Jarosław Kaczyński chciał siłą rozpędzić protesty kobiet po decyzji TK ws. aborcji - podaje "Gazeta Wyborcza".
Jarosław Kaczyński chciał siłą rozpędzić protesty kobiet po decyzji TK ws. aborcji - podaje "Gazeta Wyborcza". Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Jak nieoficjalnie podaje "Wyborcza", duże działania policji zaplanowane były na 25 października, czyli pierwszą niedzielę po ogłoszeniu decyzji Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Policjanci mieli uznać demonstracje za nielegalne, a następnie je rozpędzić.
Ale w niedzielę rano na odprawie z udziałem Jarosława Szymczyka komendanci wojewódzcy dowiedzieli się, że mają działać w "sposób wyważony i ostrożny", by nie doprowadzić do zamieszek.
Jak podaje "Wyborcza", szybkiej rozprawy z protestującymi chciał wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński. Jak wiemy, prezesowi PiS podlegają obecnie MSWiA, MON oraz Ministerstwo Sprawiedliwości.
– Kaczyński przeżywa szok kulturowy, siedzi w Alejach i słucha podszeptów Brudzińskiego czy Terleckiego. No jest w PiS stado wariatów, którzy chcieliby armatek wodnych na protestujących – powiedział jeden z rozmówców gazety z partyjnej centrali PiS.
Komendant główny Jarosław Szymczyk wyjaśniał potem, że w kwestii protestów po wyroku TK ws. aborcji polska policja prowadzi odpowiednie działania. – Do tej pory zatrzymaliśmy blisko 80 osób w związku z agresywnymi zachowaniami podczas protestów. Prowadzimy ponad 100 postępowań w sprawie dewastacji obiektów – tłumaczył w Polskim Radiu.
Szymczyk za swoją postawę ma stracić stanowisko. Decyzję o odejściu ma ogłosić po 11 listopada – czytamy w "GW".
źródło: "Gazeta Wyborcza"