Reprezentacja Polski niespodziewanie przegrywa z Holandią 1:2. Bramkę dla Biało-Czerwonych zdobył na samym początku meczu Kamil Jóźwiak. Wyrównał z rzutu karnego Memphis Depay, a chwilę później rywali na prowadzenie wyprowadził Georginio Wijnaldum. Do finałowej czwórki awansowały Włochy.
Wynik otworzył już w 5. minucie Kamil Jóźwiak. Skrzydłowy Derby County otrzymał dobre prostopadłe podanie od Roberta Lewandowskiego, na pełnej szybkości wpadł w pole karne, położył holenderskiego obrońcę i uderzył obok bezradnego Tima Krula. Piłka odbiła się od słupka, z linii bramkowej próbował ją jeszcze wybijać Patrick van Aanholt, ale ostatecznie znalazła się w siatce.
Dziesięć minut później podobną bramkę mógł strzelić grający po raz drugi w dorosłej reprezentacji Przemysław Płacheta. 22-latek atakował z drugiej strony boiska, uderzał jednak z ostrego kąta i trafił w słupek. W doliczonym czasie gry Piłkarz Norwich City próbował jeszcze raz, ale wtedy jego strzał zza szesnastki był zbyt lekki.
Holendrzy? Na razie zawodzą na całej linii. Kultura gry, technika, posiadanie piłki – ok, to wszystko jest po stronie Oranje. Tyle że kompletnie nie przekłada się to na żadne konkrety. Choć trzeba przyznać, że rywale sporo czasu spędzają w okolicach polskiego pola karnego. Do klarownych sytuacji jednak nie dochodzą.
Nieco groźniej zrobiło się raz, w 40. minucie. Niezłą okazję miał wtedy Frenkie de Jong. Na szczęście Łukasz Fabiański wykazał się czujnością i w odpowiednim momencie skrócił graczowi Barcelony kąt.
Druga połowa też rozpoczęła się od mocnego uderzenia Polaków. Kolejną dobrą sytuację miał Płacheta. Pomocnik nie trafił jednak czysto w piłkę i jego strzał z mniej więcej dziesiątego metra minął holenderską bramkę w bezpiecznej odległości.
W 69. minucie zakotłowało się w naszym polu karnym. Najpierw z najbliższej odległości w poprzeczkę trafił Memphis Depay, potem Fabiański fenomenalnie wybronił dobitkę Davy’ego Klaassena. Inna sprawa, że już pierwszy ze strzelających był na spalonym, więc ewentualna bramka nie zostałaby uznana.
Holandia dopięła swego kilka minut później. Jan Bednarek powalił na ziemię Wijnalduma, a że rzecz miała miejsce w polu karnym, arbiter wskazał na "wapno”. Jedenastkę na bramkę pewnym strzałem zamienił Depay.
W 84. minucie było już 1:2. Z rzutu rożnego dośrodkował Steven Berghuis, a Wijnaldum mocnym strzałem głową nie dał szans Fabiańskiemu. Do końca meczu żadna z drużyn nie zagroziła już przeciwnikowi.
Warto odnotować, że już w przerwie boisko opuścił Robert Lewandowski. Powiedzmy sobie szczerze, mimo asysty nie był to wielki mecz kapitana reprezentacji. W dodatku jeszcze przed pierwszym gwizdkiem mówiło się o jego problemach zdrowotnych, co też mogło być przyczyną szybkiej "wędki" od selekcjonera. Nie ma jednak wątpliwości, że sytuacja ta podsyci pogłoski o konflikcie między Lewym a Brzęczkiem.
W drugim, rozgrywanym równolegle, meczu naszej grupy Włosi wygrali na wyjeździe z Bośnią i Hercegowiną 2:0 po golach Andrei Belottiego i Domenico Berardiego. Italia zapewniła sobie tym samym awans do finałowej czwórki. Już przed meczem miała punkt przewagi nad Holandią i dwa nad Polską, więc wszystko zależało od niej. Polska zajęła ostatecznie trzecie miejsce w grupie. Z dywizją A pożegnali się Bośniacy.
Włosi objęli prowadzenie w grupie po niedzielnym triumfie nad Polską. Kadrowicze Jerzego Brzęczka rozegrali fatalne spotkanie i ulegli rywalom 0:2, co i tak było najniższym wymiarem kary. Przez 90 minut Polacy nie stworzyli pod bramką Gianluigiego Donnarumy absolutnie żadnego zagrożenia.