W Polsce święto Trzech Króli i wolne od pracy, w USA wielki polityczny dzień. 6 stycznia Kongres ma dziś ostatecznie zatwierdzić wygraną Joe Bidena, czego Donald Trump do ostatniej chwili nie jest w stanie zaakceptować. – Nigdy się nie poddamy. Nie uznamy tej porażki – grzmiał w przemówieniu, którego słuchały tłumy.
Do ostatniej chwili Donald Trump nie odpuścił. – Mam dowody, to ja wygrałem wybory prezydenckie w USA. Zatrzymajmy ten fałsz. Wygrałem wybory w obu przypadkach, a za drugim razem zwycięstwo było większe, niż cztery lata wcześniej – mówił do swoich zwolenników zgromadzonych przed Białym Domem. Wiec, pod hasłem "Ocalmy USA", zgromadził tłumy.
Trump oskarżał media o podawanie fake newsów. Mówił, że nie dadzą zastraszyć się oszustwom mediów. – Radykalna lewica jest bezwględna i czas, żeby coś z tym zrobić – grzmiał.
Zwrócił się też do swojego zastępcy. – Mam nadzieję, że Mike Pence postąpi dobrze. Jeśli Mike Pence postąpi dobrze, to wygramy wybory – powiedział odnosząc się do posiedzenia Kongresu, który ma zatwierdzić Joe Bidena na stanowisku prezydenta USA. Pence przewodniczy posiedzeniu.
Od przegranej wyborów prezydenckich Donald Trump robi wszystko, by jeszcze coś zmienić w wynikach. I ucieka się do chwytów poniżej pasa. Ostatnio zadzwonił do sekretarza stanu Georgia Brada Raffenspergera z prośbą, by ten przeliczył głosy na jego korzyść. O sprawie informował "The Washington Post".