
Nie ma szans, by dodzwonić się do grabarza, który pracuje na cmentarzu w większym mieście. Jeśli już podnoszą słuchawkę, to jednym tchem wyrzucają z siebie: "Pani, nie mam czasu. Pogrzeb za pogrzebem". To głównie na dużych nekropoliach robią się zastoje, a na pochówek trzeba czekać nawet do dwóch tygodni. – U nas jeszcze nie ma tragedii. Ale strach jest wielki – mówią grabarze z mniejszych miejscowości.
Grabarz poszukiwany od zaraz
Pilne, od zaraz – krzyczą nagłówki internetowych ogłoszeń. Wszyscy chcą ]zatrudnić grabarza.Jeśliby 10 tys. pogrzebów, które właśnie odbywają się w Polsce, przeliczyć na 2,5 tys. zakładów pogrzebowych, to wyjdzie, że każdy zakład będzie miał 3-4 pogrzeby więcej. Czyli tak naprawdę system jest wydolny. Jak wszędzie może się trafić, że będzie jakiś przestój. Myślę, że w tej chwili trudno jest mówić o jakiejkolwiek zapaści firm pogrzebowych czy niewydolności.
