Marta Lempart opublikowała swój komentarz na łamach "Financial Times". Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zaznaczyła w nim, że "Polska jest w trakcie buntu obywatelskiego prowadzonego przez kobiety".
Na początku Marta Lempart przypomniała, że upolityczniony Trybunał Konstytucyjny wydał pod koniec października wyrok zaostrzający prawo aborcyjne. "Zanim zaczęły się wszystkie protesty, byłam osobą z życiem i pracą" – nie ukrywała aktywistka.
"Teraz, w następstwie ostatnich protestów w całym kraju, oskarżono mnie o ponad 40 przestępstw za moją rolę. Niektóre to są śmiesznie błahe sprawy - niszczenie środowiska poprzez użycie publicznie megafonu. Ani ja, ani żaden z protestujących nie zostanie jednak odstraszony" – czytamy dalej w "Financial Times".
Lempart zauważyła, że to nie pierwszy raz, kiedy "ośrodki antyaborcyjne" ruszyły ją do działania lub wyprowadziły Polki na ulice. "W 2016 roku, kiedy przez parlament postępował prawie całkowity zakaz aborcji, publicznie apelowałem o mobilizację narodową przeciwko niemu" – przypominała.
Liderka Strajku Kobiet wskazała, że "protesty ewoluowały w ruch antyrządowy, z jasnym, wszechobecnym żądaniem: wyp****ć - sp****ć". Wymieniała też, że ludzie mieli więcej powodów, by wyjść na ulice. "Wściekają się na religijno-polityczną agendę polskiej edukacji, na propagandę państwowej telewizji i na temat kampanii państwowych przeciwko osobom LGBT+, kobietom, nauczycielom, lekarzom" – dodała.
Najmocniejsza wydaje się końcówka tekstu Lempart. "Koszt dla mnie jest wysoki. Jestem pod stałym nadzorem i śledztwem. Po atakach ze strony prawicowych bandytów, nasze biuro potrzebowało całodobowej ochrony. Wszyscy otrzymujemy listy nienawiści i groźby śmierci" – zauważyła. Jak przyznała, w swoim domu nie była od trzech tygodni, bowiem jej adres ujawniono w sieci.
"Jestem - jako wróg państwa - na okładkach prorządowych gazet i czasopism, podczas gdy publiczna telewizja prowadzi kampanię dyskredytującą mnie. Tak bardzo się boję, jak każdy na moim stanowisku, czuję spokój ducha. Nie jestem jedynym wrogiem nienawidzącego obywatela państwa polskiego. Wszyscy jesteśmy. My, ludzie" – wyjaśniła na koniec Lempart.