Na głowę Georgette Mosbacher spadła fala krytyki po tym, jak w wywiadzie skrytykowała nagonkę na LGBT w Polsce. Prawicowi dziennikarze zarzucają ambasador USA, że wtrąca się w wewnętrzne sprawy kraju.
"G. Mosbacher w wywiadzie dla WP obwieszcza, że nieprzyjazna dla mniejszości seksualnych postawa Polski źle wpłynie na decyzje inwestycyjne i militarne. Pytanie: jak długo pozwolimy się upokarzać?! – dopytywał na Twitterze Wojciech Sumliński
"I nie mniej ważne: czy znajdzie się decydent który opowie tej babie bajkę o wężu?" – kontynuował.
To jeden z delikatniejszych komentarzy pod adresem Georgette Mosbacher. W słowach nie przebierał za to Witold Gadowski.
"Babsku ewidentnie zaszkodziły hialuryny" – napisał na Twitterze.
"W słowach Mosbacher trudno nie dopatrzyć się jeszcze czegoś: zawoalowanej groźby i szantażu. Do złudzenia przypominają słowa i zachowania innych ambasadorów, z czasów sowieckich lub przedrozbiorowych" – stwierdził z kolei Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy".
Do dyskusji o wywiadzie dyplomatki dołączył także Witold Waszczykowski, były szef MSZ. "Czy ktoś przypomni ambasadorom 41 art. Konwencji Wiedeńskiej z 1961. Konwencja zakazuje dyplomatom ingerowania w wewnętrzne życie polityczne w kraju urzędowania" – zaznaczył.
"Odkąd sięgam pamięcią Stany Zjednoczone nie miały w Polsce gorszego, bardziej infantylnego ambasadora" – ocenił Wojciech Wybranowski, do niedawna dziennikarz "Do Rzeczy".
Przypomnijmy, że chodzi o wywiad, którego amerykańska ambasador udzieliła Wirtualnej Polsce. Dyplomatka skomentowała w nim list 50 ambasadorów i przedstawicieli organizacji międzynarodowych o osobach LGBT w Polsce. Ostrzegała, że nagonka na LGBT nie jest dobra dla naszego kraju.
– Stany Zjednoczone wierzą w równość wszystkich ludzi. W pełni rozumiem i szanuję fakt, że Polska jest krajem katolickim. Niemniej musicie wiedzieć, że w kwestii LGBT jesteście po złej stronie historii – ostrzegała.