Od roku jest rzeczniczką Ministerstwa Sprawiedliwości i jeszcze nigdy nie było o niej tak głośno. Jej słowa o "pokoju do wypłakania się" wywołały burzę, ona sama znalazła się w ogniu krytyki. Kim jest Agnieszka Borowska? – Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pamiętał mnie z czasów, gdy broniłam ofiar przestępstw, zaproponował mi bycie rzecznikiem. Potraktowałam to jako ogromne wyróżnienie – mówi naTemat.
– Nie spodziewałam się, że opowiem swoją historię. To była trudna decyzja, bo niekoniecznie chciałam opowiadać o swoim życiu osobistym światu, który potrafi być bardzo podły – mówi Agnieszka Borowska.
Rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości znalazła się w ogniu krytyki za słowa o pokoju do wypłakania się. Tłumaczyła, że wypowiedź została zmanipulowana.
Jak trafiła do resortu Zbigniewa Ziobry? Wcześniej była m.in. dziennikarką, pracowała w TVP i TV Republika.
Przez dwa dni gotowało się w mediach z powodu wypowiedzi Agnieszki Borowskiej dla TVN24, której jeden fragment pojawił się na Twitterze. Rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości mówiła o projekcie ustawy regulującym funkcjonowanie hospicjów perinatalnych. Całość rozmowy przytoczył potem TVN24.
– Wspieramy jako Ministerstwo Sprawiedliwości takie rozwiązania, bo to są rozwiązania wspierające kobiety, które oczekują dziecka w dramatycznej sytuacji, kiedy wiemy, że jest zagrożenie śmiercią dziecka. Do tej pory system nie proponował rozwiązań – powiedziała. Mówiła o tym, że chodzi m.in. o to, by w szpitalach byli koordynatorzy, którzy wspierają takie kobiety. – Dotychczas kobiety w takiej sytuacji bywały zupełnie samotne, szukały wiedzy w internecie. To dramatyczne chwile dla całej rodziny – mówiła. Dodała, że "kiedy kobieta znajduje się w szpitalu, to liczy na to, że ktoś po drugiej stronie – lekarz, położna, cały system, będzie ją wspierał".
– Że będzie miała na przykład osobny pokój, możliwość wypłakania się, możliwość spotkania z psychologiem, specjalne konsylium lekarskie, specjalną opiekę, wskazanie co dalej – powiedziała.
To ostatnie zdanie wywołało lawinę. Tylko ono trafiło do internetu i wiele kobiet odebrało je z niedowierzaniem. Pod adresem rzeczniczki posypały się słowa krytyki.
Agnieszka Borowska tłumaczy
Rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości szybko odpowiedziała na krytykę. Przypomnijmy, w rozmowie z Onetem tłumaczyła, że jej wypowiedź wyrwano z kontekstu i zmanipulowano. Opowiedziała też swoją historię. – Myślę, że ci, którzy zmanipulowali moją wypowiedź powinni się wstydzić. Ja sama straciłam dziecko i wiem, jaka jest sytuacja kobiet w szpitalach, gdy dowiadują się, że ciąża zagraża ich życiu albo że dziecko jest obciążone ciężkimi wadami, także tymi letalnymi – powiedziała.
Ale burza szybko nie ucichła. Agnieszka Borowska w ostatnich dniach stała się chyba najbardziej znaną twarzą resortu Zbigniewa Ziobry. W sieci wrzało, jej zdjęcia i tłumaczenia przewijały się wszędzie. Kim jest rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, o której zrobiło się tak głośno?
Zanim trafiła do Zbigniewa Ziobry, była rzeczniczką Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a wcześnej przez wiele lat dziennikarką TVP i TV Republika. Część przedstawicieli mediów kojarzy ją z wypowiedziami ws. awarii Czajki w Warszawie (np. "Trzaskowski nigdy nie rozmawiał z GIOŚ"), część ze starciem z dziennikarzami na Twitterze kilka miesięcy temu (o czym za chwilę). – Nie miałam/-em z nią kontaktu w MS – słyszę jednak od kolejnych dziennikarzy.
Zapytaliśmy ją samą. Agnieszka Borowska opowiada, jak trafiła do Ministerstwa Sprawiedliwości, nie ukrywa też, jakie ma poglądy. Ale zacznijmy od końca. Czyli sprawy kobiet. Jak odbiera całe zamieszanie?
