O koronasceptykach nie chcących zakładać maseczek w sklepach już słyszeliśmy wielokrotnie. Okazuje się, że również i innym branżom tacy delikwenci dają się we znaki. W większości obiektów hotelarskich pracownicy muszą przekonywać "buntowników", że trwa pandemia. Czasem dochodzi do absurdalnych sytuacji w drugą stronę. O wszystkim opowiedzieli mi hotelarze.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Blisko 80 procent ankietowanych potwierdziło, że trudne rozmowy związane z prośbą o dostosowanie się do wymogów reżimu sanitarnego zdarzają się w obiektach kilka razy w tygodniu. Goście buntują się i nie chcą zastosować do regulaminu. Najczęściej chodzi o zakładanie maseczki i dezynfekowanie rąk podczas meldunku" – czytamy w raporcie platformy Noclegi.pl.
Kiedy jesteśmy na wczasach, zwykle odcinamy się od mediów i wpadamy w błogi nastrój. Nie tak trudno zapomnieć o koronawirusie, który w Polsce rozgościł się na stałe i nie odpuszcza. Leżąc na plaży, czy na spacerując w lesie nikt nam mandatu nie wlepi.
Jednak wchodząc do ośrodków noclegowych powinniśmy dostosowywać się do rządowych wytycznych. Moi rozmówcy przez kilka minut wymieniali, jak dwoją się i troją, by wszystko zdezynfekować, wyprać, przewietrzyć i dostarczyć środków bezpieczeństwa i ostrożności, które większość turystów i tak ma w nosie.
Polscy turyści nie noszą masek
Bez maseczek chodzą głównie młodzi - tak do 50-tki. – Kiedy zwracamy im uwagę, tylko się uśmiechają lub mówią, że zapomnieli. Im człowiek starszy, tym bardziej dba o swoje zdrowie – mówi mi Kazimierz Noszka z Kazikowej Kuźni w Białce Tatrzańskiej. – Co parę metrów wiszą u nas płyny dezynfekujące, ale prawie nikt z nich nie korzysta. Bardzo rzadko robię dolewki – dodaje.
– Młodzi wypoczywają tak, jak przed pandemią. Wspólnie się bawią, dzieci biegają, żadnych zahamowań. Być może dlatego tak się zachowują, bo wiedzą, że pomieszczenia są ozonowane, a klimatyzatory są wyposażone w bakteriobójcze lampy UV – zastanawia się Noszka.
Kolejna moja rozmówczyni jest z "żółtej strefy": Zakopanego. – Wszyscy nasi pracownicy noszą cały czas maseczki. Jednak przeważająca większość polskich turystów wchodząc do budynku nie zakrywa twarzy. Kiedy mieliśmy gości z Anglii lub Hiszpanii, ogólnie osoby innej narodowości, to dosłownie wszyscy mieli maseczki. U Polaków panuje totalne zapomnienie, a z rozmów kuluarowych wynika, że wielu nie wierzy w pandemię – przyznaje Ewa Matyga, właścicielka Monte House Apartments.
W hotelach nie ma już szwedzkich stołów, tylko cateringi. – Mniej więcej 90 proc. gości spożywa śniadania w apartamentach, a nie w restauracji. Trudno jednak powiedzieć, czy wolą jeść samemu, czy po prostu nie chcą się zakazić. To się na pewno zmieniło – mówi i dodaje na koniec, że niemal wszyscy przerzucili się na też na płatność kartą - gotówki praktycznie nie ma w obrocie.
Jamnik z maską na pysku
Goście hoteli potrafią też przeginać w drugą stronę. Obawiają się koronawirusa tak bardzo, że chcą być obsługiwani niczym w laboratoriach zajmujących bronią biologiczną.
– Są też tacy klienci, którzy mocno przesadzają z dbaniem o higienę np. chcieliby, by klucze do pokoju czy pilot do garażu były w sterylnym woreczku, a pościel i ręczniki zafoliowane. Tak, by sami mogli je rozpakować. Oczywiście w miarę możliwości staramy się do tego dostosować – mówi Robert Ziółek, prezes Polskiego Centrum Deweloperskiego.
Mój rozmówca zauważa tendencję do rosnącej popularności aparthoteli, gdyż goście nie mają do czynienia z innymi osobami. Nie ma w nich bowiem typowej dla hoteli części wspólnej, więc maleje ryzyko zakażenia się.
– Wciąż są przypadki, kiedy osoby przed pobraniem kluczy stosowały się do procedur, ale później już nic sobie nie robiły z nałożonych na nas wymogów, bo "nigdy nie mieli do czynienia z tą chorobą". W takich przypadkach jednak ostrzegamy, że będziemy musieli ich wymeldować. Po awanturach, że "już nigdy tutaj nie przyjadą", zakładają maski – dodaje.
Mamy nawet w sprzedaży zestawy z żelem i maseczką, jednak od początku lipca sprzedaliśmy tylko jedną sztukę. Pojemniki z płynem dezynfekującym powinnam wymieniać codziennie, ale robię to rzadziej, bo niemal nikt z nich nie korzysta. Pomimo tego, że są ustawione na każdym kroku, a na wejściu nie da się ich nie zauważyć.
Robert Ziółek
prezes Polskiego Centrum Deweloperskiego
Raz przyszła do nas pani z jamnikiem, który... też miał maseczkę. Była zbliżona wyglądem do kagańca, ale bardziej zakrywała nos i pysk. Pies mógł jednak bez problemu oddychać. Pani była przekonana, że jej pupil może przenieść koronawirus liżąc różne rzeczy. Mało tego - kiedy wchodziła do apartamentu, to myła psu łapy, by nie wniósł czegokolwiek do środka.