Na żeńskich hormonach najpierw tyjesz. Potem osłabia się zarost, zmiękczają ci się rysy, wykształcają się piersi, zmienia się cała sylwetka. Gorzej, gdy chodzisz jeszcze do szkoły i mieszkasz z rodzicami, którzy o tym, że od miesięcy jeździsz do lekarza i robisz sobie zastrzyki nie mają pojęcia. Dzieci konserwatywnych katolików przecież "nie mogą" być transpłciowe, a już zwłaszcza nie w małym miasteczku. Polska do przykazania miłości wprowadziła przecież szereg obostrzeń.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Nie chodzi o Alice in Chains, Alice’a Coopera, ani nawet o "Alice’s Adventures in Wonderland". Mimo to: Alice, nie Alicja. Tak po prostu bardziej pasuje, nie ma tu żadnej filozofii.
Jakie było martwe imię Alice, nie pytam. Ludzie i tak robią to za często. Część transdziewczyn i transchłopaków nie znosi o tym mówić. Dawne imię przypomina im o tożsamości, w której się dusili.
Zresztą po co to komu. Żeby rozmówca mógł przystawić oba imiona do osoby i ocenić, czy bardziej pasuje mu Magda czy Mariusz? Wiktor czy Wiktoria? Jeśli ktoś przedstawia się jako Olka, nie mówi się do niego Anka. Tutaj jest inaczej. Martwe imię lepiej czasem przemilczeć.
Alice wychowała się w Olkuszu. Katolicka rodzina, dwie siostry, mieszkanie w bloku. Czy zdawała sobie sprawę, że czymś różni się od kolegów? Nie bardzo. Nie lubiła co prawda piłki nożnej, ale była dobra z informatyki, chciała zajmować się komputerami. Na prowincji to typowo męskie zainteresowania.
Może i byłoby jej łatwiej, gdyby jak wiele transdziewczyn przed swoją tożsamością odkryła pociąg do płci przeciwnej? W jej przypadku było inaczej. Podobały się jej konkretne osoby. Czasem chłopcy, czasem dziewczęta. Osoby niebinarne też, ale wtedy nie wiedziała ani co to znaczy, ani takich nie znała. Że jest panseksualna i płeć ani tożsamość płciowa nie mają dla niej większego znaczenia, dowiedziała się później.
Po gimnazjum wybiera zgodnie z zainteresowaniami profil informatyczny w lokalnym techniku. W klasie są tylko dwie dziewczyny. Na maturze będą już trzy.
Alice nie pamięta, co najpierw wpisała w wyszukiwarkę. Raczej nie "czy jestem gejem?", już prędzej "czy da się zmienić płeć". Za dnia chodzi do szkoły, potem odrabia lekcje, a wieczorami czyta fora dla osób niebinarnych i transpłciowych.
Początkowo nie wszystko rozumie, ale z czasem nabierała coraz większej pewności co do autodiagnozy. Chociaż wygląda jak chłopak, wie, że nie jest chłopakiem.
– Gdy po raz pierwszy pomyślałam, że jestem pewna, że to "to", ulżyło mi. Ale na krótko –
tydzień, może dwa. Gdy masz 16 lat, nie wiesz nawet do końca, jakie leki kupuje się w aptece na przeziębienie a co dopiero, jak skorygować płeć. Gdybym była homoseksualna, musiałabym dojrzeć, żeby powiedzieć o tym bliskim. A tak powiedzenie o tym komukolwiek było tylko czubkiem góry lodowej – mówi Alice.
Rodzice są konserwatywni, wierzący, co tydzień na niedzielnej mszy. Robią awantury nawet o to, że nastoletni syn nie chce z nimi chodzić do kościoła. Poza tym Olkusz to małe miasto. Co ludzie powiedzą?
Alice zna poglądy rodziców aż za dobrze, dlatego nie dzieli się z nimi wątpliwościami, co do swojej tożsamości. Dusi wszystko w sobie. Pociesza się, że może coś sobie wmówiła i jeszcze jej "przejdzie". W końcu nie odstaje od innych chłopaków w klasie, jest lubiana.
