
Rodzina, bliscy, politycy i media w gdańskim kościele, pożegnali po raz drugi Annę Walentynowicz. Ekshumacja przeprowadzona kilka dni temu wykazała, że ciało legendarnej działaczki "Solidarności" spoczywało do tej pory w zupełnie innym grobie. W kościele pojawili się mężczyźni z transparentem "To był zamach".
REKLAMA
Uroczystości pogrzebowe Anny Walentynowicz rozpoczęły się w południe. Tym razem zostanie ona pochowana obok swojego męża na gdańskim cmentarzu. W kościele nie zabrakło mediów, które na żywo transmitowały całą uroczystość. Oprócz rodziny i bliskich pojawili się także politycy. Przybył Jarosław Kaczyński oraz córka zmarłej w katastrofie smoleńskiej pary prezydenckiej, Marta Kaczyńska.
Chwilę po rozpoczęciu mszy jej przebieg zakłóciło dwóch mężczyzn. Na początku z transparentem i flagami stali z tyłu kościoła, ale nagle postanowili przejść przez sam środek i ustać centralnie przed ołtarzem, zasłaniając nawet siedzących w pierwszym rzędzie najbliższych.
Na kilkumetrowym transparencie widniało zdjęcie Lecha Kaczyńskiego z napisem "nasz prezydent". Z kolei napisy na flagach przekonywały "To był zamach". Interweniował wnuk Anny Walentynowicz, który podszedł do mężczyzn i przekonywał ich, żeby zmienili miejsce. Po krótkiej wymianie zdań panowie odpuścili i stanęli z boku ołtarza.
Sprawę trafnie skomentował na Twitterze dziennikarz Tomasz Sekielski:
Rozumiem oburzenie rodziny i bliskich Anny Walentynowicz, ale polityczne tańce z transparentami nad trumną to żenada. CZYTAJ WIĘCEJ