Rzeczniczka MS o reakcjach na swoje słowa
– Nie spodziewałam się, że opowiem swoją historię. To była trudna decyzja, bo niekoniecznie chciałam opowiadać o swoim życiu osobistym światu, który potrafi być bardzo podły. Myślę jednak, że moja historia może być ważna dla innych kobiet, może otworzą się i zaczną mówić. Takich dramatów jest bardzo wiele. Rozmawiam z koleżankami i wszystkie z nas znają jakąś kobiecą historię, one nigdy nie trafiają do mediów. Czasem są to bardzo drastyczne historie, czasem bardzo osobiste i raniące, a miejscem wydarzeń jest szpital – mówi w rozmowie z naTemat Agnieszka Borowska.
Zdecydowała się opowiedzieć swoją, bo – jak podkreśla – zarzucono jej, że chce zamknąć kobiety w pokojach płaczu.
– Nie jestem osobą, która akceptuje taki cynizm i manipulacje, cenię odwagę osobistą, zawsze lubiłam ją wykazywać, gdy czułam, że to moralnie ważne. Uznałam, że należy powiedzieć o swoich przeżyciach, żeby inni zrozumieli, o co chodziło w tym okrojonych przez TVN24 przekazie na temat projektu wsparcia dla kobiet. To nie jest projekt polityczny, on nie niesie dla żadnego środowiska kapitału politycznego, tylko zwiększa ochronę prawną kobiet w sytuacjach ciąży zagrożonej – zaznacza.
Agnieszka Borowska mówi, że dostaje wiele sygnałów od kobiet, które jej dziękują. – Ta sytuacja po ludzku była nieprzyjemna, ale myślę, że moja odpowiedź była potrzebna. Poczułam się wzmocniona moralnie tą sytuacją – dodaje.
Kobiety reagują
Część komentujących odebrała jej tłumaczenie ze zrozumieniem, ale część nie. Te pisały, że jej współczują, ale nie ma prawa podejmować decyzji za nie.
"Chcę Pani powiedzieć, że bardzo współczuję Pani straty dziecka i boli mnie to, jak została Pani potraktowana w szpitalu (...). Chcę Pani wyjaśnić, dlaczego Pani wypowiedź o "pokoju do wypłakania" dla kobiet, które urodzą dzieci chore, a czasem w stanie agonalnym, rozsierdziła tyle kobiet. Otóż wiele z nas nie chce rodzić dzieci, u których w toku ciąży stwierdza się wady letalne" – tak bezpośrednio do niej zwróciła się Natalia Waloch, publicystka "Wysokich Obcasów".
"Sęk w tym, że obecna władza, w tym Pani szef Zbigniew Ziobro, zmusza wszystkie Polki do rodzenia chorych dzieci. (...). Nie będziemy się cichutko wypłakiwać, bo Pani szef tak chce. (...) Nie będziecie nas zamykać w pokojach do wypłakania" – napisała w emocjonujących słowach.
Agnieszka Borowska nie chce ustosunkować się do takich reakcji.
Mówi, że szanuje wszystkie poglądy i postawy, oprócz tych które naruszają godność innych czy dobre obyczaje, nie chciałaby uczestniczyć w sporach światopoglądowych, potępia też agresję.
– Jesteśmy z różnych kręgów wartości. Z pewnością ja też chciałam urodzić zdrowe dziecko i być szczęśliwą mamą. W momencie, gdy nie miałam tej szansy, potrzebowałam specjalnej, indywidualnej ścieżki. To są momenty, gdy nie chcemy mieć na twarzy masek, gdy chcemy mieć możliwość skorzystania z miejsca, gdzie można z mężem opłakiwać tę sytuację, przytulić się. Ale nie ten pokój jest rozwiązaniem, tu chodzi o kompleksowe działania – przekonuje.
W mediach wyjaśniała, o co jej chodziło. Projekt Solidarnej Polski, o którym mówiła, przedstawia nam tak:
W projekcie można przeczytać o powołaniu koordynatorów medycznych i pomocy w najlepszych szpitalach 2 i 3 stopnia referencyjności, obowiązkowych konsyliach medyczne lekarzy specjalistów, udzielaniu pełnej informacji o stanie zdrowia, ale też zachowaniu intymności, godności i woli pacjentki, także gdy potrzeba osobny pokój, w którym rodzice dziecka lub matka mają zapewniony spokój.
