
O oddziale SWAT z irackiej prowincji Niniwa zrobiło się głośno na chwilę po tym, jak magazyn "The New Yorker" w lutym 2017 roku opublikował obszerny reportaż na ich temat. Wtedy świat dowiedział się o wyszkolonych przez amerykanów policjantach, którzy mieli zatrzymywać terrorystów, głównie w Mosulu - mieście położonym w północnej części kraju, niedaleko granic z Syrią, Turcją, Iranem i oczywiście nieuznawanym międzynarodowo Kurdystanem.
REKLAMA
Mimo że reportaż Luke'a Mogelsona wzbudził wiele emocji i wywołał dyskusje na temat broniących własnego miasta przed Państwem Islamskim Irakijczykami to na krótko – jak to zwykle bywa w przypadku tekstów prasowych, nieważne jak ambitnych.
Świat ma to do siebie, że nie potrafi się na długo zatrzymać, a opowiedziane w prasie historie przykuwają uwagę czytelników jedynie do momentu, w którym ci znajdą coś nowego.
Dzisiaj jednak ta opowieść powraca za sprawą Matthew Michaela Carnahana, dotychczas znanego przede wszystkim jako scenarzysta takich multipleksowych hitów jak "World War Z". Carnahan został zatrudniony przez braci Russo, kojarzonych głównie jako reżyserów filmów osadzonych w komiksowym uniwersum Marvela. Dano mu trudne zadanie pójścia pod wyznaczany od lat przez Hollywood nurt, w którym to bohaterscy amerykańscy żołnierze niosą ratunek Arabom, najwyraźniej w oczach filmowców niezdolnym do samodzielnego istnienia.
Carnahan wziął na warsztat reportaż Mogelsona i solidnie się nim wspomógł budując opowieść o Irakijczykach, którzy biorą sprawy we własne ręce i samodzielnie, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, stopniowo odbijają własne miasto z rąk Daesz. Tak powstał "Mosul" – nakręcony głównie w Marakeszu amerykański film, który swoją światową premierę miał 26 listopada na Netflixie.
Głównym bohaterem Mosulu jest świeżo upieczony policjant – Kawa, noszący odznakę ledwie od dwóch miesięcy (na ekranie w postać wciela się tunezyjski aktor Adam Bessa). Poznajemy go kiedy dołącza do elitarnego oddziału, mocno już przetrzebionego latami intensywnych walk z radykałami. Jednostka przyjmuje go, nie bez pewnej dozy nieufności, po to by wspólnie wypełnić misję, która stanie się niewykonalna już niedługo, gdy tylko bojownicy Państwa Islamskiego wycofają się ostatecznie z Mosulu.
Czytaj także: Pierwszy polski film Netflixa... i od razu taka szmira. To nieudana podróbka "Opowieści podręcznej"
Czytaj także: Pierwszy polski film Netflixa... i od razu taka szmira. To nieudana podróbka "Opowieści podręcznej"
Carnahan nie zdecydował się na dosłowną interpretacje tekstu Mogelsona. Zamiast tego kluczowe informacje o zespole SWAT z Niniwy dozowane są stopniowo poprzez wydarzenia na ekranie. Kiedy major Jassem (w tej roli doświadczony iracki aktor Suhail Dabbach) rekrutuje Kawę, dowiadujemy się, że SWAT przyjmuje tylko zdolnych ochotników, którzy dodatkowo zostali skrzywdzeni przez Daesz – ranieni fizycznie lub przez utratę bliskich.
Inne kontrowersyjne frakcje w ogarniającej Irak i Syrię wojnie, jak kontrolowane częściowo przez Iran Siły Mobilizacji Ludowej, poznajemy obserwując Jassema przy negocjacjach – wyglądających dla postronnego odbiorcy od samego początku jak kłótnia. W tej scenie padają również sugestie sztuczności Iraku powołanego do życia przez umowę Sykes-Picot z 1916 roku, choć sama nazwa porozumienia nie pada. Łatwo się w tym pogubić bez wcześniejszego przygotowania – mimo tego film nie próbuje zasypać widza faktami.
