Anna Cieślak (po lewej) oraz Irena Dawid-Olczyk
Anna Cieślak (po lewej) oraz Irena Dawid-Olczyk Fot. Mateusz Motyczyński
REKLAMA
Działalność w La Stradzie oznacza mierzenie się z ogromnym morzem tragedii... Czy wyłaniają się z niego jakieś osoby i sytuacje, które pamięta się w sposób szczególny?
Irena Dawid-Olczyk: Mogłoby się wydawać, że największe wrażenie robią historie związane z bardzo długim przetrzymywaniem w niewoli; te, które można byłoby uznać za najbardziej spektakularne i brutalne. Jednak w mojej pamięci najmocniej utkwiły przypadki pokazujące, jak ciężkie jest życie już po wyrwaniu danej osoby z rąk przestępców, jak tego rodzaju sytuacje mogą zdruzgotać człowieka na lata, na wielu płaszczyznach.
Najlepiej pamiętam pewną młodą dziewczynę zmuszaną do uprawiania prostytucji. Gdy udało się nam zakończyć ten proceder, ofiara musiała zeznawać przed sądem 17 razy, a do tego jej dokumentację medyczną ujawniono w mediach! W efekcie straciła jakiekolwiek zaufanie do ludzi, którzy mieli jej pomagać, włączając w to psychologów.
A jednak wykazała się nieprawdopodobną wręcz siłą i po pewnym czasie odbudowała swoje życie. To właśnie o tej młodej kobiecie myślę mierząc się z kolejnymi dramatami ludzkimi. Dzięki niej przypominam sobie, że człowiek może dokonać rzeczy naprawdę niesamowitych.
Anna Cieślak: W tym miejscu podkreślę, że publiczne przypominanie konkretnych historii nie zawsze jest właściwe. Z jednej strony chodzi o to, aby ofiary były już naprawdę bezpieczne, z drugiej: trzeba szanować ich pamięć emocjonalną i nie rozdrapywać zbyt świeżych ran. Gdy proces zdrowienia się kończy, koszmary z przeszłości przestają być ich osobistymi historiami. Takie osoby muszą odciąć się od tego wszystkiego i rozpocząć zupełnie nowe życie.
Oczywiście wszystko to nie oznacza, że powinno się wyłącznie milczeć, bo szczere mówienie o dramatach może być czymś naprawdę dobrym. Warto tu wspomnieć o naszej nowej inicjatywie, czyli "Trafikotece", w której znane aktorki i aktorzy opowiadają przed kamerą autentyczne sytuacje, z którymi zetknęła się La Strada. Często jest tak, że gdy ofiara usłyszy swoją historię z innych ust, może skuteczniej zmagać się z traumą, przynajmniej częściowo odczarować koszmar, jaki przeżyła.
Irena Dawid-Olczyk: À propos "Trafikoteki" – niedawno chciałyśmy tam włożyć kolejną historię, tak więc zgłosiłam się do jednej z dziewczyn, którym pomogła La Strada. Gdy usłyszała, że o jej przejściach miałaby opowiedzieć pewna znana aktorka, poprosiła o czas do namysłu. Oddzwoniła po czterech godzinach i usłyszałam odmowę.
Oczywiście, było mi żal, bo potrzebujemy prawdziwych historii, aby podnosić świadomość i ostrzegać ludzi. Lecz zarazem poczułam naprawdę wielką radość. Widzi pan, ofiary handlu ludźmi mają ogromny problem z powiedzeniem komukolwiek "nie". A więc to, że owa dziewczyna zdobyła się na sprzeciw, oznacza, że wyszła na prostą.
logo
Anna Cieślak Fot. Mateusz Motyczyński
Liczby dotyczące handlu ludźmi mogą przerazić: w Europie co roku aż 1,5 miliona osób staje się ofiarami pracy przymusowej, w skali globu to już 21 milionów. Za wszystkim stoją gigantyczne pieniądze – na Starym Kontynencie zyski wynoszą ponad 11,3 miliarda zł, na świecie mówimy już o niemal 125 miliardach zł... Jak owe dane zmieniają się na przestrzeni lat? Jest coraz lepiej, czy może jednak gorzej?
