Już w maju "Gazeta Wyborcza" pisała, że sprowadzone przez Ministerstwo Zdrowia testy z Korei Południowej nie nadają się do niczego. "Ich czułość określono na poziomie 15-20 procent" – brzmiały doniesienia, co oznaczało, że wynik takich testów na covid-19 jest zupełnie niewiarygodny. We wrześniu, mimo wszystko, resort postanowił te testy sprezentować szpitalom. No i zaczęły się kłopoty.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
We wtorek doszło do odprawy z udziałem dyrektorów dziesięciu warszawskich szpitali i wiceprezydenta stolicy Pawła Rabieja. Szefowie placówek ustalili, że koreańskie testy antygenowe zostaną odesłane do ministerstwa.
Chodzi o testy, jakie zostały zakupione, gdy na czele ministerstwa stał prof. Łukasz Szumowski. Transakcja nastąpiła w kwietniu, za koreańskie testy resort zapłacił 15 mln dolarów. Z dokumentu, do którego dotarł tvn24.pl, wynika, że koreańskie testy nie zostały zgłoszone przez resort do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych.
A mimo to od początku września resort rozsyła te testy do szpitali. Lekarze z warszawskich szpitali doszli jednak do wniosku, że testy te są zupełnie bezużyteczne i postanowili je odesłać do ministerstwa. Problem polega na tym, że "cokolwiek ten test wykaże, to i tak wynik trzeba potwierdzać normalnym testem genetycznym" – tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl wiceprezydent Paweł Rabiej.
Tylko do warszawskich szpitali trafiło kilkanaście tysięcy testów z Korei. Testy te przekazano także do placówek w innych częściach kraju.
Ministerstwo przesłało je, aby "w celu umożliwienia szybkiego, wstępnego wykrywania zakażeń SARS-CoV-2, zgodnie z decyzją Ministra Zdrowia" – pisał wówczas w wiceminister Waldemar Kraska.
O nieprawidłowościach związanych z tą transakcją informowali Dariusz Joński i Michał Szczerba. Parlamentarzyści w ramach kontroli poselskiej prześwietlili m.in. umowę z koreańską firmą PCL. Za pół mln testów z Korei strona polska zapłaciła 15 mln dolarów.
"Szumowski kupił pół miliona testów antygenowych z Korei za 15 mln dolarów. W maju chciał je reklamować. Są bezużyteczne. Szpitale ich nie chcą. Nawet Korea nie dopuściła ich u siebie. Zdaniem konsultantów: w każdym przypadku uzyskany wynik trzeba potwierdzać testem genetycznym (PCR)" – podsumował na Twitterze poseł Michał Szczerba.
Wszyscy [dyrektorzy szpitali - przyp. red.] uważają, że są one bezużyteczne do testowania pacjentów i określania ich stanu zdrowia. (...) Po zapoznaniu się z tymi testami uznali, że nie ma sensu takiego nieporadnego narzędzia używać. Konsensus w naszych spółkach i SPZOZ-ach był taki, że te testy są bezużyteczne i trzeba je odesłać do ministerstwa.