Na antenie Polsat News doszło do konfrontacji reprezentantów dwóch skrajnie różnych poglądów – Kai Godek i Krzysztofa Śmiszka. Działaczka antyaborcyjna w swoim stylu oceniła działania środowisk LGBT, mówiąc o ich rzekomych dążeniach do "dominacji".
– Ruch LGBT czyni kolejny krok do totalitaryzmu, do dominacji całkowitej przestrzeni politycznej, kulturalnej, do realizacji swoich postulatów i to najbardziej radykalnych – stwierdziła w pewnym momencie rozmowy Kaja Godek.
Spotkało się to ze stanowczą reakcją Krzysztofa Śmiszka. – Kpina z rozumu, intelektu. Na odległość pachnie cyrylicą – odpowiedział polityk.
Godek przekonywała, że środowiska LGBT dążą do "dominacji całkowitej przestrzeni politycznej, kulturalnej". Jako przykład takiego działania podała skierowane do par homoselsualistów targi w Brukseli, "na których można sobie kupić dziecko u surogatki".
– Każdy, kto próbuje bronić parad równości, kto próbuje bronić, żeby można było na ulicy prowadzić zgromadzenia, które dążą do obalenia porządku konstytucyjnego, przykłada rękę do tego, żeby to przyszło do Polski – powiedziała działaczka antyaborcyjna.
Od kilku tygodni Godek gości w mediach wyjątkowo często. Wszystko przez orzeczenie TK ws. aborcji, które dało powody do świętowania przeciwnikom aborcji. To zamieszanie ma też jednak ciemne strony – adres Godek został opublikowany w sieci i działaczka padała podobno ofiarom najść przeciwników. W obawie o bezpieczeństwo wraz z rodziną opuściła mieszkanie.