Słowacja po raz kolejny zaskoczyła swoimi rozwiązaniami w walce z pandemią. Pierwszy raz, gdy ogłosiła masowe testowanie wszystkich obywateli. A teraz, gdy okazało się, że bez negatywnego wyniku testu nie można wyjść z domu. Nowe restrykcje budzą kontrowersje również tam. Jak wyglądają w praktyce? – Słowacy są bardziej zdyscyplinowani niż my – mówi nam jeden z Polaków.
Bez negatywnego wyniku testu przy sobie nie można na Słowacji m.in. na spacer, do pracy, a nawet po gazetę. Kiedy jeszcze? Są wyjątki.
Nowe ograniczenia weszły w życie 27 stycznia i będą obowiązywać do 3 lutego.
Słowacja ma za sobą dwie akcje masowego testowania mieszkańców. – Wszyscy moi słowaccy znajomi testują się jak najczęściej – mówi nam jeden z Polaków.
Zakaz wychodzenia z domu bez negatywnego wyniku testu, który wprowadził słowacki rząd, nie przeszedł w Polsce bez echa. Wręcz przeciwnie, zrodził mnóstwo pytań. Jak to możliwe? A jak zrobią sobie test, nie wychodząc z domu? Co im to da? To co, przed każdym wyjściem mam robić sobie test? Jak oni tam żyją? Ale że co? Codziennie robią test?
Podobnych pytań w mediach społecznościowych jest zatrzęsienie. Nie brakuje też kpin i żartów: "Kolejne granice absurdu przekroczone", "A myślałam, że nasz rząd bije rekordy w idiotycznych pomysłach", "Masakra! Jak u nas tak będzie to ja buduję bunkier" itp.
Na pewno z powodu nowych obostrzeń Słowacja to ewenement w skali Europy, żadne inne państwo nie wpadło na taki pomysł walki z pandemią. Ale jak zakaz wychodzenia z domu bez negatywnego testu działa w praktyce?
Tak testują się Słowacy
Zacznijmy od samych testów. To ważne, by zrozumieć, dlaczego Słowakom może być w takiej sytuacji łatwiej niż np. Polakom, gdyby u nas rząd też nagle wpadł na taki pomysł. Choć na Słowacji również budzi to kontrowersje.
Słowacja ma już za sobą dwie akcje masowego testowania narodu, a w planach jest jeszcze trzecie. Wszystkie testy są bezpłatne, punktów testowania jest od groma, w całym kraju rozstawiono mobilne stanowiska, działają zapisy w internecie. Można mieć wrażenie, że naszego południowego sąsiada dosłownie opanowała mania testowania.
– Od drugiego tygodnia stycznia są miejsca, gdzie dobrowolnie można się bezpłatnie przetestować. Płatne testy też są dostępne, ale podejrzewam, że dla cudzoziemców. Wszyscy moi słowaccy znajomi testują się jak najczęściej. Chcą być pewni, że mogą spotkać się z innymi znajomymi, czy wyjść do sklepu, i nie roznosić zarazków. To w ich interesie jest, czy ktoś ma negatywny wynik, czy pozytywny. Słysząc od znajomych w Polsce, mam wrażenie, że w Polsce mało się testuje – mówi naTemat Emil Męczyński, który niedaleko Liptovskiego Mikulasza prowadzi firmę Spoj-Mat.
Sam miał już 10 testów. – Ale tylko dlatego, że chcę – zastrzega. – Oczywiście, że są ludzie, którzy nie chcą, widzą za tym jakieś teorie spiskowe. Narzekają też na obostrzenia i wydaje im się, że testowanie nic nie daje. Ale przyjmują to. Słowacy są bardziej zdyscyplinowanym narodem niż Polacy. Jak trzeba to trzeba.
Pierwsze masowe testowanie odbyło się w listopadzie. Teraz kolejne poprzedziło wprowadzenie nowych obostrzeń. Zaczęło się 18 stycznia i trwało do 26 stycznia. Każdy, kto chciał, mógł wykonać test. W akcji pomagali polscy medycy.
Powiaty, które miały gorsze wyniki, będą jeszcze raz testowane w najbliższy weekend.
