Jak zademonstrować szacunek ofiarom Holokaustu? Zdaniem niektórych najlepszym sposobem jest tatuaż. Tatuaż na ramieniu, przedstawiający numer więźnia obozu koncentracyjnego. Młodzi ludzie w ten sposób chcą powiedzieć: pamiętamy. Okazuje się, że bezwiednie obrażają byłych więźniów.
Amerykańska żydówka Eli Sagir na lewym przedramieniu wytatuowała sobie numer więzienny – 157622, jakim oznaczyli jej dziadka naziści w Auschwitz. Jak podaje "The New York Times", ta 21-letnia dziewczyna chce w ten sposób powiedzieć, że pamięta o Holokauście, o tym, co nazistowskie Niemcy zgotowały m. in. Żydom.
157622
Jej dziadkowi bardzo się to spodobało. Pochylił się i pocałował jej nowy tatuaż. Nie jest to odosobniony przypadek. Takie tatuaże ma jej matka, brat, wujek. Żydzi z innych rodzin również decydują się na taki krok. Podobnie postąpiła Hanna Rabinovitz, która na kostce wytatuowała sobie numer więzienny ojca.
– Moje pokolenie niczego o Holokauście nie wie – mówi 21-letnia Żydówka z numerem więziennym dziadka na ramieniu. Chce z tym coś zrobić Dana Doron, córka więźnia obozu zagłady, która kończy pracę nad filmem dokumentalnym "Numbered". Jej zdaniem taki tatuaż na ręku młodej osoby jest blizną, świadczącą o tym, że wciąż ciągnie się za nimi piętno Holokaustu.
Obraza
Godna pochwały inicjatywa czy obraza pamięci ofiar tych strasznych wydarzeń? Profesor Szewach Weiss, publicysta, polityk i były ambasador Izraela w Polsce, jako dziecko wraz z rodziną uciekł z getta i ukrywał się przed hitlerowskimi żołnierzami. Odtwarzanie tego horroru wydaje mu się niepotrzebne. – Nie chcę być sędzią, cenzorem, ograniczać w żaden sposób praw człowieka czy wolności słowa, ale nie podoba mi się takie postępowanie. Jeśli młodzi ludzie tak robią, postępują źle – mówi nam Szewach Weiss.
– To używanie osobistej i kolektywnej pamięci więźniów do dziwnych celów. Holokaust był tak okropnym zjawiskiem, że nie trzeba o tym przypominać. Setki tysięcy Żydów uratowało się przed śmiercią, wydaje mi się, że nie chcieliby widzieć swoich numerów więziennych na rękach młodych ludzi – komentuje profesor. Dodaje, że w Polsce nie zaobserwował podobnych przypadków. Czuje się jednak obrażony takim postępowaniem młodych ludzi. – Gdybym spotkał młodego człowieka z takim tatuażem poprosiłbym go o rozmowę. Zapytałbym, dlaczego w ten sposób obraża pamięć ofiar – komentuje.
Holokaust się nie skończył
Zdaniem profesora Weissa są inne, lepsze sposoby na zadeklarowanie, że pamięta się o tych tragicznych wydarzeniach. – Zbieramy się na uroczystościach. Pokazujemy, że
pamiętamy. Lecz nikt nie używa tych diabelskich pasiastych piżam czy innych znaków Holocaustu – mówi prof. Szewach Weiss. Przypomina, że dysponujemy źródłami historycznymi i spisanymi wspomnieniami byłych więźniów. Czy to wystarczy, by młodzi pamiętali? Zdaniem profesora Weissa, jak najbardziej. Zwraca jednak uwagę, że Holokaust dla jego ofiar tak naprawdę się nie skończył.
– Wciąż żyją dzieci Holokaustu. Miałem 6 lat, gdy to się zaczęło. Kładziemy się z tą świadomością spać, budzimy się z nią. Stukanie kół pociągu o tory stanowi dla nas requiem, symbole podobne do swastyki przypominają Gestapo, gdy słyszymy słowa "achtung", lub "ordnung must sein", to słyszymy głos Gestapo – opowiada profesor Weiss.
Jednak krewni wydawali się wzruszeni tym, że ich dzieci czy wnuki wytatuowały sobie te numery więzienne. Profesor przyznaje, że być może rodzice im na to pozwolili, ale gdy ci młodzi ludzie wkraczają do przestrzeni publicznej, która należy do wszystkich, pojawia się problem. Zaznacza, że tatuowanie numerów więziennych obozów zagłady to wygłupianie się i element kreowania swojego wizerunku.
Historia to nie teatr
Ostrożnie do sprawy podchodzi dr Piotr Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auyschwitz-Birkenau, uczestnik dialogu polsko-żydowskiego. – Wkraczamy na bardzo delikatną ścieżkę. Nigdy nie byłem entuzjastą tak modnych dziś rekonstrukcji historycznych. Ani biegania w mundurach Afrika Korps, odtwarzania bitew i powstań. Historii nie da się sprowadzić do widowiska, do zabawy, do teatru – mówi dr Piotr Cywiński. Dodaje, że takie działania świadczą o niezdolności do życia ówczesnymi wartościami w dzisiejszym świecie, pójściem na łatwiznę.
Dr Piotr Cywiński tłumaczy, że takie osoby mają swoje argumenty uzasadniające tatuowanie numerów więziennych. Taki tatuaż może być formą żywej pamięci. – Wiem jednak, że gdyby porozmawiać z tamtym pokoleniem i z tamtymi ludźmi, to nader często okazałoby się, że nie o taką formę pamięci im chodziło – mówi dr Piotr Cywiński. Dodaje, że byli więźniowie pragnęli, by młodzi deklarowali swoją pamięć o Holokauście czynami, odwagą, wrażliwością, empatią i odpowiedzialnością. – Oni mówili nam: "nigdy więcej". Tego nam życzyli i tego od nas oczekiwali. Dziś tatuowanie sobie cudzych numerów niczego nie załatwia. Daje jedyne złudne, bardzo złudne wrażenie "odrobienie lekcji" – tłumaczy dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Zakazany owoc
Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. Tora zabrania wyznawcom judaizmu tatuownia czy jakiegokolwiekoszpecania swoich ciał. Człowiek musi o nie dbać. Ten zakaz nie odnosił się do osób, które znak na ciele otrzymały bezwolnie. – Powiem tylko, że tatuowanie ciała to nie po żydowsku – kwituje krótko profesor Szewach Weiss.