie wzrost zakażeń obserwujemy w całej Europie. Tylko we Francji w ciągu ostatniej doby wykryto ponad 16 tys. nowych przypadków koronawirusa.