– Posłem się bywa, człowiekiem należy zostać do końca – powiedziała podczas środowego protestu rolników w Warszawie, którzy sprzeciwiają się wejściu w życie tzw. Piątki dla zwierząt. Jest jedną z 15 parlamentarzystów PiS, którzy głosowali przeciwko ustawie i tego powodu została zawieszona w partii. –Czuję się niezrozumiana – mówi w rozmowie z naTemat Teresa Hałas.
Musiałam się pojawić, ponieważ jestem szefową Związku Krajowego Solidarności Rolników Indywidualnych, który istnieje od 40 lat. Nie mogłam zostawić rolników samych. W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Bo jeśli człowiek czymś się kieruje, komuś się poświęca, to trzeba być z ludźmi.
Ponadto, mam podobne zdanie jak protestujący. Mogły mi się niektóre rzeczy nie podobać, to nie był nasz protest. Ale trzeba było być, zaznaczyć swoją obecność. Trzeba było zaoponować wobec tego wszystkiego, co wydarzyło się w Sejmie. I w jaki sposób.
Do tego wszystkiego pewnie by nie doszło, gdyby nad projektem ustawy odbyła się dyskusja, gdyby były normalne posiedzenia komisji i gdyby ministerstwo przerobiło ten projekt. To są mankamenty, na które nie możemy się zgodzić. To wszystko zadziało się bardzo szybko, pod presją czasu, którą jako posłowie również odczuliśmy. Projekt dostaliśmy dzień wcześniej. Minister rolnictwa nie widział go na oczy.
Po słowach, które wypowiedziała Pani podczas protestu, niektórzy gratulują Pani odwagi i dziękują. Widziała Pani te komentarze?
Jeszcze nie miałam okazji, późno wróciłam do domu.
”Posłem się bywa, a człowiekiem się jest", "Ja również zawiodłam się na zachowaniach naszych przywódców" – tak mówiła Pani do rolników podczas protestu w Warszawie.
Tak powiedziałam. Rozmowa musi być wszędzie, w rodzinach, w mniejszych i większych stowarzyszeniach, ale też w polityce. W przeciwnym razie polityka traci swoją twarz. Wielu nie może tego zrozumieć.
Była Pani jedną z 15 parlamentarzystów PiS, którzy zagłosowali przeciwko ustawie. Co Pani wtedy czuła?
Nie miałam wyjścia. Mogłam przeczekać, zobaczyć, co się będzie działo, ale z drugiej strony straciłabym twarz i źle bym się z tym czuła. To było coś, co z mojej strony absolutnie musiało się wydarzyć.
Wiedziałam, że muszę tak zagłosować. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zagłosować inaczej. Już wcześniej wypowiedziałam się o tym, że to są moi wyborcy. Mnie wybierała wieś. Ja na wsi się urodziłam, na wsi mieszkam, jestem ze wsią związana. Mam trzy córki. Mam osiem psów, pięć koni. Wszystkie zwierzęta żyją w symbiozie, nie są związane, mają taki dobrostan, jaki powinien być.
Ja też jestem za dobrostanem zwierząt. Jestem człowiekiem wrażliwym. Pamiętam, jak w domu ubijało się zwierzęta.To nie są miłe chwile, ale życie jest takie jakie jest. A ludzie chcą jeść mięso. Ta ustawa ma wiele zapisów, które można było wykreślić, poprawić, żeby była sensowna. A tak bije bezpośrednio w produkcję na wsi.
Już wiele razy w Sejmie zdarzało mi się nie zagłosować za czymś, jeśli miałam wątpliwości. Pamiętam głosowanie w sprawie GMO. Powiedziałam: Panie prezesie, ja nie mogę za tym zagłosować. On to zrozumiał. Wiedział, że szefuję związkowi.
Nigdy nie było takiej sytuacji, jak teraz. Tu ranga jest naprawdę bardzo poważna. I stąd moja determinacja, tak można to nazwać. Pan prezes powiedział przecież, jakie są tego konsekwencje.
Konsekwencją było zawieszenie Pani w prawach członka PiS. Jak Pani to odebrała?
Nie komentuję tego. Pan prezes miał do tego upoważnienia, nadał mu je statut. Dostałam też pismo, że zostało wszczęte przeciwko mnie postępowanie dyscyplinarne w partii, które zgodnie ze statutem chyba musi się odbyć. Powołano się na pewien artykuł, że mogłam naruszyć, że tak powiem, dobrostan partii. Okazuje się, że nie tylko ja. Inni posłowie z tych 15 też takie powiadomienia dostali.
Spodziewam się, że po wczorajszym dniu restrykcje wobec mnie mogą się zaostrzyć. Ale trudno. Odczuwa to też minister Ardanowski.
Nie będę. Szkoda dyskutować na ten temat. Chociaż można by polemizować, bo w programie rolnym partia ma zapisane, że wszystkie projekty się dyskutuje, że są rozmowy. Ale jestem przewidywalna. Wiem, jak to się może skończyć. Trudno.
Liczy się Pani z tym, że mogą się rozejść Pani drogi z PiS?
Tak. Mogą się rozejść. Biorę to pod uwagę.
Czuje się Pani zawiedziona? Niesprawiedliwie potraktowana?
Czuję się niezrozumiana.
Żal?
Może być mi trochę przykro. Reprezentuję okręg chełmski, intensywnie pracuję w powiecie krasnostawskim. Tu mieszkam, tu organizowałam wybory do samorządu. To była moja ciężka praca. Wygraliśmy te wybory. Przejęliśmy władzę w powiecie po 20 latach.