Jeśli dziecko jest w stanie terminalnym lekarz powinien być zobowiązany do wystawienia skierowania do hospicjum perinatalnego wspierającego rodziców. Kobiety mogą z tych rozwiązań skorzystać lub nie, to ich prawo, ale takie rozwiązania systemowe wsparłyby kobiety, gdy dotyka ich nieszczęście. Krytykowanie tego projektu czy zestawianie go z bieżącą polityką, projektami ustaw o ochronie życia jest albo złą wolą, politykierstwem albo niewiedzą.
Oburzyła dziennikarzy reakcjami na TT
Agnieszka Borowska jest rzeczniczką ministra sprawiedliwości dokładnie od roku. 5 lutego 2020 roku zastąpiła Jana Kanthaka, który sprawował tę funkcję przez trzy lata.
Od tego czasu dwukrotnie zagotowało się wokół niej w mediach społecznościowych. O sprawie pisał magazyn Press.
Najpierw wiosną ubiegłego roku rzeczniczka MS wdała się w dyskusję na Twitterze z Łukaszem Frątczakiem, reporterem "Superwizjera" TVN, który napisał, że zapytał ministerstwo o ewentualne konsekwencje służbowe po wycieku danych sędziów i prokuratorów. W odpowiedzi dostał link do strony Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury z oświadczeniem szkoły.
"Ma Pan za duży garnitur" – odpisała mu Borowska. Jej reakcję krytykowali dziennikarze. "Rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości odpisuje dziennikarzowi. Nie wiem co ja myślę" – pisała Beata Biel z TVN. "Press" podsumował: "Rzeczniczka ministerstwa krytykuje na Twitterze garnitur dziennikarza".
W sierpniu opisał kolejne starcie Agnieszki Borowskiej na Twitterze. Tym razem z Patrykiem Słowikiem z "Dziennika Gazety Prawnej", który przez 25 dni nie dostał odpowiedzi ws. swojego zapytania. W komentarzu ktoś nazwał ją "kolejną pisowską szmatą", rozpętała się burzliwa dyskusja.
Borowska zarzuciła dziennikarzowi, że nie zablokował trolla i nie zgłosił mowy nienawiści do Twittera.
"Pani jest naprawdę rzecznikiem? I walczy Pani z dziennikarzem używając argumentu z jakiegoś trolla?" – zareagował Jan Wójcik z serwisu euroislam.pl. "Chyba pan żartuje. Nie walczy się z byle kim" – odpisała. "Z jednej strony pani nie jest w stanie mnie obrazić. Z drugiej – ktoś taki jest rzecznikiem prasowym w polskim rządzie" – ripostował Patryk Słowik.
Pracowała w TVP i Telewizji Republika
Pytam rzeczniczkę o tamte sprawy. Jak można wyczuć w rozmowie, nie akceptuje rzeczywistości "agresywnego Twittera". Ma też dystans do mediów, które bardzo się zmieniły.
– Twitter przedstawia się jako pewnego rodzaju pręgierz, pod którym stawia się ludzi, którym chce się zrobić krzywdę, odebrać wiarygodność, przestraszyć. Najbardziej agresywni są zawsze anonimowi użytkownicy. Nie używam social mediów do kontaktu z dziennikarzami – informuje.
– Ja nie chcę w tym uczestniczyć, to nie jest mój świat. Dziennikarstwo było dla mnie służbą dla ludzi, a nie poszukiwaniem lansu. Narażałam się wielokrotnie, był na mnie wyrok grup przestępczych, byłam chroniona w mieszkaniu operacyjnym po tym, jak ujawniłam ułaskawienie Słowika przez prezydenta Lecha Wałęsę. Nie byłam dziennikarzem internetowym, tylko takim, którego obchodził los ludzi i prawda. To nas dziś różni. Media nastawione są na szybkie strzały, na szukanie ofiar. Pojawiają się teksty, że ktoś kogoś kopnął w kostkę na Twitterze. Czy to temat istotny? Niespecjalnie mnie to interesuje. Mam swoje strategie – odpowiada.
W oficjalnych biogramach, również na portalach PR-owych, można przeczytać, że Borowska to wieloletnia dziennikarka i ekspertka ds. PR. "W latach 1993–2014 pracowała w Telewizji Polskiej, była prezenterką Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego. Dwukrotnie nominowano ją do Nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za ujawnienie ułaskawienia "Słowika”, członka mafii pruszkowskiej" – podaje m.in. proto.pl.
Przygotowywała m.in. autorskie programy reporterskie "Kronika kryminalna Jedynki”, "Raport policyjny", "Raport Kryminalny" czy "Top kryminał".
