Kryzys to samospełniająca się przepowiednia – twierdzi naczelny polskiego "Forbesa" Kazimierz Krupa. Panicznie boimy się kryzysu, ale nic nie robimy, żeby go zażegnać. Winę za to ponosimy wszyscy, nie tylko politycy i wielki biznes.
"Może zamiast epatować rzeczywistymi (bo ich nie brakuje) i wyimaginowanymi zagrożeniami – wziąć się do roboty" – pisze w "Forbesie" Kazimierz Krupa. Naczelny prestiżowego magazynu w swoim tekście analizuje, czemu tak bardzo boimy się kryzysu.
Krupa dowodzi, że pisząc o nadchodzącym wielkim kryzysie, spowolnieniu, recesji i innych nikczemnych zjawiskach, napędzamy zjawisko "samospełniającej się przepowiedni".
Czemu się boimy
Czy faktycznie kryzys to samospełniająca się przepowiednia? W pewnym stopniu,na pewno tak. Media straszą informacjami, które nie do końca rozumiemy, a strach powoduje, że przestajemy działać racjonalnie. Niestety, winę za to ponoszą głównie osoby odpowiedzialne za informowanie innych. Ludzie bowiem z natury są bardziej podatni na negatywne doniesienia.
– W naturze człowieka leży to, że jesteśmy wyczuleni na złe informacje – mówi nam dr Wojciech Cwalina, ekspert od psychologii biznesu ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Bardziej się na nich koncentrujemy i są silniejsze. Negatywne informacje są diagnostyczne, dobre nie, bo nic z nich nie wynika. A kiedy słyszymy, że jest źle, zaczynamy się nad tym zastanawiać, szukać powodów – wyjaśnia dr Cwalina.
Wygląda więc na to, że na reakcję przy odbieraniu informacji nie mamy wpływu. A na co mamy? – Jest też strona mediów. Dla nich, tak samo jak dla polityków opozycji, kryzys
jest newsem. I przez nich powstaje taka spirala straszenia, która sama się spełnia i nakręca – przekonuje dr Cwalina.
Wszystko przez media?
– Media, dziennikarze, eksperci powinni tłumaczyć na czym kryzys polega – stwierdza psycholog biznesu. – Oczywiście, politycy też powinni informować o tym społeczeństwo. Ale istnieje też ryzyko, że jeśli zrobią to niezrozumiale, to będzie tylko gorzej – przekonuje dr Cwalina.
Niestety, ale jest w tym sporo racji. Większość publikacji ekonomicznych jest trudnych do zrozumienia dla kogoś, kto nie zna gospodarczego żargonu. A dziennikarze, o politykach nie wspominając, w swoich wypowiedziach rzadko kiedy myślą o szarym obywatelu, który nic nie rozumie. To zaś powoduje, że powszechnie za kryzys obwinia się "górę". – W przekonaniu obywateli kryzys to coś, z czym powinni sobie radzić politycy i ekonomiści wyższego szczebla. Patrzymy w górę, a jak góra zrobi coś niezrozumiałego, to tylko nakręca to spiralę – wyjaśnia dr Cwalina.
Leniwy obywatel
Z takim jednak podejściem, dotyczącym mediów, nie do końca zgadza się publicysta ekonomiczny "Gazety Wyborczej" Witold Gadomski. – Oczywiście, można o gospodarce mówić w sposób zrozumiały. Pod warunkiem, że ktoś chce to zrozumieć, a nie tylko powtarzać, że w Szwecji są 5 razy wyższe emerytury, niż u nas – odpowiada Gadomski na pytanie o to, czemu media nie mówią w zrozumiały sposób o kryzysie. I faktycznie,
trudno nie zauważyć, że wszelka tematyka ekonomiczna zdecydowanie mniej interesuje odbiorców mediów niż chociażby polityczne bicie piany.
– Prawda jest taka, że jeśli ktoś chce zrozumieć gospodarkę, to jest to dosyć proste – przekonuje publicysta. – Każdy z nas przecież styka się z pieniędzmi, ma swój budżet, który musi dopiąć. Czasem ma więcej, czasem mu brakuje i musi pożyczyć – dowodzi Gadomski. – Trzeba tylko chcieć zrozumieć.
My sobie, a rząd sobie
Witold Gadomski wskazuje jeszcze jeden aspekt, który powoduje, że nie rozumiemy gospodarki, a tym samym boimy się kryzysu. – W Polsce jest nadmierna koncentracja na tym, co robi rząd. A polityka gospodarcza nie jest aż tak ważna dla gospodarki, jak nam się wydaje. Można krótkofalowo ją stymulować, ale to zazwyczaj źle się potem kończy – wyjaśnia publicysta.
Nie da się ukryć, że jest w tym sporo racji. Najlepszym na to przykładem jest tzw. luzowanie ilościowe, powszechnie nazywane dodrukowaniem pieniądza, stosowanym przez władze USA. W opinii wielu ekspertów, metoda ta pomaga tylko na chwilę, ale długofalowo powoduje tylko szkody w gospodarce. – Tak naprawdę od polityków niewiele zależy, najczęściej mogą tylko coś popsuć. Ale żeby ich polityka naprawdę spowodowała jakiś duży wzrost, to takich cudów po prostu nie ma – podkreśla Witold Gadomski.
