Wtorkowy wywiad Piotra Kraśki z kardynałem Stanisławem Dziwiszem zostanie zapamiętany jako sztandarowy przykład podejścia Kościoła w Polsce do pedofilii wśród księży. Duchowny zarzekał się, że nic nie wiedział, nic nie mógł zrobić, ale jego ciało, według Darii Domaradzkiej-Guzik, ekspertki od mowy ciała, mówiło co innego.
Kardynał Stanisław Dziwisz dostał od Piotra Kraśki serię pytań dotyczących problemu pedofilii w Kościele zarówno w Polsce, jak i na świecie. Poprosił duchownego między innymi o komentarz do sprawy ojca Marciala Maciela Degollado, która trafiła do Watykanu w 1998 roku, za pontyfikatu Jana Pawła II. Chodziło o wykorzystywanie seksualnie co najmniej 175 dzieci.
– Pierwszy raz o tym słyszę. O tych danych wszystkich i tak dalej – powiedział kard. Dziwisz. I tak było przy większości pytań. Duchowny nie oglądał filmów braci Sekielskich o pedofilii w Kościele w Polsce, więc nie chciał komentować. Twierdził, że ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie informował go o sprawie molestowania Janusza Szymika przez księdza Jana Wodniaka.
Mowa ciała kardynała Dziwisza
– Rozmowy na ten temat sobie nie przypominam. Zwłaszcza że ta sprawa nie należała do mnie. Sprawa należała zawsze do biskupa ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej – podkreślał kard. Dziwisz. Ale zdaniem Darii Domaradzkiej-Guzik, ekspertki od mowy ciała, gesty duchownego wskazywały na niespójność.
– Trudno ocenić, czy dla kardynała Dziwisza była to trudna rozmowa, ale na pewno pytania były dla niego bardzo niewygodne. Za każdym razem, kiedy widzimy niespójność między tym, co osoba mówi, a co pokazuje jej ciało, to mamy zazwyczaj do czynienia z nieszczerością. A wczoraj mieliśmy absolutną różnorodność tych zachowań – mówi naTemat Domaradzka-Guzik.
O jakich konkretnie zachowaniach mowa? – Widać było bardzo charakterystyczne, powtarzające się w całym materiale, spuszczanie wzroku, uciekanie na boki i odwracanie spojrzenia. I to nie było takie nerwowe kluczenie wzrokiem na prawo i lewo. Proszę zauważyć, że bardzo często działo się to podczas mówienia – wyjaśnia ekspertka od mowy ciała.
Zaznacza, że w przypadku takiego spuszczania wzroku bardzo ważny jest moment, w którym to robimy i fakt, że nie jest to jeden gest wyrwany z kontekstu całej rozmowy. On powtarzał się kilkukrotnie.
– Jeżeli rozmówca ucieka wzrokiem, unika tego kontaktu, to wysyła sygnały, które mogą nieść informację o takim braku szczerości i tak wczoraj było. Do tego dołączyło się takie bezwiedne wzruszanie ramionami i odwracanie głowy, szczególnie wtedy, kiedy widać było spory kłopot z odpowiedzią na pytanie. To pokazywało, że kardynał ucieka, wypiera i nie chce się konfrontować – tłumaczy Domaradzka-Guzik.
Podkreśla, że jeśli zestawi się to, co robił z tym, co mówił, a mówił "nie wiem", "nie pamiętam", "nie kojarzę", "to nie moja sprawa", to nie ma wątpliwości, że były to niespójne ze sobą sygnały. A jak jest niespójność, to zdaniem ekspertki jest także nieszczerość.
– Z dużym żalem i przykrością o tym mówię, bo zadaje to pewien kłam stereotypom na temat duchownych. Jak widzimy bowiem taką osobę, to budzi ona u nas respekt, szacunek, autorytet, a już na pewno prawdomówność. A tutaj myślę, że lepiej dla kardynała byłoby, żeby nie zabierał zdania i lepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia – podsumowuje nasza rozmówczyni.