Goście programu "Tomasz Lis na żywo" komentowali zeszłotygodniowe ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej. Dwa i pół roku po wypadku rodziny na nowo przeżywają dramat. – Otworzyłabym trumnę męża. Żałuję, że tego nie zrobiłam – powiedziała Magdalena Merta.
Ekshumacje ciał zmarłych w katastrofie smoleńskiej sprawiają, że inne rodziny ofiar mają coraz więcej wątpliwości. O ile niektórzy z nich mają nadzieję, że w grobach leżą ich bliscy, inni byliby gotowi raz jeszcze przeżywać dramat rozpoznawania zwłok. – Miałam wątpliwości już wcześniej, przed ekshumacją Anny Walentynowicz. Jedyne czego możemy być pewni, to to, że niekoniecznie w rodzinnych grobach leżą nasi bliscy – mówiła Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie.
Znacznie mniej wątpliwości w tej sprawie ma Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz. – Jestem prawie przekonany, że w trumnie są zwłoki mojej żony. Chciałbym aby nastąpiło to, o czym ksiądz mówił na pogrzebie. Aby moja żona otrzymała wieczny odpoczynek – mówił Paweł Deresz. Gość Tomasza Lisa dodał jednocześnie, że nie ma pewności kto leży w trumnie, gdyż nie było go przy jej zamykaniu. – Odrobina wątpliwości pozostaje – mówił Deresz.
Również syn byłego wiceministra obrony Stanisława Komorowskiego nie jest pewny, czy w trumnie faktycznie spoczywa jego ojciec. – Nie byłem przy zamykaniu trumny. Nie mieliśmy wówczas wątpliwości. Dziś zarzucam sobie, że nie zostałem do końca i nie widziałem jak była plombowana – mówił w programie "Tomasz Lis na żywo" Maciej Komorowski. Jak zaznacza, sam nie będzie wnioskował o ekshumacje. Jeśli jednak prokuratura podejmie taką decyzję, będzie musiał się na nią zgodzić.
Wszyscy goście programu zwracali uwagę na chaos, jaki panował w Moskwie po katastrofie. Różnili się jednak w ocenie pracy, przede wszystkim reprezentantów strony Rosyjskiej. – Nie spotkałem się, aby ktoś potraktował mnie inaczej niż z życzliwością – wspominał syn Stanisława Komorowskiego. – Nie wszyscy mieli tyle szczęścia – odpowiedziała Magdalena Merta, przypominając historie innych rodzin.
Wdowa po Tomaszu Mercie zwracała także uwagę na błędy w dokumentacji. – Słowo fałszerstwo nie będzie tu za duże. Jedyna pewna informacja o stanie ciała wynikająca z dokumentów, co do której nie zdarzyła się pomyka, to płeć ofiary. Otworzyłabym trumnę męża. Żałuję, że tego nie zrobiłam – podsumowała Merta.