Co możemy zrobić
Czy w takim razie, przy założeniu, że rząd może niewiele zdziałać, możemy my sami coś zrobić? Według dr Wojciecha Cwaliny, tak. Jest tylko jeden problem. – Pytanie, na czym przedsiębiorcy się skupiają: własnej sytuacji, czy gospodarce kraju. Większość skupia się na zachowaniu płynności finansowej, zyskach, mało kto myśli o PKB kraju. I to naturalne – ocenia psycholog.
Według dr Cwaliny w czasach kryzysu większość spółek skupia się na przetrwaniu bądź zachowaniu płynności finansowej. W związku z tym często muszą oszczędzać i ciąć
koszty. – A to niestety, najłatwiej osiągnąć zwalniając ludzi. Przedsiębiorcy nie są skłonni do przeprowadzania ryzykownych reform, które na dodatek nie wiadomo, czy przyniosą jakiś skutek – mówi psycholog. – Chociaż brakuje też wskazań dla obywateli, co mogliby zrobić.
Jak więc możemy my, obywatele, przeciwdziałać kryzysowi? Witold Gadomski stwierdza: – Od nas samych dużo zależy. Od naszych oszczędności i od tego, czy inwestujemy. Powinniśmy oszczędzać i inwestować, bo bez inwestycji gospodarka po prostu się nie rozwija – proponuje publicysta "GW".
Sukces PR-owy rządu
Gadomski przy tym zaznacza, że teza o samospełniającej się przepowiedni, postawiona przez Kazimierza Krupę, to uproszczenie. – Kryzys faktycznie nadciąga i jego powody są realne – stwierdza publicysta. I jako przykład podaje chociażby fakt, że w II kwartale 2012 roku spadł w Polsce popyt wewnętrzny. Według Gadomskiego, gdyby nie to, że wzrost eksportu nadal jest większy niż wzrost importu, to już groziłoby nam widmo recesji. To jednak powoduje, dla odmiany, że jesteśmy mocno zależni od zagranicy, szczególnie Niemiec jako naszego największego partnera handlowego.
Dlatego też, zapewne, powinniśmy zakasać rękawy i wziąć się do pracy. I nie liczyć na rząd, bo ten potrafi uprawiać tylko PR, niezależnie od opcji. – Jak dobrze idzie w gospodarce, to rząd mówi: to nasza zasługa. Robił tak PiS, choć rosnąca gospodarka wcale nie była ich zasługą, wpływ na to miały inne czynniki. Tak samo robi Donald Tusk. Stwierdza: wszędzie jest źle, a u nas dobrze. Choć nie mówi dokładnie, co takiego jego rząd zrobił. Jedynie zapewnia, że przeprowadzi nas jak Mojżesz przez kryzys – krytykuje rządzących Witold Gadomski.
Wychodzi więc na to, że to my sami musimy przeprowadzić się przez kryzys. Najlepiej będąc dobrej myśli. Nie bez kozery przecież mówi się, że grunt to myśleć pozytywnie.
Kryzys czy spowolnienie, jak zwał, tak zwał, to kolejne wyzwanie. To naprawdę próba pokonania wyboistej trasy ze szklanką pełną wrzątku w ręce. I naprawdę tylko od nas zależy, czy pokonamy tę trasę w dobrym stanie. Ja wierzę, że tak. CZYTAJ WIĘCEJ
"Forbes"
Kazimierz Krupa
Redaktor naczelny polskiego "Forbesa"
Bo cóż znowu takiego nadzwyczajnego się dzieje? Ano nic. Przecież wszyscy wiedzą, że nawet drzewa nie każdego roku rosną o tyle samo; nawet dzieci nie rosną w równym tempie, tylko raz wolniej, raz szybciej – nawet w ciągu jednego roku. Dlaczego inaczej ma być z gospodarką? Kto obiecał nam nieustanny wzrost? A jeżeli obiecał, to głupi, ale jeszcze głupszy ten, który uwierzył. CZYTAJ WIĘCEJ
"Forbes"
George Soros
Inwestor, prezez Open Society Institute
Między obecnym kryzysem euro a międzynarodowym kryzysem bankowym z roku 1982 istnieje pewne podobieństwo. Wtedy światowy system bankowy został ocalony przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który poważnie zadłużonym państwom udzielił wystarczająco wysokich kredytów. Udało się tym samym uniknąć ryzyka niewywiązania się z zobowiązań finansowych. Ceną jaką przyszło zapłacić był jednak długotrwały kryzys. Ameryka Łacińska przeżyła tzw. straconą dekadę. CZYTAJ WIĘCEJ
Ostatnie informacje o kolejnych podwyżkach akcyzy i podatków wywołują moje zaskoczenie. Czy osoby odpowiedzialne za naszą gospodarkę zrozumieją (kiedyś), że podwyżki podatków w pewnym momencie przestają przynosić proporcjonalnie wyższe wpływy do budżetu? Pytanie wydaje się być retoryczne, jeśli ktoś wie co to jest Krzywa Laffera. CZYTAJ WIĘCEJ