Prezes PiS po okresie słabszej aktywności wraca do debaty publicznej. Jego partia organizuje marsz przeciwko polityce rządu. Czy równie skutecznie będzie w stanie zabrać głos w sprawie emerytur? Na razie główna partia opozycyjna praktycznie nie istnieje w debacie, a tempo i kształt dyskusji narzuca Donald Tusk.
Instytut Monitorowania Mediów zbadał, że w debacie o reformie emerytur największa partia opozycyjna pojawia się w relacjach prasowych trzykrotnie rzadziej niż Platforma Obywatelska. To sygnał, że Prawo i Sprawiedliwość nie istnieje praktycznie w tej dyskusji. Piotr Gursztyn porównuje PiS do czekającego pod jabłonią, aż jabłko samo spadnie do koszyka.
Jako druga pod względem wielkości partia w kraju PiS ma wystarczające środki, by zabrać merytoryczny głos w dyskusji. W szeregach ugrupowania jest wystarczająco wielu ekspertów, którzy są w stanie przedstawić propozycję, którą rząd będzie musiał wziąć pod uwagę w ciągu konsultacji. Tą niemoc Szacki składa na karb Jarosława Kaczyńskiego. Prezes nie jest w stanie rozstrzygnąć zdanie której ze ścierających się wewnętrznych frakcji poprzeć i zaprezentować jako pomysł całego PiS-u.
Po jednej stronie jest prof. Józefa Hrynkiewicz, głos partii w debacie publicznej na temat emerytur. Jej postulat to przede wszystkim zawierzenie ZUS-owi, czyli umacnianie obecnego systemu. Prowadziłoby to zapewne do całkowitej likwidacji OFE i przejęcia prywatnych środków przez państwo. Jest też druga propozycja - młodzi posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego postulują wprowadzenie systemu znanego z Kanady. Tam niskie emerytury są gwarantowane dla każdego, ale państwo ułatwia samodzielne odkładanie na przyszłość. Drugi pomysł to wypłacane świadczeń wprost z budżetu państwa, nie ma więc składki emerytalnej a wszystko pokrywane jest wpływami z podatków. Oczywiście w Polsce wiązałoby się to z drastyczną podwyżką obciążeń, ale i tak wszelkie wyliczenia ekspertów wskazują, że będziemy musieli więcej płacić bo system jest niewydolny.
Kaczyński ściga się z ziobrystami. Tak się nie wygrywa wyborów
Tymczasem jedynym głosem w dyskusji, który jest przedstawiany jako propozycja PiS-u jest "odgrzewany kotlet" sprzed roku, czyli możliwość wyboru między ZUS-em a OFE. Z tym że ten temat emocjonował Polaków ponad rok temu, kiedy dyskutowano nad zmniejszeniem środków przekazywanych do OFE. Teraz akcent położony jest na co innego, a partia Kaczyńskiego zdaje się tego nie dostrzegać. Doszło nawet do tego, że bardziej zauważalny w dyskusji jest głos koalicyjnego PSL-u i czwartego pod względem liczby posłów SLD. Ludowcy walczą o pokazanie chociaż częściowej niezależności od dominującego koalicjanta. Z kolei Sojusz promuje intensywnie swój pomysł by przejście na emeryturę uzależnić od stażu pracy a nie od wieku. Szacki konstatuje, że w dyskusji de facto nie widać Ruchu Palikota i Solidarnej Polski. Jednak co innego kształtujące się dopiero ugrupowania a co innego partia, która chce rządzić Polską po kolejnych wyborach.
Ten marazm w szeregach Prawa i Sprawiedliwości ma przełamać zapowiedziana wczoraj ofensywa. Jej najbardziej widocznym elementem będzie marsz, który 14 marca przejdzie ulicami Warszawy pod Kancelarię Premiera. - Być może będziemy chcieli wręczyć jakieś pismo. To będzie manifestacja różnych sił - powiedział wczoraj w Sejmie Kaczyński. Można się spodziewać, że będzie przypominała marsz za 13 grudnia na którym za prezesem PiS maszerowało kilka tysięcy jego zwolenników. Dziwi trochę, że opozycja parlamentarna zamiast walczyć o swoje w debacie organizuje marsze, które są raczej domeną tych, którzy nie mają szansy wpływać na politykę z ław sejmowych i o swoje muszą walczyć na ulicy. Jest też druga możliwość - kilka tysięcy ludzi na ulicy ogniskuje uwagę mediów znacznie skuteczniej niż najciekawsza nawet debata.
I w to chyba gra Kaczyński. Jak zauważa Wojciech Szacki w "Gazecie Wyborczej" PiS nie skorzystał na zimowym kryzysie rządu Donalda Tuska. Na spadających notowaniach rządu najbardziej zyskała lewica. W dodatku uciekinierzy zrzeszeni w Solidarnej Polsce planują sformować partię. Jej symbolicznym początkiem ma być wielki kongres 24 marca. Dlatego Jarosław Kaczyński musiał przyspieszyć działania i stąd chyba znaczne podkręcenie tempa. Trwa walka z rządem i Platformą ale przede wszystkim trwa walka na prawicy.