„Zdrowe grzechy”, „Sztuka umiaru” czy „Grzeczne dziewczynki kończą z nadwagą”. Półki w księgarniach uginają się od poradników. Erotyka, zdrowe odżywianie, terapia traum. Do wybory do koloru. Za symboliczne 30 złotych można nauczyć się życia. Wystarczy przeczytać, zrozumieć i zastosować. Szkoda, że rzadko kiedy wychodzi. Po co nam tak naprawdę poradniki?
– Poradniki to niewątpliwie jedne z najlepiej sprzedających się pozycji – mówi Paweł Waszczyk, redaktor naczelny „Analiz Bibliotecznych”. – Jakakolwiek nie byłaby sytuacja na rynku, poradniki zawsze się sprzedają, o czym może chociażby świadczyć fakt, że dziś sprzedaje się je nie tylko w formie książkowej, ale również jako audiobook. Zdecydowanie najchętniej czytane są te, które traktują o diecie i zdrowym odżywianiu. Na drugim miejscu są poradniki dla matek i pozycje dotyczące wychowania, a zaraz za nimi wszystkie książki powiązane z tematami biznesowo-ekonomicznymi. Najczęściej sięgają po nie kobiety, które swoją drogą są w ogóle najczęstszymi klientami księgarń. Moda na poradniki zdecydowanie wzrosła wraz z otwarciem księgarni internetowych – dodaje Waszczyk.
Dlaczego? Być może przyczyną jest fakt, że wiele poradników dotyka tematów trudnych i wstydliwych. Klienci wolą anonimową zamówić książkę, niż mierzyć się ze wzrokiem księgarza. Teorię potwierdza Anna Kryszczyńska z wydawnictwa „Czarna Owca”. – Najchętniej zamawiane są poradniki erotyczne. „Mężczyzna multiorgazmiczny” to nasz absolutny hit. Równie dobrze czyta się książka „Obudźcie tygrysa”, która pomaga mierzyć się w traumami. Zwykle po tę pozycję sięgają kobiety. Jeśli jednak nie wybieramy porad dotyczących seksu, to sięgamy po pozycje pomagające kontrolować życie. Od 18 lat naszym absolutnym bestsellerem jest książka „Pokochaj siebie” i „Kieruj swoim życiem”. Coś więc musi być w poradnikach, skoro tyle lat nie schodzą ze szczytów rankingów – zastanawia się Kryszczyńska.
Faktycznie. Kiedy przeglądam najchętniej kupowane w księgarniach pozycje, zwykle w pierwszej piątce znajduje się poradnik. Co ciekawe, większość rad, które są w książkach, bez problemu znajdziemy też w internecie. Coś jednak jest w słowie drukowanym takiego, że bardziej mu ufamy. Może dlatego, że ktoś podpisuje się pod nimi nazwiskiem, a może chodzi o przywiązanie do klasycznej formy. Ważny wydaje się też fakt, że po poradniki zwykle sięgają osoby starsze, które nie zawsze mają nawyk korzystania z internetu. Nie ważne jednak jaką wybierzemy formę, ważne że chcemy żeby nam doradzano. Dlaczego?
– Poradniki czytamy często nie z potrzeby, ale z czystej ciekawości – mówi mi Krystyna Kofta, autorka m.in. książki „Jak zdobyć, porzucić i utrzymać mężczyznę”. – Kiedy pisałam mój poradnik 20 lat temu, to nie było jeszcze mody na taką literaturę. Napisałam tę prześmiewczą książeczkę, bo zauważyłam, że ludzie bardzo interesują się sprawami innych. Lubią zaglądać w cudze życie, a potem eksperymentować na swoim. Chcę wiedzieć jak żyć, budować związki, osiągać sukces. Mój mąż jest psychologiem, więc sporo wiem na temat ludzkiej duszy. Jestem też dobrym obserwatorem, dlatego podjęłam się wyzwania napisania pseudo-poradnika. Wiele kobiet jest mi wdzięcznych za tę pozycję. Myślę, że w ostatnich czasach wzrosło zapotrzebowanie na poradniki, bo jest powszechny kryzys wiary. Sama nie sięgam po takie książki, ale uważam, że mogą być przydatne – mówi Kofta.
Zdanie pisarki potwierdza to, co w ostatnich czasach dzieje się w telewizji. Chociażby powodzenie programu „Perfekcyjna Pani Domu”, który pokazuje kobietom jak prowadzić dom. Polki lubią być prowadzone za rękę i nauczane. Rad szukają w książkach, modnych programach, ale też mediach. W końcu fenomen „Przyjaciółki”, o którym pisaliśmy jakiś czas temu, opierał się właśnie na poradnictwie.
A [Waszym zdaniem] w poradnikach można znaleźć przydatne informacje? Czy raczej czytanie ich to oznaka zdziecinnienia? A może czytanie poradników to tylko niewinna rozrywka?