– Słowacja jest teraz podzielona na powiaty lepsze i gorsze. Oczywiście ludzie nie są zadowoleni. Bardzo dużo osób mówi, że lepiej przyspieszyć szczepienia niż testować. W środę frustracja była tak duża, że dziennikarze zapytali premiera na konferencji prasowej, czy słyszał już o chińskich testach, które polegają na wymazach z odbytu, i czy nie jest możliwe ich wykorzystanie. To pokazuje, jak Słowacy oceniają testowanie – mówi naTemat Peter Dzurilla, słowacki dziennikarz z TV JOJ.
Również słowacka opozycja uważa, że dziś większy nacisk powinien być na szczepienia, a nie na masowe testowanie.
Nie wyjdziesz bez negatywnego wyniku
Nowe restrykcje weszły w życie 27 stycznia. – Teraz, żeby nawet iść do lasu trzeba mieć przy sobie negatywny wynik. Zapowiadają, że policja może sprawdzać wyrywkowo na ulicy. Ja się z tym jeszcze nie spotkałem – mówi Polak.
Negatywny wynik testu trzeba mieć przy sobie m.in. idąc do pracy, na stacji benzynowej, wybierając się po gazetę, do pralni, do optyka, banku, firmy ubezpieczeniowej, biblioteki, a nawet do szewca, czy serwisu rowerowego.
Precyzyjna lista wymienia też wizytę na poczcie, spacer, a także uprawianie sportu na świeżym powietrzu (oprócz osób poniżej 15. roku życia i seniorów powyżej 65.).
Bez negatywnego wyniku testu można za to m.in. iść do sklepu i apteki, zrobić test, do lekarza, na pogrzeb, ślub i chrzest, na spacer z psem lub kotem (do 1 km od domu)). A także np. opiekując się bliską osobą, która wymaga opieki.
– Z testowania zwolnione są też osoby, które w ciągu ostatnich miesięcy przeszły COVID-19 – wymienia jeszcze Marek Berky, prezes Klubu Polskiego na Słowacji.
On również nie spotkał się z żadną kontrolą policji. – Nie widziałem więcej policjantów niż zwykle – mówi.
Pytam jak reagują ludzie. – Już jesteśmy wszyscy zmęczeni. Koledzy czekali w kolejce do testu i na jego wynik godzinę, czy dwie, nie była to największa przyjemność dnia. Dopiero, jak otrzymali wynik mogli iść do pracy. Lub do domu, gdy ktoś otrzymał pozytywny. Wszędzie słychać, że za dużo czasu to zajmuje, że za dużo testowania i efekt nie jest taki duży jak oczekiwano, że będzie – odpowiada.
Jak Słowacy to zorganizowali?
Zakaz obowiązuje do 3 lutego. Wynik testu nie może mieć wcześniejszej daty niż 18 stycznia. Wymóg będzie wydłużony do 7 lutego dla powiatów, które za kilka dni czekają dodatkowe testy.
"Osoby, które testowały się po 18 stycznia otrzymały smsa i email, potwierdzający wynik. Jeśli był negatywny, powinny wydrukować potwierdzenie i pokazać policji, jeśli zostaną o niego poproszeni. Osoby, które planują wykonanie testu powinny wydrukować formularz ze strony Ministerstwa Zdrowia. Ostatecznie potwierdzeniem może być sms" – opisuje szczegóły "The Slovak Spectator".
– Mieszkam w mieście, które ma 10 tys. mieszkańców. Może w innych miastach jest inaczej. Tu nie widzę specjalnie uciążliwości tych zakazów. Ludzie normalnie się przemieszczają. Nie wiem, czy wszyscy mają testy, czy ryzykują, trudno powiedzieć – zauważa Emil Męczyński.
– Teraz chcieli uniknąć kolejek. Ludzie zostali podzieleni adresami, mieli przydzielony czas – tłumaczy Emil Męczyński. Jaki będzie efekt? – Oczywiście mamy dużo zachorowań, ale powoli ta liczba się zmniejsza. Jaki efekt będzie miało testowanie, zobaczymy dopiero za 2-3 tygodnie – uważa słowacki dziennikarz.