Obraz nędzy i rozpaczy. Epidemia pokazuje, jak bardzo PiS nie potrafi rządzić
Karolina Lewicka
20 października 2020, 12:21·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 października 2020, 12:21
Stało się ostatnio tak, że Stadion Narodowy - ów symbol infrastrukturalnej modernizacji z czasów Platformy Obywatelskiej - skupił pod swym dachem dwa wydarzenia. One zaś odzwierciedliły nam dramatyczny stan, w jakim znajduje się dziś polskie państwo.
Reklama.
Najpierw, w ubiegły czwartek i piątek, Patryk Jaki zorganizował na Stadionie konferencję o „zderzeniu kulturowym w UE”. Dyskutowano podczas niej o „lewackiej ekspansji” oraz „pułapce gender”, które to, zdaniem europosła, stanowią największe wyzwanie, z jakim przychodzi się teraz mierzyć chrześcijańskiej Polsce.
A już następnego dnia, w sobotę, ruszyła na Stadionie budowa polowego szpitala, zainstalowano pierwsze łóżka. Wszystko po to, by doraźnie poratować niewydolną służbę zdrowia, by pacjenci jednak nie umierali w karetkach, stojących na podjeździe do szpitala, tylko w szpitalu, choćby tymczasowym.
Tak oto w jednym i tym samym miejscu, pomalowanym w narodowe barwy, wydumane „zagrożenia” Jakiego spotkały się z realnymi.
Podobnież było podczas poniedziałkowej uroczystości zaprzysiężenia nowego ministra edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego. Coś tam wypadało powiedzieć i Andrzej Duda powiedział, co wiedział. Że podstawowym problemem polskich uniwersytetów są „ataki na poglądy odmienne niż liberalno-lewicowe”, a rodzice muszą mieć wpływ na to, czego ich dzieci są nauczane (w domyślnym tle tkwili podstępni edukatorzy seksualni).
Prezydent nie dostrzegł, że od miesięcy nauczający i nauczani niczym komandosi ćwiczą głównie sztukę przetrwania w trudnych warunkach, a „problemy”, na które wskazuje, istnieją wyłącznie w jego politycznej wyobraźni.
Rzeczywistość brutalnie zaskrzeczała i obnażyła nieudolność rządzących, co zapewne nas nie zaskakuje. Przez ostatnich pięć lat PiS przede wszystkim intensywnie niszczył państwo w tych jego obszarach, które mogły zagrozić monopolowi jego władzy (Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, sądy powszechne, prokuratura, media publiczne). Cała reszta państwowej tkanki, w tym służba zdrowia, była pozostawiona luzem i sama sobie.
W programie wyborczym PiS-u z zeszłego roku czytamy wprawdzie, że „potrzeba naprawy publicznego sektora opieki zdrowotnej jest sprawą pilną”, ale nigdy nie okazała się tak pilna, jak pilne było choćby posadzenie na stołku prezesa TVP Jacka Kurskiego – zrealizowane w ciągu pierwszych stu dni rządów Beaty Szydło.
To nie szpitalnictwem Senat zajmował się w Wigilię 2015 roku, tylko nowelą ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Można tak wymieniać w nieskończoność.
Jeśli PiS akurat nie niszczył instytucji państwa, to ruszał na krucjatę krzyżową. Wrogów wymyślał (uchodźcy), wybierał spośród społeczeństwa (osoby LGBT) lub szerszego otoczenia (Bruksela). Byłby w tym jak Don Kichot walczący z wiatrakami, gdyby nie nienawistny charakter tych kampanii, wymierzonych ostatecznie w żywych, realnych ludzi. Wojny kulturowe i ideologiczne, w które tak bardzo zaangażowany jest Patryk Jaki, pochłonęły mnóstwo sił i środków.
Sporo czasu, energii i publicznego grosza zajęły też rządzącym pseudo-reformy, choćby ta edukacji. I tak zajmując się maksymalizacją władzy, utracili kontakt z rzeczywistością. To stały problem reżimów o autokratycznym charakterze. Uwierzyli ekranom, na których TVP Info codziennie eksponuje nie dobowe liczby zarażonych, tylko ozdrowieńców. Stąd jesienne uderzenie pandemii kompletnie zaskoczyło i zdezorientowało Zjednoczoną Prawicę.
Najpierw lato minęło im na kłótni w rodzinie - jakoś się jednak poukładali, bo nic nie łączy mocniej i trwalej niż władza i jej benefity. Potem nadeszła jesień, a PiS, który chyba w najczarniejszych snach nie przewidywał obecnego scenariusza wydarzeń, zaplanował sobie ofensywę legislacyjną.
A co w jej ramach? Ano: dokończenie „reformy” wymiaru sprawiedliwości, repolonizację mediów, podział Mazowsza, korektę prawa wyborczego i dalszą „dekomunizację” dyplomacji. Czyli dalsze przejmowanie państwa i ugruntowywanie swego panowania.Tylko wtedy PiS jest nadzwyczaj szybki, skuteczny i przewidujący. Sprawnie robi czystki kadrowe, ale nie zmiany systemowe.
Przygotowanie kraju do drugiej fali epidemii, podjęcie działań wyprzedzających przerosło ich poznawczo, intelektualnie i organizacyjnie. Więc nie zrobili nic. To, co robią teraz przypomina chaotyczne szykowanie się do bitwy, gdy wróg nie tylko podszedł już pod bramy, ale nawet zdążył je wyważyć.
Co im zatem pozostało? Paniczne, nieskoordynowane ruchy, próby łatania systemu i nadzieja, że jakoś to będzie. A poza tym, dla PiS-u starczy i łóżek, i respiratorów.
Kiedy to teraz piszę, marszałek Ryszard Terlecki akurat próbuje oskarżyć opozycję o obstrukcję działań na froncie walki z wirusem. Tylko dlatego, że ich konkurenci polityczni chcieli się zapoznać z ustawą, którą PiS upichcił i wrzucił, tradycyjnie, wieczorem przed porannym posiedzeniem Sejmu. Bezmyślność i bezradność tej władzy zabija dziś nas wszystkich, a minister zdrowia pisze na Twitterze, że „politykierstwo wygrało ze zdrowiem”.
Pełna zgoda przy małym uzupełnieniu: to politykierstwo Prawa i Sprawiedliwości, które obserwowaliśmy co dnia, przez ostatnie pół roku, wygrało z naszym zdrowiem. Moim, Pani, Pana, społeczeństwa.