Pure Bar w galerii Pies czy Suka
Pure Bar w galerii Pies czy Suka Facebook

Trudno już znaleźć nowe butiki, kawiarnie czy bary, które dedykowane byłyby tylko jednej funkcji. Jeśli sprzedajemy skandynawski design, warto, żebyśmy mogli też napoić gości brytyjską herbatą. Jeśli prowadzimy kafejkę, koniecznie musimy użyczyć ścian jakimś początkującym artystom. Nasze delikatesy natomiast powinny mieć w sprzedaży także wino, którego można skosztować na miejscu... Zaczęło się od klubokawiarni. Dziś szał multifunkcjonalizmu ogarnia coraz więcej powstających w Polsce miejsc.

REKLAMA
Pies, suka czy bar?
– Może z “multifunkcjonalizmem” to trochę przesada – zauważa Paweł Konarski, właściciel sklepo-galerii Pies czy Suka, która niedawno po przeprowadzce do nowego miejsca poszerzyła się o Pure Bar – królestwo kolorowych cocktaili. – W naszym przypadku to tylko trzy funkcje – zaznacza, chociaż Facebookowy profil Psa czy Suki podpowiada, że w ramionach państwa Konarskich wybawienia szukać mogą wszyscy ci, którym potrzebne będą: “odnowa biologiczna wnętrza i zewnętrza, nowe wcielenia przedmiotów matrwych, chirurgia plastyczna rzeczy niedoskonałych, gra z ikonami w inny wymiar, psychoterapia zabawek nieuleczalnie chorych”. Do tego w ofercie galeriobaru znajdziemy też “prawdopodobnie najlepsze cocktaile w mieście”, czyli zestaw autorskich drinków tworzonych specjalnie na użytek tego miejsca przez profesjonalistów.
Design, nie kapusta
Pytam Pawła Konarskiego, po co rozszerzać i tak dość rozbudowane funkcje galerii o kolejny, kłopotliwy element – przybytek gastronomii w rozumieniu płynnym. – Pure Bar wspomaga istniejącą galeryjną przestrzeń, możemy w nim organizować imprezy towarzyszące wystawom – odpowiada. – A poza tym liczymy na to, że alkohol pomoże utrzymać tę przestrzeń – dodaje, co jest nie bez znaczenia, gdyż Pies czy Suka przeniósł się w grudniu do Fabryki Czekolady w podwórzu odchodzącym od ul. Szpitalnej. To prestiżowa i bardzo atrakcyjna lokalizacja, zmieniająca się na oczach warszawiaków w nowe zagłębie concept store'ów i pracowni – m.in. za sprawą mieszczącego się po sąsiedzku sklepu z designem Red Onion. – W świecie takie miejsca są na każdym kroku, u nas wciąż jeszcze jest ich mało. A że nie interesuje nas sprzedawanie kapusty, tylko zwariowanych przedmiotów artystycznych oraz świetnych drinków tworzonych ze świeżych składników, to połączyliśmy te funkcje w jedno – precyzuje Konarski.

Wygodny miks
Do wzorców z Zachodu odwołuje się także Sylwia Podolska, właścicielka klubokawiarniosklepu Śródmiejska, bardziej klasycznej knajpy Coco de Oro na Żoliborzu oraz nieistniejącego już klubu Pruderia. – To zjawisko powszechne chociażby w Niemczech, gdzie nie dziwi połączenie np. pracowni architektonicznej z barem – opowiada. Jej nowy lokal to knajpa, restauracja, klub i sklep sprzedający prace polskich i zagranicznych projektantów. Połączenie wynikło z czysto pragmatycznych względów. – Urządzając Śródmiejską szukaliśmy ciekawych elementów wyposażenia wnętrz i skonstatowaliśmy, że sklepów, gdzie można je dostać, jest jak na lekarstwo – mówi Podolska. Wielu projektów w ogóle nie można w Polsce kupić – dlatego postanowiła je sprowadzić. Tak było np. z berlińską marką Warehouse czy z drewnianymi zabawkami dla dzieci, których w kraju nadal produkuje się niewiele. – Każda rzecz na wyposażeniu Śródmiejskiej jest do kupienia – można ją sobie obejrzeć i zamówić – także w wersji spersonalizowanej, np. mniejszej lub w innym kolorze – opowiada o kolejnych funkcjach Śródmiejskiej Sylwia. – Sala warsztatowa natomiast jest do wynajęcia za free, jeśli ktoś przyjdzie do nas z pomysłem na fajne warsztaty czy zajęcia – podsumowuje. Właścicielka przyznaje, że promocyjnie taki multifunkcjonalizm sprawdza się nieźle. – Wiadomo, że łatwiej nagłaśniać coś, co jest jednocześnie sklepem i barem, i co można promować różnymi kanałami. Także dlatego zdecydowaliśmy się na ten miks – przyznaje.
Kazimierz sprzyja
Katarzyna Wodecka-Stubbs z krakowskiego concept-store'u Lulu Living uważa uzupełnienie bogatej oferty pięknych przedmiotów, które ma w swojej ofercie jej sklep, o dostępne na miejscu kawy, wina czy, już wkrótce, tarty za czysto naturalne. – Tak jak muzyka, światło czy otoczenie, te elementy składają się na całościową atmosferę naszego miejsca. A że promujemy konkretny styl życia, wydaje nam się oczywiste, że obok szlachetnej oliwy czy pięknych przedmiotów z linii vintage oferujemy naszym gościom także kieliszek dobrego wina – zaznacza. Sklep istnieje w Zaułku św. Tomasza, niedaleko krakowskiego Rynku, od pół roku, wcześniej przez trzy lata działał na Kazimierzu, który sprzyja tego rodzaju nowoczesnym pomysłom. To tam mieści się jedyny w swoim rodzaju (przynajmniej w Polsce) pensjonat Kolory, równie popularny co bar o tej samej nazwie od frontu ulicy Estery, czy pub Miejsce, wypełniony kolorowymi modernistycznymi meblami. Tych akurat nie kupimy – nomen omen – na miejscu, ale za to – w sklepie na Zegadłowicza, prowadzonym przez tych samych właścicieli.
Doktrynę multifunkcjonalizmu poddaliśmy w wątpliwość natomiast my – właściciele baru Małe Piwo, czyli mój partner (w życiu i interesach) i ja. Uznaliśmy, że wbrew pierwotnym założeniom rezygnujemy z prowadzenia w tym samym miejscu także sklepu, który w naszych skromnych przestrzennych warunkach nie zdałby egzaminu. – Pomyśl, gdybyśmy mieli jeszcze salę sklepową, nie mielibyśmy nad nią kontroli, więc musielibyśmy zatrudnić jeszcze jedną osobę – zauważył trzeźwo Paweł prowadzący w naszym teamie kalkulacje handlowe i HR-owe. – Za mało tu miejsca magazynowego, gdyby dziennie przyszło sześć osób i kupiło po osiem piw, zapas na cały dzień stopniałby w godzinę – przekonywał. Obywamy się więc bez sklepu, stawiając na ścisłą specjalizację. To odwrotność trendu multifunkcjonalnego, choć też coraz bardziej popularna. Wychodzi na to, że to, za którym z nich się opowiesz, w dużej mierze zależy od ekonomii i przestrzeni, jaką dysponujesz. Im więcej miejsca, tym więcej funkcji. Im mniej – tym ściślejsza specjalizacja.