PiS jest za wetem, partia Ziobry opiera decyzję na danych z kosmosu, a Gowin jest przeciwny – tak w ogromnym uproszczeniu można streścić przebieg rozmów Zjednoczonej Prawicy dot. weta budżetu UE. Ich kulisy ujawniła w piątek "Gazeta Wyborcza", która odtworzyła przebieg wydarzeń na podstawie rozmów z informatorami z obozu władzy.
Spotkanie rady koalicyjnej w centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie odbyło się we wtorek. Każdy z jej członków dostał czas, żeby wypowiedzieć się na temat wetowania unijnego budżetu. Opinie były podzielone 2:1.
– Jarosław Gowin stwierdził, że to wariactwo. Na liczbach przekonywał, ile straci Polska, jeśli od nowego roku Unia przejdzie na prowizoria budżetowe i gdy ominie nas Fundusz Odbudowy – opowiedział "Gazecie Wyborczej" jej informator. Inny stwierdził, że szef Porozumienia mówił co innego: – Gowin żadnych liczb nie podawał, mówił, że to będzie strata, ale że rozporządzenie jest bezzębne, nic nam nie grozi i że trzeba brać pieniądze.
– On też miał cały pakiet dokumentów, ale nic z nich nie wynikało. To był raczej przekaz "weto dla weta" – twierdzi pierwszy rozmówca "GW". Inny: – Kowalski mówił, że sami sobie możemy powołać fundusz odbudowy, ale nie powiedział, skąd mielibyśmy mieć na to pieniądze.
Na spotkaniu wszyscy zgodzili się, że weto jest realne, ale trzeba szukać kompromisu, a weto traktować jako narzędzie do negocjacji. Nikt jednak nie określił, jak miałoby on wyglądać.
Przypomnijmy, że jeśli Polska zawetuje budżet UE, to w pierwszej kolejności może stracić swój udział w pieniądzach z Funduszu Odbudowy. Unia stworzy go wtedy bowiem tylko dla 25 państw, zostawiając Polskę i Węgry na lodzie. A to strata 27 mld euro dotacji oraz 32 mld euro tanich pożyczek.