Od 28 grudnia rząd wprowadza narodową kwarantannę. Minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że do 17 stycznia mają być zamknięte hotele i stoki narciarskie. O reakcję zapytaliśmy w Białce Tatrzańskiej. – Straty na pewno będą duże, bo w tym czasie są duże obroty – mówi naTemat Władysław Piszczek, wiceprezes Ośrodka Narciarskiego Kotelnica Białczańska i jednocześnie sołtys Białki Tatrzańskiej.
Jak odebrał Pan decyzję rządu o zamknięciu stoków i hoteli od 28 grudnia do 17 stycznia?
Co możemy zrobić? Nic nie zrobimy. Musimy się dostosować. Zdecydowaliśmy szybko, że przez najbliższe dni stoki będą czynne do godz. 22. Mamy jeszcze 11 dni, może jeszcze uda się coś zarobić. Nic więcej nie możemy zrobić. Musimy czekać aż to się skończy. Jest zarządzenie, nie jesteśmy w stanie tego zmienić.
Jak duże mogą być straty dla Ośrodka Narciarskiego Kotelnica Białczańska?
Na pewno będą duże, bo w tym czasie są duże obroty. Gdybyśmy z jakiejkolwiek tarczy mieli otrzymać 5 mln zł, to i tak nie zrekompensuje to strat, które w tym czasie możemy ponieść.
Jakie kwoty mogłyby to zrekompensować?
W czasie, kiedy ośrodek będzie zamknięty, oceniamy, że możemy stracić kilkanaście milionów zł. Dlatego na pewno nie przestaniemy naśnieżać stoków. Liczymy na to, że 18 stycznia ruszymy. Chcemy, żeby wszystko było przygotowane. Żeby z marszu można było uruchomić wyciągi. Żeby trochę jeszcze się odbić.
Stałych pracowników jest ok. 200 osób. W karczmie pracuje 70 osób, które będą musiały iść do domu. Ale pozostali będą pracować przy naśnieżaniu i konserwacji krzesełek. Żeby nic, żadna awaria, nie zaskoczyła nas przed otwarciem 18 stycznia.
To będą trzy tygodnie przestoju.
Straty będą duże, ale dobrze, że już trochę ruszyliśmy. Nie wszystkie wyciągi się otworzyły, np. w Czarnej Górze. Nam udało się już trochę zarobić na bieżące sprawy. W karczmie staraliśmy się realizować zamówienia na bieżąco, nie robić dużych zapasów. Śledziliśmy wydarzenia, spodziewaliśmy, że jakieś obostrzenia na pewno będą.
Ile kosztuje miesiąc naśnieżania?
W ubiegłym roku było to ponad 1.2 mln zł za sam prąd. Do tego trzeba doliczyć ZUS, wypłaty. To są duże kwoty.
A gdyby nie udało się odrobić strat?
To wiadomo, że musielibyśmy wziąć kredyty na nasze zobowiązania. Bo innej możliwości nie ma. Ale myślę, że gdyby otworzyli stoki 18 stycznia, to mamy jeszcze cały luty. Może byłaby połowa obrotów, co w ubiegłym roku i moglibyśmy jakoś przetrwać bez kredytów.
Jak z zamknięciem poradzą sobie hotele w Białce? Co mówią właściciele?
To jest najgorsze. Jako sołtys słyszę, że ludzie z tego żyją, że będzie im ciężko. Każdy liczył, że hotele będą otwarte. Ale mieszkańcy liczą też, że może za trzy tygodnie to się zmieni. Że coś uda się jeszcze zarobić.
Było obiecane, że nie zamkną hoteli i stoków, po cichu na to liczyłem. Ale może wyższa siła kalkuluje, że trzeba jeszcze poczekać, aż pandemia się wtedy uspokoi?
Słyszałem, że minister Gowin miał jeszcze wypowiedzieć się w tej kwestii. Jest teraz naszą nadzieją. Liczymy na to, że może znajdzie jakąś furtkę, żeby
np. sportowcy mogli trenować na stokach. To też przynosiłoby jakieś zyski. Po cichu na to liczymy. Ale co pan minister powie, nie wiadomo.