Staramy się robić w powiecie dobre rzeczy. Pokazaliśmy wiele inicjatyw kulturalnych, każda rocznica jest pięknie obchodzona. Założyłam honorowy komitet 100. rocznicy odzyskania niepodległości, w którym skupiłam wszystkich samorządowców, nie patrząc na barwy polityczne.
Może być mi przykro, ale z drugiej strony mam nad sobą szyld związkowy, któremu nie mogę nie poświęcić swojej uwagi i stanowiska. Ludzie, którzy walczyli w 80. roku już odchodzą. Zasłużyli sobie na szacunek. Gdyby się na mnie zawiedli, to jest gorszy zawód niż ten, który ja mogę odczuwać w tej chwili.
Najważniejsze to zachować twarz?
Tak jest.
Co mówią rolnicy, jak reagują? Dziękowali Pani za głosowanie?
Tak, dostawałam smsy. Po tamtych głosowaniach młoda dziewczyna spotkała się ze mną, podziękowała. Na posiedzeniu Izby Rolniczej w województwie lubelskim, skąd pochodzę, powiedziała: "Proszę państwa. Ja z mężem 15 lat byłam w Irlandii. Myśmy zarabiali, chcieliśmy wrócić do Polski, zainwestować w coś".
Zainwestowali właśnie w hodowlę zwierząt futerkowych. Prowadzi ją od trzech lat. Na pięć lat ma umowy z różnymi firmami, dodatkowo z bankami. I ona pyta, co ma zrobić? To są tragedie życiowe. Ta ustawa nie zapewnia im ani okresu przejściowego, ani odszkodowań. Nawet jeśli mamy odejść od przemysłu futerkowego, to trzeba zawrzeć w niej przepisy przejściowe, żeby hodowcy sensownie zakończyli działalność. I żeby nie kosztowało to społeczeństwa.
Bo z jednej strony bije się w nich, a z drugiej strony w podatników. Ja jestem temu przeciwna, żeby odszkodowania były płacone z pieniędzy podatników.
Wszyscy zajmujący się rolnictwem, mamy świadomość – nie tylko w Polsce, ale w Europie – że zagrożone są rynki wołowiny, drobiu, że w dłuższej perspektywie rolnicy mogą zwijać hodowle.
A ludzie mają kredyty, umowy. To wszystko nie jest takie proste. Czasem dochodzi do dramatów, depresji, samobójstw. Mam bardzo dużo rolników, którzy leczą się na depresję. Z powodu ASF musieli zlikwidować swoje stada. Przychodzą do mnie. Piszemy, pukamy gdzie można. W niektórych sytuacjach można pomóc, w innych nie. Takie są dziś realia.
Jak można podsumować nastrój wśród rolników?
Powiedziałam to wczoraj panu prezydentowi, z którym się spotkaliśmy. Nawet nie przewidywałam, że w środowisku rolniczym będzie tak negatywny odbiór projektu tej ustawy.
Dzisiejsze środowisko rolnicze to wykształceni, młodzi ludzie. Mają wszystkie media, czytają analizy, porównują. Z jednej strony u tych młodych, świadomych, jest straszny bunt. Ale z drugiej na wsi są starsi, którzy przepisali gospodarstwa na dzieci, ale ciągle pamiętają czasy komunistyczne, gdy wchodzono do ich obór i odbierano im zwierzęta. I oni porównują to do tej sytuacji.
Czy PiS może stracić elektorat na wsi?
PiS sam musi sobie na to pytanie odpowiedzieć. Mam jednak nadzieję, że PiS zweryfikuje swoje stanowisko i pewne zapisy zostaną zmienione. W przeciwnym razie musi mieć świadomość, że może stracić duży elektorat wiejski. PiS musi to skalkulować. To są mądrzy ludzie, którzy w polityce są od lat i na pewno się z tym liczą. Chyba, że mają inne kalkulacje, co do przepływu elektoratu z innych stron.
Ciągle mam nadzieję, że zapisy zostaną zweryfikowane, bo w Senacie rozpoczyna się jakaś debata. A prezydent też jasno wypowiedział się na dożynkach, że nie może się na to zgodzić.
Prezydent Duda dał rolnikom nadzieję podczas spotkania?
Tak. Tylko potem sprawdza się arytmetyka, czyli większość sejmowa.
Ma pani kontakt z ministrem Krzysztofem Ardanowskim?
Tak. Żałuję, że odszedł. To indywidualna sprawa, jak ktoś go oceniał. Ale pan minister zna temat bardzo dogłębnie i to jest podstawa, gdy minister wie, o czym mówi, o co walczy i o co zabiega.
"Nikt nie będzie prostował mi kręgosłupa" – to też Pani słowa wypowiedziane podczas protestu.
Zdaję sobie sprawę, że to mocne słowa. Ale do pewnego czasu można pewne rzeczy akceptować, trzeba też iść na kompromisy, i tak się też zachowywałam. Ale w tej sytuacji jest jak jest. Coś się przelało. Jestem starym działaczem, trochę charakternym. Podejmuję konsekwencje.
Co będzie dalej, nie umiem powiedzieć. Na kongresie pewnie nie będę. Życzę im powodzenia, bo tak do końca nie można niczego przekreślić. Wiele rzeczy było zrobionych z wyczuciem politycznym, z sensem. Nigdy tego nie przekreślę. Zawsze co dobre, powiem, że jest dobre. Tą jedną rzeczą też szkoda żebyśmy się tak do końca poróżnili.
PiS zrobił też wiele dobrego dla wsi. I szkoda tego. Powiedziałam o tym również u pana prezydenta. Bo wieś się rozwija choćby kulturalnie, działają koła gospodyń wiejskich, które reanimowały działalność, która już wygasała. I fajnie, że coś na wsi się dzieje.