
Maciej Maleńczuk miał zaatakować działacza Fundacji Pro-Prawo do Życia na proteście przeciwko wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej w 2016 roku. Muzyk twierdzi jednak, że to on padł ofiarą. 3 grudnia wygłoszono w tej sprawie mowy końcowe, a za dwa tygodnie ma zapaść wyrok.
Pytam: w jaki sposób prokuratura broni interesu pobitych na przykład podczas marszu 11 listopada kobiet? W tych sprawach prokurator nie występuje po stronie kobiet. A tu »pilnuje interesu publicznego«, czyli interesu mężczyzny, który powiedział do Macieja Maleńczuka: "s... ch...", i który okazał się osobą kompletnie niepoczytalną, która za swoje czyny nie ponosi odpowiedzialności karnej.
Miesiąc więzienia
Jak czytamy na łamach Onetu, adwokat reprezentująca Maleńczuka twierdzi, że w grudniu 2016 roku, muzyk co prawda podszedł do działaczy z pytaniem, co robią na krakowskim rynku z baneram. Z tego powodu miał zostać zaatakowany wulgarnymi słowami.Ten mężczyzna nie odpowie za nic. A Maleńczuk, nie dość, że odpowiedział już za niszczenie baneru, może teraz ponieść odpowiedzialność za to, że sam został zaatakowany i że odepchnął atak. Organizacja pro-life i pokrzywdzony żądają dla niego kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Konto na FB
Od początku Istotnym dowodem w procesie są wpisy z Facebooka, z profilu, który - według oskarżenia - miał prowadzić Maciej Maleńczuk. A zamieszczono na nim wpis, w którym artysta miał przyznać się do ataku na działacza pro-life.Czytaj także: "Policja leje się głównie z dziewczynami". Wkurzony Maciej Maleńczuk nadciąga z "Klauzulą sumienia"