
Urodzeni w drugiej połowie lat 70. i na początku lat 80. – pokolenie gierkowskiego "dobrobytu", echo powojennego baby boomu, czyli dzieci tych, którzy przyszli na świat w czasie wyżu demograficznego końcówki lat 40. i potem lat 50. Niby-dobrobyt z "przerwanej dekady" pamięta jednak mało kto z nas, częściej tylko to, z czym kojarzą się szare i kryzysowe lata epoki Jaruzelskiego.
Nic więc dziwnego, że gdy w niecały rok temu opublikowano pozytywne dane GUS-u, od razu odtrąbiono sukces PiS i jego sztandarowego programu. Dla minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej był to dodatkowy powód do radości.
Dziś już wiadomo, że w 2018 r. tego wyniku nie udało się powtórzyć. Spadek nastąpił znaczny - o 3,5 proc.
Prof. Piotr Szukalski z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną", który opisał wstępne dane GUS-u za 2018 r., postawił podobną diagnozę dotyczącą faktu, iż efekt 500 plus był tak krótkotrwały. – To konsekwencja tego, że w latach 90. i później – do 2003 r. mieliśmy kurczącą się liczbę urodzeń. W rezultacie potencjalnych matek w najlepszym do rodzenia wieku będzie coraz mniej. A jak będzie mało matek, to i mało dzieci – ocenił.
No to jeszcze parę liczb, które dzisiejszym młodym rodzicom nie będą się mieścić w głowie. W 2002 r. rząd teoretycznie prospołecznej lewicy skrócił urlop macierzyński do 16 tygodni (przy pierwszym porodzie, przy każdym następnym do 18). Każdy rodzic wie, jak malutkie jest jeszcze dziecko nieco ponad trzymiesięczne – gabinet Leszka Millera nie widział jednak problemu w tym, aby mamy zostawiały niemowlę na tak wczesnym etapie rozwoju i wracały do pracy.
No i pieniądze – skoro pomogło 500 plus, to warto przypomnieć o tym, co było wcześniej – jednorazowe becikowe w wysokości tysiąca złotych zostało wprowadzone w 2006 r. Na te wypłaty naciskał LPR, PiS początkowo nie był zbyt chętny, aby pomysł poprzeć. Przed 2006 r., kiedy można było się spodziewać kolejnego echa wyżu demograficznego, finansowe wsparcie z tytułu posiadania dziecka nie istniało.
Decyzja o posiadaniu pierwszego dziecka ma zupełnie inne podłoże niż decyzje o posiadaniu kolejnych dzieci. Potrzeby emocjonalne, aby być rodzicem, czyli tzw. użyteczność konsumpcyjna dziecka, można zaspokoić, posiadając jedno dziecko. Natomiast na decyzję o posiadaniu dziecka drugiego, trzeciego czy kolejnego wpływ mają inne czynniki, choćby materialne związane z kosztem bezpośrednim wychowywania dzieci, czy ograniczenie innych aktywności (np. zawodowej, edukacyjnej, czasu wolnego) określające koszty pośrednie rodzicielstwa.
– Przesuwanie prokreacji do późniejszego wieku może przyczynić się do tego, że dzieci będzie mniej niż pary by pragnęły, choćby ze względów biologicznych i zdrowotnych – przyznaje prof. Kotowska. W tej mierze mógłby pomóc rządowy program leczenia niepłodności jak np. program in vitro, ale PiS go zablokował. Wystarczy przypomnieć – dzięki temu programowi z czasu rządów PO-PSL urodziło się ponad 21 tys. dzieci. Dzięki aktualnemu programowi naprotechnologii – kilkadziesiąt.
emeryturach.