Politycy PiS nie kryli, że głównym celem programu Rodzina 500 plus miała być zachęta do tego, by rodziło się więcej dzieci. Po kilku latach wypłacania świadczeń odpowiedź jest jednoznaczna: pod tym względem program ten poniósł kompletną klapę.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Demografowie od lat biją na alarm – że liczba ludności spada, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie komu finansować świadczeń z ZUS-u, że cały system emerytur i rent może po prostu runąć. Receptą miał być program Rodzina 500 plus.
Początkowo wydawało się, że 500 plus działa, bo w 2017 r. nastąpił nieznaczny wzrost liczby nowych urodzeń. W sumie przez cały rok urodziło się w Polsce 402 tys. dzieci. Ale kolejne lata to spadki i to coraz większe.
Jak zauważa "Rzeczpospolita", Główny Urząd Statystyczny szacuje, że w 2020 r. zarejestrowano 355 tys. urodzeń żywych, tj. o ok. 20 tys. mniej niż w poprzednim roku. Czyli jasne jest, że to, o co chodziło, nie zostało spełnione.
– PiS celował z tym programem w demografię, a okazało się, że jest to typowy program socjalny zmniejszający skalę ubóstwa – komentuje w rozmowie z dziennikiem prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Wskazuje, że teraz w partii rządzącej już nikt przy okazji rozmowy o 500 plus nie wspomina o demografii, a wyłącznie o wsparciu finansowym rodzin.
Program ten już kosztował budżet 134,3 mld zł. Zdaniem politologa nie ma pewności, czy w czasach kryzysu Polskę stać na dopłaty do wszystkich dzieci, także tych wychowujących się w zamożnych rodzinach.
Demograficzna przyszłość nie wygląda różowo, także ze względu na pandemię covid-19. W ubiegłym roku zawarto w Polsce 145 tys. związków małżeńskich, a to o 38 tys. mniej niż rok wcześniej. Demografowie zauważają, że to ważne, bo liczba ślubów przekłada się na liczbę urodzeń. Eksperci przewidują zatem dalszy spadek dzietności.