– Jakkolwiek tego nie nazwać, my wszyscy jako podatnicy sfinansujemy władzy zakup regionalnych i lokalnych mediów, a ona będzie mogła ich użyć do zabetonowania swoich rządów – mówi naTemat Paweł Nowacki, ekspert rynku mediów i prezes Digital Flow. Podkreśla, że w przypadku zawarcia transakcji papierowe gazety są najmniej istotną rzeczą.
Anna Dryjańska: Czy dziennikarze "Polska Times" i innych tytułów Polska Press, którzy nie deklarują poparcia dla PiS, powinni już szukać innej pracy?
Paweł Nowacki: W życiu generalnie warto być przygotowanym na różne scenariusze. Na razie chcę podkreślić, że nie wiadomo czy Orlen kupi Polska Press, a nawet jeśli tak się stanie, czy narzuci dziennikarzom pisanie po linii partyjnej. Te dwie rzeczy są dziś niewiadomą.
Orlen prowadzi rozmowy z właścicielem Polska Press, ale finał negocjacji może być różny. Nie wiemy nawet czy zainteresowany zakupem tego wydawcy jest tylko ten podmiot. A gdyby tak było, to może się przecież okazać, że inny kontrahent złoży bardziej konkurencyjną ofertę. Niewykluczone też, że właściciel stwierdzi, że jednak nie chce sprzedać Polski Press.
Załóżmy jednak, że do takiej transakcji dojdzie: Orlen kupi media lokalne z grupy Polska Press. Co wtedy?
To znaczy, że spółka skarbu państwa będzie miała do dyspozycji znaczący podmiot medialny. Tytuły lokalne zostaną uzależnione od władzy, bo przecież to ona obsadza państwowe spółki. Jeśli władza podejmie decyzję, by z tej zależności korzystać, to w konsekwencji obok TVP i PR może powstać kolejny ośrodek, który będzie powielał narrację partii rządzącej…
Pani to powiedziała. Jakkolwiek jednak tego nie nazwać, my wszyscy jako podatnicy sfinansujemy władzy zakup regionalnych i lokalnych mediów, a ona będzie mogła ich użyć do zabetonowania swoich rządów.
Przy czym – moim zdaniem – w tej transakcji nie chodzi o gazety papierowe, których nakład z roku na rok przecież spada, lecz o ogromne zasięgi tych tytułów w internecie. To jest tak naprawdę to, co za pośrednictwem Orlenu kupiłby PiS.
Dodajmy do tego, że ta spółka skarbu państwa jest na finiszu przejmowania Ruchu (nowe akcje obok Orlenu obejmie m.in. PZU) głównego kolportera prasy w Polsce. Przejęcie tych dwóch podmiotów medialnych dałoby synergię.
Do tego warto jednak dorzucić, że w przypadku zmiany władzy PiS miałby przeciwko sobie państwowe media, które sam wykupił. Nie sądzę, że jakakolwiek nowa władza szybko zechce się pozbyć takich "własnych" mediów.
Czy da się jednym słowem nazwać to, co PiS chce zrobić z mediami? Członkowie partii mówią o dekoncentracji lub repolonizacji, inni o upartyjnieniu czy wręcz pisyzacji…
Ja bym to opisał trzema słowami: Budapeszt w Warszawie. To chyba najmniej bolesny dla PiS sposób na zwielokrotnienie swojej siły medialnej. Specjalna ustawa dotycząca przejmowania mediów oznaczałaby pójście na zderzenie czołowe nie tylko z Unią Europejską, ale i USA, które już kilka razy groziły rządowi palcem. Tu byłaby w miarę prosta transakcja kupna – sprzedaży. O ile – jeszcze raz podkreślam – do niej dojdzie, bo jest sporo znaków zapytania.
Lata temu pracował pan na kierowniczych stanowiskach w Polska Press, w tym i w portalu Nasze Miasto. Czy spotkał się pan z tym, by zagraniczny właściciel wpływał na pracę dziennikarzy? By mówił im o czym mają pisać, a o czym muszą milczeć?
Nie. W sumie taka odpowiedź powinna wystarczyć, ale powiem pani coś jeszcze. Są w Polsce dziennikarze, którzy pracowali w Polska Press, często zresztą pobierali za to wysokie pensje, a teraz są zatrudnieni w mediach mocno wspierających władzę. Dziś twierdzą, że Niemcy naciskają na dziennikarzy, ale wtedy nigdy się na coś takiego nie skarżyli.