W 2015 roku przeszła do Telewizji Republika.
Agnieszka Borowska o swoim doświadczeniu dziennikarskim mówi: – Nie jestem teoretykiem. Przez 25 lat zajmowałam się bardzo różną tematyką, od przestępczości, po pomoc ofiarom przestępstw, tematy śledcze, po cykle interwencyjne, społeczne, o rodzinie, samorządzie, ludziach w zagrożeniu, realizowałam cykle dokumentalne ponad 70 odcinków filmu "Niepokonani" o wyjątkowych, wybitnych ludziach niepełnosprawnych. Pracowałam nie tylko w telewizji, ale też w radiu.
O pracy w TV Republika: – Bardzo chwalę sobie ten czas. Pracowałam z młodymi ideowymi ludźmi, było to bardzo odświeżające, mieliśmy wolność publikacji, robiłam autorskie wydania magazynu informacyjnego "Dzisiaj", lubię adrenalinę. To był oddech po upolitycznionej TVP, która przez wiele lat była obsadzona politykami z SLD, PO i PSL. Pamiętam prezesów z wszystkich opcji politycznych. Mam nawet nagrody od nich z konkursów dziennikarskich w postaci obrazków, które dziś kurzą się w kartonie na strychu – mówi.
Jak trafiła do resortu Ziobry
Kilka lat temu odeszła z dziennikarstwa. Jak zaznacza, po tym jak TVP zwolniła 400 dziennikarzy: – Pomyślałam, że najwyższy czas zmienić swoją ścieżkę zawodową. Pracowałam w projektach społecznych, w biznesie, w PR-erze. Brakowało mi misji. Chciałam zobaczyć, jak poradzę sobie w administracji publicznej. Był konkurs na rzecznika Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, udało mi się go wygrać, nikogo nie znałam, miałam jednak doświadczenie. Prowadziłam komunikację GIOŚ w czasie największej awarii ściekowej w Warszawie.
Stamtąd przeszła do ministerstwa Ziobry. – Zostałam dostrzeżona. Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pamiętał mnie z czasów, gdy broniłam ofiar przestępstw, zaproponował mi bycie rzecznikiem. Potraktowałam to jako ogromne wyróżnienie, bo jest to polityk, który broni polskiej racji stanu i zwykłych ludzi przed krzywdą i niesprawiedliwością. To jemu zawdzięczamy wprowadzenie skargi nadzwyczajnej, dzięki której można wzruszać niesprawiedliwe wyroki – opowiada.
Jej przejście do resortu Zbigniewa Ziobry odbierano różnie. – Nie jestem szefem gabinetu politycznego jak poseł Jan Kanthak. To jest inny rodowód, jestem z innego środowiska. Niektórzy uważają, że nadal powinnam zachowywać się jak dziennikarz, ale ja nie jestem już dziennikarzem. Nie jestem osobą polityczną. Przyszłam tu z pewną misją publiczną i staram się ją realizować – reaguje.
Pytam, czy zgodziłaby się na to stanowisko, gdyby zaproponował je np. minister sprawiedliwości z PO. – To raczej nie byłoby możliwe. Scena polityczna jest dziś bardzo spolaryzowana, moje poglądy też są jasno określone. Wyznaję poglądy konserwatywne prawicowe, ale również w kwestiach społecznych jestem zwolenniczką wspierania najsłabszych, to kiedyś była domena lewicy. Obecnie lewica stała się obrońcą progresywnych skrajnych idei fix, gender itp. Ja wybieram zdrowy rozsądek . To, że stanowisko zaproponował mi pan minister Zbigniew Ziobro, który zajmował się wspieraniem ludzi skrzywdzonych, miało dla mnie duże znaczenie.
List był pełen retoryki propagandowej, współczuję, ale..."Gazeta Wyborcza" i jej środowisko postawiło się w roli jakiejś jaczejki.
Agnieszka Borowska
Ataki twitterowe służą temu aby była pożywka dla artykułu na portalu, wtedy grzeje się temat i narzuca narrację. Te strategie zastosowano wobec mnie dwukrotnie. Historia była niepoważna. Dziennikarz obraził się, że minister nie udzielił mu wywiadu, zorganizował atak na TT. Zostałam nawet nazwana "pisowską szmatą”. Dziennikarz nie skarcił hejtera. Poświęcanie takim atakom twitterowym miejsca na znanym branżowym portalu to smutny dowód na obniżenie poziomu mediów.