Irena Dawid-Olczyk: Niestety, nasza chciwość rośnie. Chcemy coraz większych ilości tanich produktów i usług, tak więc handel ludźmi ma się naprawdę dobrze i nic nie zapowiada, aby sytuacja miała się zmienić. Dlatego tak ważna jest nieustanna praca, intensywne edukowanie możliwie wielu osób.
Podam jeden ze świeżych przykładów – choć zasadniczo La Strada zajmuje się sytuacjami naprawdę "mocnymi", związanymi z poważnym przekroczeniem granic człowieczeństwa, a nie łamaniem praw pracowniczych, to zgłaszają się do nas również obcokrajowcy, którym nie wypłacono pensji. Niedawno udzieliliśmy porady prawnej i przygotowaliśmy pismo dla takiej właśnie osoby, z którym zgłosiła się do nieuczciwego pracodawcy.
Okazało się to wystarczające – pracodawca był w takim szoku, że cudzoziemiec walczy o swoje, że potulnie wypłacił całą należność. Gdyby zapytał mnie pan, dlaczego ludzie wykorzystują innych, odpowiedź byłaby bardzo prosta: bo mogą. Zbyt wiele osób nie ma nawet pomysłu, żeby bronić swych praw.
Anna Cieślak: Gdy mowa o zmianach, warto wspomnieć także o nowoczesnych formach zniewalania ludzi. Wciąż żyjemy w przekonaniu, że praca przymusowa to wyłącznie dziewczyny, które wyjechały na zachód, gdzie miały zbierać truskawki, a na miejscu zabrano im paszporty i, używając brutalnych metod, zmuszono do prostytucji.
Natomiast, jak kiedyś określiła to Irena, spektrum jest tutaj naprawdę szerokie: od dziewczyny przykutej do kaloryfera, po sprzedawczynię w jakimś sklepie, zatrudnioną bez jakiejkolwiek umowy i zniewoloną głównie przez brak lepszych alternatyw.
W naszych czasach coraz częściej dochodzi do manipulacji psychologiczno-finansowych. Mówię o sytuacjach, w których wykorzystuje się młodego człowieka, żerując na tym, iż nie zna swoich praw. Tak, jest odważny i przebojowy, chce odnieść sukces, lecz zarazem brak mu odpowiedniej wiedzy i doświadczenia życiowego.
W ten sposób staje się np. jedną z osób zatrudnianych na okresy próbne, po których oczywiście nie przedłuża się umów i często nie wypłaca żadnego wynagrodzenia. Taka osoba jest na równi pochyłej, łatwo może zostać ofiarą pracy przymusowej.
Przypomina mi się stytuacja z własnego podwórka: rozpoczynając studia w szkole teatralnej, często chciałam "z rozpędu" podpisywać rozmaite umowy, które – o czym byłam przekonana – pozwolą mi rozwinąć skrzydła. Na szczęście rzucała na nie okiem moja starsza siostra, która jest prawnikiem. Zapoznając się z tymi dokumentami, nierzadko była wręcz przerażona.
Lecz gdy wracałam z naniesionymi przez nią poprawkami, słyszałam: "Ależ Aniu, jeżeli nie podobają ci się te warunki, to przecież na twoje miejsce czeka mnóstwo innych aktorek, które podpiszą wszystko bez mrugnięcia okiem".
logo
Irena Dawid-Olczyk i Anna Cieślak Fot. Mateusz Motyczyński
Pozostając w temacie zmian – jak na sytuację wpłynął rozwój technologiczny?
Irena Dawid-Olczyk: Powszechność dostępu do smartfonów oraz internetu sprawiła, że ofiary handlu ludźmi mogą komunikować się z nami o wiele łatwiej, niż przed laty. Odzywają się np. poprzez Facebooka, przesyłają zdjęcia dokumentów i, co niesamowicie istotne, precyzyjną lokalizację, dzięki czemu mają znacznie większe szanse na szybką pomoc. Na szczęście migranci zazwyczaj dosyć dobrze operują takimi narzędziami.
Dziś naprawdę trudno przetrzymywać człowieka tak, aby całkowicie odciąć go od świata zewnętrznego. Wcześniej zdarzało się, iż ludzie nawet po całych latach niewoli nie wiedzieli, w jakim kraju są przetrzymywani.
Pamiętam, że gdy nawet udało się im nawiązać kontakt telefoniczny z La Stradą, rozpoczynała się niełatwa walka o ustalenie miejsca, z którego dzwonią. Czasami musieliśmy prosić takiego człowieka, aby spróbował dotrzeć do tabliczki z nazwą miejscowości i ją przeliterował. Co też bywało trudne, gdyż nie wszyscy znali alfabet łaciński.
