– Od jakiegoś czasu mieszkańcy coraz głośniej mówią o referendum w sprawie odwołania władz Kraśnika. Są oburzeni. Czują się oszukani przez ludzi, którzy mieli ich reprezentować – mówi naTemat Paweł Kurek, radny Kraśnika, przeciwnik uchwał anty–5G, anty–LGBT i anty–wifi, nauczyciel informatyki.
Anna Dryjańska: Cieszy się pan z tego, że koledzy z rady miejskiej uchylili uchwałę anty–5G? Z tego, że w szkołach nadal będzie wifi?
Paweł Kurek: Tak, chociaż żałuję, że w ogóle z tym wyszli. Gdyby najpierw tego nie przegłosowali, to teraz nie trzeba by było tego odkręcać.
Moja radość jest jednak połowiczna. Radni PiS i Wspólnego Kraśnika nie chcą bowiem uchylić innej uchwały, która kompromituje nasze miasto: anty–LGBT. To skandal na kilku poziomach.
Pierwszy jest czysto ludzki: tą uchwałą radni mówią osobom LGBT, że nie są tu mile widziane. A przecież nikt nie może być dyskryminowany z żadnego powodu – tak stanowi Konstytucja RP.
Drugi powód to pieniądze: możemy stracić 40 mln zł z funduszy norweskich, które bardzo by nam pomogły.
Dlaczego?
Kraśnik jest trzeci od końca pod względem zamożności samorządów. To znaczy, że zajmujemy 265 pozycję na 267 miast powiatowych. Pieniądze na rozwój są nam bardzo potrzebne.
Niestety jak widać chyba dla niektórych ważniejsze są uchwały anty–LGBT niż rozwój miasta. Zamiast pochylać się nad problemami mieszkańców, politycy zajmują się dzieleniem ludzi na lepszych i gorszych. To najgorszy rodzaj partyjniactwa. Kraśnik jak w soczewce skupia wszystkie patologie, które trawią polską politykę.
Może część mieszkańców woli, by Kraśnik pozostał na tym trzecim miejscu od końca, jeśli dzięki temu zachowają uchwałę anty–LGBT?
Oczywiście, są tacy ludzie. Ale większość ma dość tego co wyprawia PiS w radzie miasta.
Od jakiegoś czasu mieszkańcy coraz głośniej mówią o referendum w sprawie odwołania władz Kraśnika. Są oburzeni. Czują się oszukani przez ludzi, którzy mieli ich reprezentować.
Przecież ani prawa osób LGBT, ani technologia 5G, ani wifi, nie leżą w kompetencjach rady miejskiej. I osoby o centrowych poglądach to widzą. Wie pani, czym powinniśmy się teraz zajmować?
Czym?
Na przykład obroną mieszkańców przed wzrostem cen za wywóz śmieci. Bo wszystko wskazuje na to, że w Kraśniku już niedługo opłaty podskoczą dwa, a może nawet trzy razy. Tymczasem dla radnych PiS i Wspólnego Kraśnika najważniejsze jest to, byśmy byli strefą anty–LGBT.
To nie jest działanie dla dobra mieszkańców, wśród których zresztą też są osoby nieheteronormatywne. A władze ich miasta narażają je na dyskryminację i – tak jak pozostałych mieszkańców – solidne uderzenie po kieszeni.
Może zamieszanie wokół Kraśnika przesłoni wyższe rachunki?
Tu się ludziom nie przelewa, więc raczej nie. Jeśli więc ktoś myśli, że jakaś krucjata sprawi, że ludzie nie zauważą drożyzny, to się myli.
Czuje się pan kraśnickim celebrytą?
Absolutnie nie.
Pytam dlatego, że od kilku dni jednoosobowo robi pan tournée po mediach.
To wynika ze specyfiki naszej rady miejskiej. Na 21 osób 9 to członkowie PiS, a 3 to reprezentanci prawicowego Wspólnego Kraśnika. 1 radna należy do SLD, a reszta do Porozumienia i Rozwoju, czyli komitetu burmistrza Wilka z Platformy Obywatelskiej. Ja jestem niezrzeszony.
Myślałam, że pan też należy do Porozumienia i Rozwoju.
Jeszcze niedawno należałem.
Co się stało?
Powiem tak: gdy w lutym po raz pierwszy złożyłem wniosek o uchylenie uchwały anty–LGBT, radni zbliżeni do burmistrza z jednym wyjątkiem albo się wstrzymali, albo byli przeciw. Mam inną wizję funkcjonowania w opozycji, bo identyfikuję się z liberalnym skrzydłem Koalicji Obywatelskiej. Więc już pani rozumie, dlaczego to mnie widywała w mediach.
W Kraśniku jestem często w swoich działaniach osamotniony. Na szczęście na poziomie regionu i kraju wygląda to inaczej. Jestem m.in. społecznym asystentem senatora Jacka Burego, bardzo intensywnie włączyłem się też w działania kampanii Rafała Trzaskowskiego.
Wstawienie się za ludźmi LGBT pomoże panu w karierze politycznej?
Bardzo w to wątpię. Jeśli już, to przeciwnie. Wychodzę jednak z założenia, że ktoś musi walczyć o normalność.
Dla zasady?
Powiedziałbym raczej, że dla wartości. Po to, by móc spojrzeć w lustro. Ale też dla konkretnych ludzi. Dla Cezarego Nieradki, młodego mieszkańca Kraśnika i geja, który poprosił mnie o pomoc w staraniach o uchylenie uchwały anty–LGBT.
Dla moich uczniów, którzy zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach coraz częściej mówią, że jak tylko skończą szkołę, to zamierzają stąd wyjechać. Niektórzy z nich to osoby LGBT. W nich ostatnie działania radnych uderzają podwójnie.
Kilka dni temu odwiedziłam Kraśnik. Jeden z mieszkańców powiedział, że jego trzydziestoletni rówieśnicy wyjechali do wielkich miast, albo za granicę. Postawił tezę, że w Kraśniku nie ma komu głosować na bardziej postępowych polityków.
Niestety ma dużo racji. Ja już jestem po 40–tce, ale jak tak się zastanowić to moich kolegów, którzy zostali w Kraśniku, mógłbym policzyć na palcach jednej ręki.
Niektórzy mówią że to naiwność z mojej strony, ale wierzę, że mogę dołożyć cegiełkę, żeby to zmienić. Żeby to miasto zaczęło się rozwijać. I mam nadzieję, że dołączą do mnie mieszkanki i mieszkańcy Kraśnika, dla których ostatnie uchwały radnych były dzwonkiem alarmowym.
Źle się stało, że politycy zrobili z miasta pośmiewisko, ale myślę że mieszkańcy odpowiednio wszystkich rozliczą. Zapoczątkowaliśmy walkę o normalność i jako kraśniczanin jestem z tego dumny.