"To jest wojna z kobietami. Widzimy się dzisiaj o 19:00 na Mickiewicza 49, Warszawa - Żoliborz" – czytamy w opisie wydarzenia na Facebooku Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Drugi dzień z rzędu przed domem Jarosława Kaczyńskiego Polki i Polacy będą demonstrować swój sprzeciw wobec ostatniego wyroku TK ws. aborcji.
Protestujący wiedzą, że Jarosław Kaczyński musi być w domu, tak przynajmniej mówi prawo. Prezes PiS jest bowiem na obowiązkowej kwarantannie, bo miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. Atmosfera gęstnieje. Przemawiający wyraźnie są wzburzeni.
– Nie interesuje mnie, skąd weźmiecie pieniądze, żeby oddać te, które ukradliście. Nie interesuje mnie, jaki znajdziecie sposób, żeby przywrócić to wszystko, co rozp***********. Nie interesuje mnie, co dacie i czym zapłacicie paniusi Przyłębskiej. Mam to w d****! Macie się z tego wycofać! – krzyczała Marta Lempart.
Aktywistka zdradziła też plan strajków. – W poniedziałek blokujemy wszystko, co się da: ulice i ronda. Ulice, uliczki, parki i ronda. Od 16 blokujemy! Od środy nie idziemy do roboty! – wzywała protestujących Lempart.
Z kolei policja apeluje do nich, żeby się rozeszli i podkreśla, że zgromadzenia publiczne w myśl obecnych przepisów są niedozwolone i osoby, które w nich uczestniczą, podlegają odpowiedzialności karnej.
Posłanki i posłowie opozycji także udają się na Żoliborz. Ci, którzy oprócz funkcji posła, są również prawnikami, oferują pomoc prawną w razie zatrzymania przez policję.
Organizatorzy protestu skandują: "Krok do przodu". Tłum zbliża się do policji. Stawiają też ultimatum: albo policja wyłączy komunikaty, albo protestujący będą napierać na funkcjonariuszy.
Tłum zrezygnował z konfrontacji z policją. Protestujący skierowali się na ulicę Marszałkowską. W Warszawie, według wielu różnych źródeł, protestuje od 9 do 10 tys. osób.