Jarosław Kaczyński podobno jest wściekły z powodu ostatnich manifestacji, które odbyły się w pobliżu jego domu. W otoczeniu prezesa PiS spodziewano się realnego zagrożenia. Ujawniono, że wicepremier miał być wywieziony ze stolicy... w kamizelce kuloodpornej.
Nowe ustalenia ws. ostatnich manifestacji opublikowała "Gazeta Wyborcza". Dziennik ujawnił, że to Jarosław Kaczyński oczekiwał od policji "bardziej stanowczych działań" przeciwko demonstrantom protestującym w ramach Strajku Kobiet.
Żeby zrozumieć reakcję prezesa, trzeba jednak prześledzić wydarzenia od 30 października. Tego dnia opozycja uliczna zapowiedziała, że zorganizuje przed domem Kaczyńskiego happening z okazji przypadającej następnego dnia nocy "Dziadów".
"Wyborcza" podaje, że ochraniająca prezesa PiS firma Grom Group potraktowała sprawę bardzo poważnie i połączyła ją z anonimowymi groźbami zamachu, które Kaczyński regularnie dostaje. Prezes miał zostać ubrany w kamizelkę kuloodporną i wywieziony do ośrodka szkoleniowego w Czerwonym Borze niedaleko Łomży.
Dziennik próbował zweryfikować te informacje. Dwa tygodnie temu wysłano pytania do kierownictwa Grom Group. Odpowiedzi do tej pory nie przekazano. Nieoficjalnie wiadomo, że Kaczyński jest wściekły na przychodzące przed jego dom manifestacje, poczuł się upokorzony.
"Tajniacy" na Strajku Kobiet
Na tym nie koniec nowych doniesień w sprawie manifestacji w ramach Strajku Kobiet. Według informatorów "Wyborczej" 18 listopada miało dojść do pokazu siły właśnie na zamówienie Kaczyńskiego. Z nowych ustaleń wynika, że na ulice wysłano nie tylko antyterrorystów z BOA, ale też funkcjonariuszy CBŚ.
Co więcej, w tle ostatnich wydarzeń ma rozgrywać się walka o fotel komendanta głównego i policyjne awanse.
Warto zaznaczyć, że ponad 33 proc. Polaków nie ufa policji – tak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Interii. Trzy lata temu odsetek ten nie przekraczał 20 proc. To pokazuje, że ostatnie wydarzenia mają zły wpływ na wizerunek funkcjonariuszy.