Główny Inspektorat Sanitarny wyjaśnił rozbieżności w liczbie zakażeń koronawirusem. A przynajmniej starał się wyjaśnić. W ostatnich tygodniach głośno było o tym, że w raportach Ministerstwa Zdrowia przypadków covid-19 było znacznie mniej niż w zsumowanych danych z sanepidów.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Mamy rozbieżności w okolicach 22 tys. w skali całego kraju – przekazał na konferencji prasowej pełniący obowiązki szefa GIS Krzysztof Saczka. Połowa z nich miała pochodzić tylko z Mazowsza. Jak poinformował minister, wobec osób, które dopuściły się błędów i rozbieżności GIS przewiduje konsekwencje służbowe.
Saczka zaznaczył jednak, ze różnice w liczbie zakażeń koronawirusem nie wynikały z poważnych ludzkich błędów, ale z opóźnień powstałych na skutek różnych metodologii. Od wtorku GIS wprowadza model raportowania informatyczny, wcześniej dane wpisywano ręcznie.
Powody ostatnich różnic w raportowaniu wyjaśniała też Izabela Kucharska z GIS. – Dane do raportowania pochodziły z różnych źródeł i instytucje, które nie są gotowe do interpretacji mogły odnieść wrażenie, że są różnice w raportowaniu, ale ich nie ma – przekazała.
Tłumaczyła, że czynnikiem różniącym mógł być czas raportowania. – Po 1 listopada zwiększyła się liczba laboratoriów, które testowały, więc dostawaliśmy do GIS pełniejsze dane – wyjaśniała.
Nie bez znaczenia miał być fakt, że dotąd do systemu dane były wprowadzane ręcznie.
– Jesteśmy w fazie informatyzacji, w połowie października nastąpił nagły wzrost liczby przypadków, nawet do 30 tys. dziennie, duże aglomeracje miały tak dużo przypadków, że fizycznie nie daliśmy radę ich wprowadzać. Poza tym, wirus dotknął również pracowników GIS, co spowolniło naszą pracę – mówiła Izabela Kucharska.