Białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka z okazji prawosławnego Bożego Narodzenia odwiedził w czwartek mińską cerkiew Podwyższenia Krzyża Świętego. W trakcie spotkania ze zwierzchnikiem białoruskich prawosławnych metropolitą Beniaminem odniósł się do szturmu zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol w Waszyngtonie i bieżącej sytuacji geopolitycznej.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.
Podczas bożonarodzeniowej liturgii Aleksander Łukaszenka nie omieszkał odnieść się do aktualnej sytuacji w USA, kiedy to agresywny tłum wdarł się do Kapitolu krótko po przemówieniu Donalda Trumpa, w którym wciąż urzędujący prezydent po raz kolejny stwierdził, że wybory zostały sfałszowane.
– Kto by pomyślał, że dziś według naszego czasu w nocy będą szturmować Kapitol, cytadelę światowej demokracji, jak im się wydawało. Nikt. Choć Trump ma tu trochę racji, ale źle się stało, że szturmują i giną ludzie – oznajmił białoruski dyktator.
Łukaszenka: Jestem człowiekiem pokoju
Nie da się nie zauważyć, że Łukaszenka na siłę chciał ukazać podobieństwa, które według niego łączą kwestie buntu sympatyków Donalda Trumpa, wierzących w sfałszowanie wyborów na korzyść Joe Bidena, a nieposłusznymi mu protestującymi od niemal pół roku Białorusinami.
Zasugerował także zgromadzonym, że dalsze nieposłuszeństwo może skutkować kontynuowaniem siłowych rozwiązań.
– Nie my tu stojący, ale ta niewielka grupka ludzi, którzy w weekend chodzi po Mińsku. Ostrzegałem was – źle jest, gdy oni chodzą po ulicach. Gorzej, gdy idą na podwórka, a będzie nie do zniesienia, gdy trafią do waszych mieszkań – straszył.
Według Łukaszenki problemy w kraju to efekt zewnętrznych interwencji. Apelował do rodaków, aby zjednoczyli się i posłuchali jego próśb, bo inaczej może skończyć się to dla Białorusinów nędzą i niewolą.
– One (wojny i zamieszki – red. ) w końcu do nas trafią, zobaczycie. Nie dadzą nam żyć w spokoju, nie pozwolą nam swobodnie oddychać w centrum Europy. To jest zwarcie i nie daj Boże, przekształci się ono w otwartą wojnę, gdzie nie będą decydować się nasze sprawy – dodał.
Tymczasem prezydent Andrzej Duda przymyka oko i udaje, że nie widzi, co się dzieje także w USA[/url].
Mógł skrytykować inwazję zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol, jednak stwierdził, że "wydarzenia w Waszyngtonie to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych, które są państwem demokratycznym i praworządnym".