Jednak rozwój technologiczny to miecz, który siecze w obie strony, prawda?

Irena Dawid-Olczyk: Oczywiście, ułatwił życie także przestępcom. Korzystając z internetu, mogą dziś o wiele łatwiej, sprawniej i szybciej docierać do potencjalnych ofiar. Zdecydowanie warto pamiętać o tym, że w Sieci należy zachowywać naprawdę wielką ostrożność, gdyż to miejsce, w którym nikt – nawet osoba bardzo czujna, świetnie wykształcona i obyta w świecie – nie może czuć się całkowicie bezpiecznie.
Przecież na każdego można znaleźć haczyk i odpowiednio apetyczną przynętę. Jako przykładu użyjmy tutaj aktorek – Aniu, gdyby na jednym z serwisów społecznościowych spreparować odpowiednio wiarygodne konto jakiegoś wpływowego i bogatego producenta filmowego z zagranicy, że sprawdzenie, czy masz do czynienia z fałszywką, zajęłoby sporo czasu, racja?
Anna Cieślak: Rzeczywiście. Gdy parę lat temu zdecydowałam się wreszcie założyć profil na Instagramie, z miejsca zaczęły przychodzić rozmaite propozycje dotyczące atrakcyjnych ról albo castingów – m. in. z Bliskiego Wschodu i Afryki, niedawno zgłosił się też ktoś podający się za wysoko postawioną personę w Bollywood.
Oczywiście, w takich sytuacjach powinno się zakładać, że mamy do czynienia z głęboką ściemą, jednak sprawdzenie wszystkiego na 100 proc. i podjęcie właściwej decyzji często nie jest łatwą sprawą. Zwłaszcza gdy jest się bardzo młodą dziewczyną; początkującą aktorką, tudzież inną celebrytką, która marzy o nawiązaniu kontaktów za granicą i zrobieniu kariery międzynarodowej.
logo
Irena Dawid-Olczyk Fot. Mateusz Motyczyński
Ofiara handlu ludźmi zazwyczaj kojarzy się z obywatelką jakiegoś państwa Trzeciego Świata bądź też kraju znacznie mniej zamożnego i gorzej wyedukowanego od Polski. Czy, generalizując, nasza rodaczka może czuć się bezpiecznie?
Irena Dawid-Olczyk: Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, gdy usłyszałam to pytanie brzmiała: zasadniczo statystyczna Polka jest osobą stosunkowo dobrze wykształconą. Do tego, jako obywatelka Unii Europejskiej, może podejmować na zachodzie legalną pracę. Te rzeczy sprawiają, że jest już nieco bezpieczniejsza.
Jednak pamiętajmy, że owa statystyczna Polka na emigracji często bywa samotną matką. A to czynnik, który w bardzo dużym stopniu wpływa na podejmowanie niebezpiecznych wyborów, gdyż odpowiedzialność za dziecko może prowadzić do desperackich ruchów. Pamiętajmy również, że osoby samotne są znacznie bardziej podatne na manipulacje – nierzadko dają się omamić ludziom, którzy roztoczą przed nimi wizję wspaniałego związku, zaproponują odrobinę ciepła.
Anna Cieślak: Przed laty przygotowywałam się do spektaklu teatralnego "Closer", w którym grałam tancerkę go-go. Wybrałam się do takiego właśnie klubu i przegadałam jakieś sześć godzin z pracującymi w nim dziewczynami. Okazało się, że wiele z nich to studentki, osoby naprawdę inteligentne i oczytane, a zarazem samotne matki właśnie.
Dodam, że wszystkie tańczyły dobrowolnie i naprawdę nie narzekały na swą pracę. Cóż, to już kwestia wyborów życiowych – jeżeli dziewczyna chce zarabiać szybko i łatwo, otrzymując za to niezłe pieniądze i drogie perfumy, oczywiście ma do tego prawo. Ważne jedynie, aby miała świadomość ryzyka, zachowywała czujność i zdrowy rozsądek, bo to świat pełen niebezpieczeństw.
