Burmistrz Ustrzyk Dolnych nawet się nie zdziwił, że jego gmina nie dostała wsparcia z rządowego funduszu inwestycji lokalnych. – Chyba się pani nie łudzi, że ja bym dostał? – pyta retorycznie. On nie raz publicznie krytykował PiS. Takich jak on jest dużo więcej. – To oczywiste, że zdecydowała legitymacja partyjna – słychać również w innych gminach kraju.
Do tej pory było tak, że samorządy trzymały się z dala od wielkiej polityki. Albo inaczej – wielka polityka nie miała w nich wielkiego znaczenia. Ludzie głosowali na tych, których znali, którzy potrafili działać, inwestować i walczyć o środki. Partyjność na ogół schodziła na dalszy plan. Wrogowie w skali kraju w niejednym samorządzie potrafili nawet zawiązywać koalicje.
Teraz ludzie zobaczyli, że ta wielka polityka może dopaść również ich. Że rozwój ich wsi, czy miasteczka, może zależeć od decyzji centrali w Warszawie. I od tego, czy ich wójt lub burmistrz popiera PiS. Bo chyba dawno nic tak nie podzieliło małych i dużych gmin jak rządowy fundusz inwestycji lokalnych.
– Teraz PiS wprowadził politykę do samorządów. Moim zdaniem próbuje pokazać mieszkańcom: Jeżeli w kolejnych wyborach będziecie popierać kandydata nie Prawa i Sprawiedliwości, a my będziemy rządzić, to wasza gmina pieniędzy nie będzie miała. A jeśli wybierzecie dobrego gospodarza z PiS, związanego z nami, to pieniądze będą – mówi naTemat Bartosz Romowicz, burmistrz Ustrzyk Dolnych.
Tylko oni nie dostali
Jego gmina znalazła się wśród tych, które środków nie dostały. – Dla mnie to jest jasny przekaz. Że Romowicz w Ustrzykach może jest i dobry, ale dopóki nie jest z PiS, nie jest nasz i na PiS narzeka publicznie, to do tego czasu gmina pieniędzy nie dostanie – uważa.
W regionie pieniędzy nie dostał tylko on i gmina Cisna, w której zawsze wygrywa PO. Wnioski innych zostały rozpatrzone pozytywnie.
– U nas, w powiecie bieszczadzkim, wszystkie jednostki samorządu terytorialnego dostały pieniądze oprócz nas. Środków nie dostały gminy, w których rządzą samorządowcy krytyczni wobec władzy PiS. Taka jest moja diagnoza, choć i tak nie zawsze to jest zasadą. Bo u mnie w wyborach parlamentarnych PiS wygrywa, ostatnio zdobył ponad 60 proc. głosów. Tylko w samorządzie nie może wygrać – tłumaczy.
Takie poczucie ma wielu samorządowców. Grzmią o tym politycy opozycji i lokalne media. – Fundusz zwany Funduszem Inwestycji Lokalnych jest ściemą. Nie mam słów, żeby opisać ten skandal i grandę w biały dzień – mówił podczas briefingu w Sejmie Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL.
Jego zdaniem, jedyne kryterium, jakie obowiązuje w tym funduszu, to znaczek partyjny, przynależność partyjna.
"Tylko pięć samorządów z powiatu nie dostało dofinansowania z rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, określanego jako tarcza antycovidowa. Włodarze nie kryją rozczarowania. W mediach społecznościowych niektórzy otwarcie piszą, że środki dostali tylko ci, którzy należą do PiS-u" – donosi portal e-garwolin.pl.
Cytuje burmistrz Pilawy, która została pominięta. "W tym rządowym rozdaniu środki otrzymały tylko samorządy, których wójtowie należą do PIS-u, wszystkie pozostałe gminy zostały pominięte. Wydaje się, że środki budżetu Państwa należą do nas wszystkich, miały wyrównywać szanse z powodu COVID-u WSZYSTKIM Mieszkańcom, a mimo, że mamy zmniejszone dochody, wsparcia nie otrzymaliśmy" – skomentowała na Facebooku burmistrz miasta i gminy Albina Łubian.
Również "Dziennik Wschodni" donosi, że lubelscy politycy chcą wyjaśnień od wojewody. "Jak wyliczyli działacze Koalicji Obywatelskiej, wśród beneficjentów jest zaledwie kilka gmin, których wójtowie są związani z PSL" – pisze.
– Przecież widać, że to rozdanie według legitymacji partyjnej. U nas, na terenie dawnego województwa wałbrzyskiego, widać to doskonale – oburza się jeden z samorządowców z województwa dolnośląskiego. Woli zachować anonimowość. Jego gmina nie dostała środków.
– Nie wnikając jaki był klucz, gdy weźmie się wykaz gmin do ręki, to widać doskonale. W regionie wałbrzyskim środków nie otrzymały gminy, które nie podpisały programu wyborczego prezydenta Dudy – mówi naTemat.
Ile? Liczy, twierdzi, że 21, jeśli się nie pomylił. – Spośród tych, które podpisały ten program, środki otrzymało 18, oprócz jednej, gdzie być może miały wpływ lokalne rozgrywki polityków PiS. Z tego samego powodu, jak uważam, sześć gmin, które poparły program Dudy, dostały środki – twierdzi.
Wnioskował o ponad 2 mln zł
Bartosz Romowicz jest w kontakcie z innymi, młodymi samorządowcami z Polski. Mówi, że jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu typował, kto z nich dostanie środki, a kto nie.