Carnahan postawił przede wszystkim na opowieść, która ma przybliżyć problemy Iraku zwykle bagatelizowane lub wykrzywiane przez zachodnich filmowców. "Mosul" jest oczywiście udramatyzowany, by spełniać też funkcję rozrywkową. W końcu nie próbuje być filmem dokumentalnym, lecz trzymającym w napięciu obrazem skrojonym pod użytkowników Netflixa. Ale dzięki temu podejściu Kawa staje się na ekranie nie tylko bohaterem opowieści, ale to widz stawiany jest w jego miejscu.
Młody policjant jest niedoświadczony, ma wiele pytań, na które nie znajduje odpowiedzi, jego oczami widzimy problemy miasta. Jego przewodnikiem jest dowódca oddziału – major Jassem. Mężczyzna, na którego podwładni spoglądają nie tylko z szacunkiem wynikającym z pozycji, ale chyba przede wszystkim z niemal synowską miłością. Są gotowi go bronić, ale oczekują od niego także opieki i przywództwa.
Prawą ręką majora okazuje się być porywczy Walid (na ekranie Jordańczyk Ishaq Elias), nieufny wobec młodego Kawy, lecz również cieszący się szacunkiem Jassema i reszty oddziału.
Jako widzowie podążamy za nimi przez zawalone gruzami ulice Mosulu, wojskowe posterunki i okopane pozycje Państwa Islamskiego.
Podobnie jak Kawa do samego końca nie poznajemy prawdziwego celu misji, który napędza policjantów i jest chyba jedyną rzeczą, która pomaga im zachować przytomność umysłu. Tak jak u prawdziwych policjantów z Niniwy – odbicie Mosulu jest nie tylko strategiczną operacją, lecz chyba przede wszystkim kwestią osobistego honoru i zemsty.
Prawdziwy oddział SWAT z tego regionu powstał z inicjatywy Amerykanów podczas ich misji wojskowej trwającej do 2011 roku. Siły specjalne szkoliły policjantów z Mosulu i okolic by dać im umiejętności i narzędzia niezbędne do przechwytywania radykałów, terrorystów i przestępców. To policyjne nastawienie sprawiło, że nawet Daesz w ich oczach jest po prostu organizacją przestępczą, a walka z islamistami stała się kontynuacją codziennej pracy.
W przeciwieństwie jednak do irackiej armii SWAT z Niniwy nie opuścił Mosulu, kiedy miasto zostało opanowane przez Daesz w czerwcu 2014 roku. Policjanci w większości urodzili się lub wychowali właśnie w tym mieście. Tutaj mieszkały ich rodziny. Stacjonująca w pobliżu jednostka armii, całe trzydzieści tysięcy żołnierzy, głównie złożona była głównie z wojskowych pochodzących z innych części kraju. Wycofanie się na kontrolowane przez rząd tereny było dla nich łatwiejsze. Było luksusem, na który nie mógł sobie pozwolić SWAT, dowodzony przez pułkownika Rayyana Abdelrazzaka.
Czemu irackie i syryjskie wojska wycofywały się z terenów, które opanowywane były stopniowo przez zradykalizowanych bojowników Państwa Islamskiego, często niewyszkolonych i bez doświadczenia bojowego? Odpowiedzi na to należy szukać przede wszystkim w mediach społecznościowych takich jak Twitter i ich sprawnym wykorzystaniu przez Daesz. Okrucieństwo wykazywane wraz z każdą zajętą wioską i każdym przejętym miastem było silnym przekazem – ale dzięki internetowi trafiało do cywili i żołnierzy skutecznie podkopując ich morale. Ci, którzy pochodzili z innych części kraju, nie musieli się długo zastanawiać czy porzucić Mosul i wracać do swoich bliskich.