Irena Dawid-Olczyk: Z założenia nie oceniam moralnie jakichkolwiek wyborów. Jeżeli ktoś chce wybrać podobne życie, ma do tego pełne prawo. Pod warunkiem, że skończył 18 lat. Jednoznacznie złe są wyłącznie sytuacje, w których ciałem – w najogólniejszym tego słowa znaczeniu – zarabiają osoby młodsze, ofiary relacji z tzw. miłośnikami kwaśnych jabłek, czyli dziewczyn nieletnich.
logo
Irena Dawid-Olczyk i Anna Cieślak Fot. Mateusz Motyczyński
Jak oceniają panie skuteczność działania naszej policji, prokuratury i sądów?
Irena Dawid-Olczyk: To bardzo złożone zagadnienie. W teorii jest całkiem nieźle, bo policja dysponuje funkcjonariuszami wyspecjalizowanymi w handlu ludzi. Jednak duża rotacja sprawia, że tego rodzaju sprawami zajmują się osoby, które nie zdążyły nabrać odpowiedniego doświadczenia bądź też nie mają ku temu odpowiednich predyspozycji. Sytuacja wygląda nieco lepiej w Straży Granicznej...
Sądy? Cóż, losowanie spraw, czyli jedna z metod przeciwdziałania korupcji, sprawia, iż wszystko naprawdę staje się loterią – trafimy na prawnika odpowiednio przeszkolonego i empatycznego? Czy może kogoś, kto do handlu ludźmi podchodzi niczym do kradzieży roweru.
Anna Cieślak: Podczas szkolenia sędziów i prokuratorów kładzie się zdecydowanie zbyt mały nacisk na aspekty psychologiczne, co sprawia, że zazwyczaj są znacznie mniej empatyczni nawet od statystycznego policjanta albo pogranicznika. Dodajmy, że La Strada prowadzi specjalne szkolenia dla wszystkich wymienionych tu grup zawodowych – i dla prawników zatrudnionych w sądach oraz prokuraturach, i dla funkcjonariuszy.
Irena Dawid-Olczyk: Kluczowe jest uświadamianie im, że takie postępowania są bardzo trudne. Nie chodzi oczywiście o empatię rozumianą jako dosłowne przytulanie ofiar i głaskanie ich po głowach, lecz o zrozumienie specyficznych potrzeb. Dla przykładu: ofiarę udaje się wyrwać z rąk przestępców i w tym momencie wielu osobom wydaje się, że wszystko jest już w porządku. Przecież jest wolna i bezpieczna, prawda?
Tymczasem należy sobie uświadomić pewną rzecz: do tej pory, przebywając w niewoli, miała dach nad głową i wyżywienie, być może dostawała nawet jakieś pieniądze, z których część wysyłała rodzinie znajdującej się w tragicznej sytuacji materialnej. Nagle tego wszystkiego zabrakło, co w niektórych przypadkach prowadzi do sytuacji, w których ofiary wracają do swych oprawców.
To jedna z rzeczy, które muszą zrozumieć osoby zajmujące się podobnymi sprawami – tutaj trzeba działać naprawdę szybko, nie można zwlekać z przesłuchaniami, rozprawami i wyrokami. Ofiary potrzebują wymiernej pomocy i sprawiedliwości tu i teraz.
Czy polskie prawo ułatwia odpowiednio sprawne działanie?

Irena Dawid-Olczyk: Jest prawidłowe, zgodne z międzynarodowymi zobowiązaniami, ale tak naprawdę jest sporo do poprawienia. Chodzi zarówno o brak jednoznacznego rozwiązania problemu niekaralności ofiar za czyny karalne, który dziś jest mocno uznaniowy, jak i przewlekłość postępowań sądowych.
Jednak kwestią kluczową jest to, iż w naszym kodeksie karnym brakuje odpowiedniej definicji pracy przymusowej. Jeżeli dany przypadek nie wyczerpuje w pełni formuły "prawdziwego" handlu ludźmi – z całym procesem werbowania i wystarczająco poważnym zniewoleniem – to z automatu zostaje podciągnięty zaledwie pod... naruszenie praw pracowniczych.
Wszystko to sprawia, że w Polsce odbywa się niewiele spraw karnych dotyczących handlu ludźmi. No a skoro jest ich tak niewiele, to wydaje się, że problem jest nieistotny i niczego nie trzeba zmieniać. Tak więc tworzy się błędne koło, w którym cierpią kolejne ofiary.