– 90 proc. moich typów się sprawdziło. Środków nie dostał m.in. wójt gminy Potęgowo na Pomorzu, członek KO. Składał wniosek na żłobek, a sąsiedzi na żłobki podostawali. Również wójt gminy Sędziejowice w województwie łódzkim, który jest z PSL. Czy wójt z podkarpackiego Zarszyna z PSL. Wszystkie gminy w powiecie sanockim dostały, ona nie. Zakładałem, że tak będzie – wymienia.
On wnioskował o 2,6 mln zł. – To był jeden wniosek, na którym najbardziej nam zależało – na budowę dodatkowego skrzydła urzędu miejskiego, niskoemisyjnego, samowystarczalnego energetycznie. Nie składałem więcej wniosków, jak inne gminy, które składały po kilka wniosków na dużo wyższe kwoty. Nie dostaliśmy. Jako jedyny z lokalnych samorządowców podpisałem się pod protestem samorządowców odnośnie środków europejskich. Może dlatego nie dostaliśmy środków? – zastanawia się.
Listę gmin, które je otrzymały, opublikowano we wtorek. Dla burmistrza Ustrzyk Dolnych w ogóle był to wyjątkowo pechowy dzień.
– Najpierw rano dostaliśmy informację, że Prezes Rady Ministrów nie uwzględnił gminy Ustrzyki Dolne na liście gmin poszkodowanych w powodzi. Potem, że został rozstrzygnięty program Sportowa Polska i nie dostaliśmy środków na halę sportową. Drugi rok próbujemy dostać pieniądze na halę przy szkole mistrzostwa sportowego, jedynej takiej o profilu narciarskim na terenie województwa podkarpackiego, ale nam się nie udaje. A na koniec dostaliśmy jeszcze cegiełkę, że z rządowego funduszu inwestycji lokalnych też nic nie dostaliśmy. Przykre – mówi burmistrz Romowicz.
Kryteria nie były jasne
Wiadomo, że środków nie dostała Warszawa, Gdańsk i inne duże miasta. Ale też np. bastion PiS Kulesze Kościelne. – Brak wsparcia z funduszu to zemsta za poparcie strajku rolników i za udział w nim. To pogrożenie palcem – mówił w rozmowie z Darią Różańską wójt Stefan Grodzki.
Jednak bez względu na to, jaki faktycznie był klucz przydziału wsparcia, wiele gmin po prostu ma poczucie niesprawiedliwości. Niektórzy nie chcą oceniać żadnych względów politycznych. Ale wskazują na brak jasnych kryteriów.
– Nie jestem związana z żadną partią polityczną. Ciężko stwierdzić, jakie były kryteria wyboru inwestycji do dofinansowania. Znajome gminy których włodarze związani są z partią rządzącą również nie dostali dofinansowania. Na przykład pan burmistrz Parczewa – zastrzega Monika Mackiewicz-Drąg, wójt gminy Podedwórze na Lubelszczyźnie.
To najmniejsza gmina w województwie. – Ma chyba najtrudniejszą sytuacją finansową. Wychodzimy z potężnych długów, z widma zarządu komisarycznego. Na pewno taki zastrzyk gotówki wpłynąłby zdecydowanie na nasz rozwój. W sierpniu dostaliśmy 500 tys. i jesteśmy za to wdzięczni, dla nas to i tak duży zastrzyk. Ale była nadzieja, że dzięki funduszowi inwestycji lokalnych będziemy mogli zrealizować inwestycje, które napędzą lokalny rozwój i poprawią życie mieszkańców – mówi w rozmowie z naTemat.
Gmina wnioskowała w sprawie dwóch projektów dotyczących budowy oczyszczalni ścieków i przebudowy ujęcia wody oraz termomodernizacji budynków użyteczności publicznej, w tym świetlic. Nie dostała nic.
– Na pewno jest to dziwne, że są gminy, które mają po 3-4 projekty dofinansowane, a są gminy, które zostały z niczym. I to jest smutne. Jest poczucie niesprawiedliwości i niejasności, ponieważ nikt od początku nie wiedział, jakie będą kryteria. Szkoda. Bo moglibyśmy przygotować takie inwestycje, by zwiększyć swoje szanse. Te środki miały wyrównać szanse samorządów najbiedniejszych, których często nie stać na wkład własny do projektów unijnych. A tu na Lubelszczyźnie wiele takich gmin zostało pominiętych – mówi wójt.
Zwraca uwagę na fakt, że decyzje zapadły w Warszawie. – Na pewno nie jest dobre dla transparentności i decentralizacji, że decyzje zostały podjęte na szczeblu rządowym. Trudno mi sobie wyobrazić, że była to naprawdę obiektywna ocena, która inwestycja jest ważniejsza i bardziej wpływa na rozwój lokalnej społeczności. Do tej pory takie kwestie rozstrzygali wojewodowie. Bardzo cieszy mnie, że w ostatniej turze, niestety dużo mniejszej niż poprzednia, oceny dokonają wojewodowie. Na pewno mają większe rozeznanie w tej materii niż władze centralne – uważa.
Słuchając takich historii, aż wściekłość człowieka ogarnia, że do niektórych gmin trafiły miliony, a do innych, potrzebujących, nic.
– Ja cieszyłabym się, gdybym dostała 500 tys. Jest drugi nabór, szykujemy wnioski. Cieszę się, że wojewodowie będą oceniać. Może bardziej docenią nasze starania i bardziej równomiernie rozłożą środki na samorządy – mówi. Drugi nabór potrwa do 28 grudnia.