Czytaj także: Wojna nigdy się nie nudzi. TOP 10 filmów, które podbiją serce każdego fana mocnych wrażeń
Dlatego też pułkownik Abdelrazzak z żądzy zemsty i krzywdy doznanej z rąk islamistów uczynił kluczowe kryterium rekrutacyjne dla młodych ochotników. Jak zdradził Mogelsonowi, sam został trzykrotnie raniony przez Daesz lub ich poprzedników. Stracił też dwóch braci, innego porwano, wysadzono dom jego ojca i raniono siostrę podczas przyjęcia zaręczynowego. Ta imponująca i niepokojąca jednocześnie lista krzywd to niemal codzienność dla wielu żyjących pod władzą Daesz. Wzorowany na Abdelrazzaku major Jassem ma podobny spis ran własnych. Każdy z jego podwładnych może podzielić się swoją historią.
Dlatego też pułkownik Abdelrazzak z żądzy zemsty i krzywdy doznanej z rąk islamistów uczynił kluczowe kryterium rekrutacyjne dla młodych ochotników. Jak zdradził Mogelsonowi, sam został trzykrotnie raniony przez Daesz lub ich poprzedników. Stracił też dwóch braci, innego porwano, wysadzono dom jego ojca i raniono siostrę podczas przyjęcia zaręczynowego. Ta imponująca i niepokojąca jednocześnie lista krzywd to niemal codzienność dla wielu żyjących pod władzą Daesz. Wzorowany na Abdelrazzaku major Jassem ma podobny spis ran własnych. Każdy z jego podwładnych może podzielić się swoją historią.
To ich odróżnia także od Amerykanów, którzy zwykle są bohaterami wojennych filmów trafiających do widza. Oni są profesjonalistami, którzy przybywają do obcego kraju. Bogaci są może w doświadczenie, świetnie wyszkoleni i wyposażeni, lecz kiedy zrobi się „za gorąco” wrócą do swoich rodzin i bezpiecznych domów. Z Mosulu wybrzmiewa także żal Irakijczyków (choć w pewnym stopniu też innych Arabów) o brak poszanowania dla ich domów i miast. Policjanci z Niniwy nie chcą, by amerykańska artyleria bombardowała okopane pozycje radykałów. „Nie obchodzi ich co zbombardują. Nie oni będą to odbudowywać.” Jak słyszy Kawa od jednego ze swoich towarzyszy.
Takie zdanie, rzucone tak naprawdę od niechcenia przez zmęczonego ciągłą walką policjanta, nie zaś w ideowej deklaracji protestujących przeciwko obecności obcych wojsk studentów, może zaboleć weteranów międzynarodowych misji, przekonanych o słuszności własnych działań.
Tak właśnie ma być, bo "Mosul" ma zmusić widza do refleksji na wielu poziomach. Pomaga krytycznie spojrzeć na mit amerykańskiego superbohatera wybawiającego świat od zła, którym przeładowane jest od lat popularne kino. Przy tym "Mosul" jest też filmem o zemście, lecz bez epatowania czarnym humorem do jakiego przyzwyczaił widza Quentin Tarantino.
Nie obyło się jednak bez krytyki ze strony zachodnich mediów, choćby "Guardiana", które krzywiły się na fakt, że nadal jest to amerykańska produkcja, choć z niemal całkowicie arabską obsadą. Bracia Russo nie przejęli się zbytnio takimi zarzutami, a film został ciepło przyjęty przez arabskich odbiorców.
W końcu prawdziwymi gwiazdami są tutaj aktorzy, którzy w pełni wykorzystali możliwości zachodniego medium, by opowiedzieć własną historię tak jak chcieliby, aby widział ją świat. Adam Bessa w wywiadzie dla kanału FanboyNation na Youtube chwalił reżysera i producentów mówiąc, że to historyczna chwila, ale także „zaszczyt i odpowiedzialność”, że pomogli im pokazać, że Daesz w rzeczywistości jest większym problemem dla Arabów niż dla Zachodu.
A dzięki doświadczeniu braci Russo i Carnahana ta opowieść ma szansę zaistnieć nie tylko na festiwalowych salach projekcyjnych i dyskusyjnych klubach filmowych prowadzonych przez koła naukowe orientalistów na całym świecie. Dlatego "Mosul" rzeczywiście jest wielkim wydarzeniem, które może stworzyć zupełnie nowy trend w światowym kinie i odczarować bliskowschodnią kulturę.
Czytaj także: