– Nie mamy wszystkiego pod kontrolą, bo skala rozwoju epidemii była zaskoczeniem – powiedział 9 października minister Adam Niedzielski. Dokładnie 2 miesiące wcześniej ostrzeżenie przed jesiennym armagedonem opublikował młody lekarz Jakub Kosikowski. Gdyby PiS wsłuchał się w jego głos, nie byłby zdziwiony rozwojem sytuacji.
W obozie władzy trwają przepychanki o przywództwo – Ziobro i Morawiecki ostro rywalizują o to, który z nich stanie na czele prawicy po odejściu Jarosława Kaczyńskiego.
Ministrem zdrowia jest jeszcze Łukasz Szumowski. Wkrótce poda się do dymisji. – Przygotowałem wszystkie plany na jesień. Teraz czas na wakacje – mówi wtedy RMF.
Wołanie na puszczy
W tym samym czasie na Twitterze rozlegał się krzyk rozpaczy. Młody lekarz Jakub Kosikowski, aspirujący onkolog, były członek Porozumienia Rezydentów OZZL, w serii kilkudziesięciu wpisów ostrzegał, że jesienią czeka nas koronawirusowa katastrofa.
Medyk tłumaczył, że już za kilka tygodni system ochrony zdrowia rozsypie się jak domek z kart, bo rządzący zajmują się czymś innym. "Na razie nie widzimy ani przygotowań, ani spójnego planu" – pisał lek. Kosikowski w pierwszej połowie sierpnia. "Jak to się wszystko wywali (a widoki na to coraz pewniejsze) to będzie wina lekarzy, pielęgniarek czy ratowników" – przewidywał medyk. Czas pokazał, że trafnie.
Na Twitterze Kosikowskiego obserwuje ponad 25,5 tys. osób. Oto przed czym ostrzegał rząd na 2 miesiące przed "zaskakującym" skokiem zakażeń COVID–19 i paraliżem szpitali.
1. Teleporada zamiast wizyty lekarskiej
Medyk przewidywał, że jesienią dostęp pacjentów do wizyt w zakładach podstawowej opieki zdrowotnej będzie znacząco ograniczony. Zamiast rozmowy z lekarzem w gabinecie oferowane będą teleporady. Przychodnie nie będą miały bowiem innego sposobu na to, by nie stać się ogniskami epidemii. Wszystko dlatego, że władza nie wyposażyła personelu medycznego w środki ochrony osobistej i narzędzia do dezynfekcji pomieszczeń, w których przebywali pacjenci z COVID–19.
2. Zablokowane linie telefoniczne
Lek. Kosikowski wskazał, że jesienią dodzwonienie się do wielu przychodni będzie czymś bardzo trudnym i czasochłonnym. Pacjenci będą musieli uzbroić się w cierpliwość i godzinami wydzwaniać do placówek, z którymi kiedyś mogli się połączyć bez większego problemu. "Zanim dostaniecie leki i zwolnienie czeka was zabawa w 'traf w otwartą linię w audiotele'" – uprzedzał internautów lekarz.
3. Zatory w sanepidzie
Lekarz przewidywał, że jesienią czeka nas paraliż sanepidu. Argumentował, że stacje sanitarno–epidemiologiczne "jadą na oparach" – są niedofinansowane i mają za mało pracowników, by podołać nawałowi pracy związanemu z epidemią koronawirusa. To spowoduje, że do wielu oddziałów sanepidu nie będzie można się dodzwonić, a gdy to już nastąpi, ludzie będą kierowani na kwarantannę na podstawie rozmowy telefonicznej, bo na test trzeba będzie poczekać. W efekcie uziemieni będą także zdrowi ludzie, którzy mieli okazję się zarazić, ale sprawdzenie, czy faktycznie do tego doszło, będzie kwestią kilku, a nawet kilkunastu dni.
4. Wprowadzanie w błąd pacjentów
Kolejnym problemem, który przyczyni się do wielkiego chaosu jesienią, było zdaniem lek. Kosikowskiego niefachowe pobieranie próbek wymazu, na podstawie których miał być przeprowadzony test na koronawirusa. Medyk relacjonował, że pacjenci skarżą się na to, iż próbki pobierane są tylko z gardła. A to – jak zwracał uwagę – powoduje, że część ludzi zakażonych dostaje fałszywą informację, że są zdrowi. Nie mają więc kwarantanny, idą między ludzi i przekazują koronawirusa następnym osobom.
5. Długie czekanie na karetkę
Czas czekania na karetkę znacznie się wydłuży – ostrzegał lekarz rezydent. Wszystko dlatego, że po tym, jak pojazdem transportowana była osoba zakażona koronawirusem, auto trzeba zdezynfekować, by nie zakazić kolejnego pacjenta. A dezynfekcja karetki trwa 30 minut, podczas których dany zespół ratownictwa medycznego nie może udzielać pomocy innym potrzebującym. Stąd uzyskanie pomocy w nagłych i poważnych przypadkach będzie trwało dłużej, co jest bardzo złą wiadomością dla osób, które wymagają ratunku.
Tylko 85 oddziałów zakaźnych i jedynie 1120 lekarzy specjalizujących się w chorobach zakaźnych – o tak skąpych zasobach alarmował lek. Kosikowski na początku sierpnia. Zwracał uwagę na to, że skoro w 2019 roku, jeszcze przed epidemią, lekarze odnotowali w Polsce 3,9 mln zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę, a grypa i COVID–19 są nie do odróżnienia bez przeprowadzenia testu, to nawał pracy, jaki spadnie na system ochrony zdrowia, będzie nie do udźwignięcia. "To będzie apokalipsa" – ostrzegał.
7. Mniej badań dla pacjentów z oddziałów zakaźnych
"Oddziały zakaźne – uwaga – nie były gotowe na epidemię" – pisał z przekąsem lek. Kosikowski na początku sierpnia. Zwracał uwagę na to, że jesienią, gdy liczba zakażeń znacznie wzrośnie, pacjentom covidowym z oddziałów zakaźnych trudno będzie uzyskać dostęp do diagnostyki i operacji związanych z innymi chorobami. "Reszta szpitala przecież przyjmuje (pacjentów) niecovidowych, więc nie można was mieszać" – pisał do obu grup lekarz. Ostrzegał, że nie ma planu ani procedur jak zorganizować opiekę nad chorymi w szpitalach, które nie są jednoimienne, by potrzebujący uzyskali na pomoc na czas niezależnie od tego czy są nosicielami koronawirusa czy nie.
8. Ludzie będą umierać z braku pomocy
Młody lekarz przestrzegał władzę i pacjentów, że brak przygotowań do jesiennej fali epidemii spowoduje ogromny chaos. Jego efekty zaś będą miały opłakane skutki nie tylko dla tych 5 proc. osób, które ciężko przechodzą zakażenie koronawirusem i potrzebują podłączenia do respiratora, ale i tych pacjentów, którzy wymagają natychmiastowej pomocy np. z powodu zawału serca, udaru, pękniętego wyrostka czy porodu. "Ktoś nie doczeka pomocy, a obwinią nas (lekarzy)" – przewidywał lek. Jakub Kosikowski.