Może nie ma sensu tego poświęcać i jakoś to będzie? Przez jakiś czas usiłuje nawet zachowywać się i ubierać bardziej "męsko", żeby dopasować się do tego, co widnieje w jej akcie urodzenia.
Tyle że jest nawet gorzej niż "jakoś". Alice nie jest przesadnie wylewna, ale mówi, że decyzję o podjęciu terapii hormonalnej podjęła z jednego powodu.
– Zdałam sobie sprawę, że albo to, albo wcześniej czy później ze sobą skończę. Nie znosiłam siebie, swojego ciała, zarostu, głosu. Miałam wrażenie jak by ta prawdziwa ja stała obok i patrzyła na przedstawienie, które co dnia staje się większym ciężarem.
Póki co, musi czekać. Przynajmniej do osiemnastki. O tym, że rodzice zgodzą się pójść z nią do lekarza w takiej sprawie, może zapomnieć. Męczy się podwójnie, bo wie, że terapia hormonalna rozpoczęta przed okresem dojrzewania albo nawet i w jego trakcie, daje znacznie lepsze efekty.
Po mutacji nie ma już szans na "kobiecy" głos. Ale na to jest już o wiele za późno. Pociesza się tym, że przynajmniej ma czas na odłożenie pieniędzy na lekarzy i comiesięczne dawki hormonów. Te ostatnie to koszt przynajmniej stu złotych miesięcznie.
W wakacje dojeżdża do Krakowa na praktyki zawodowe. Pracuje jako administratorka sieci. Radzi sobie bardzo dobrze, więc właściciel firmy pyta, czy nie chciałaby pracować dorywczo i po rozpoczęciu roku szkolnego.
Alice się zgadza, bardzo potrzebuje tych pieniędzy. Czasem nie ma już po lekcjach siły, żeby siadać do pracy, ale zaciska zęby. Zarabia 600, czasem 700 złotych miesięcznie. W domu nie ma problemów finansowych, więc rodzice trochę się dziwią, ale w w zasadzie cieszą się, że mają takie odpowiedzialne i dojrzałe dziecko.
Krótko po 18. urodzinach Alice jedzie wreszcie na upragnioną wizytę do sąsiedniego miasta. Psychiatra-seksuolog, który ją przyjmuje ma ponad 60. lat i zwraca się do niej jak do chłopaka. Mimo to po dwóch wizytach wypisuje jej leki. Alice się cieszy, ale radość trwa krótko. Na hormonach czuje się fatalnie.
– Zawsze byłam wrażliwa, ale w pierwszych miesiącach ciągle płakałam. Zaczęłam się izolować, bo nie panowałam nad swoimi reakcjami. Przestałam spotykać się ze znajomymi, unikałam nawet rozmów w szkole. Bałam się, że zostanę zdemaskowana, a rodzina się ode mnie odwróci i nie będę miała nikogo.
Zaczyna tyć, bo pod wpływem hormonów zmienia się jej przemiana materii. W trzy miesiące przybiera na wadze 10 kilo. Wcześniej miała niedowagę, więc nikt nie robi jej przytyków z tego powodu. Kilka razy słyszy nawet, że wygląda lepiej.
Mijają kolejne miesiące, a Alice powoli zaczyna czuć się dobrze, znacznie lepiej niż przed lekami. Jakoś wtedy decyduje się wyskubać brwi pęsetą mamy, tutorial znajduje na YouTubie.
Za pierwszym razem wychodzi tak sobie. Koledzy w szkole śmieją się, że jest "pedałem". Nie przejmuje się, postanawia iść dalej. Po raz pierwszy w życiu zapuszcza włosy. Kręcą się i będą pierwszą cechą wyglądu, która kiedykolwiek się jej w sobie spodobała.
Alice: Po raz pierwszy od dawna zaczęłam czuć się szczęśliwa i chyba dlatego perspektywa powiedzenia komukolwiek o terapii hormonalnej przestała wydawać mi się taka przerażająca. Może i wyglądałam wtedy odrobinę kuriozalnie, ale wstydziłam się znacznie mniej niż gdy wyglądałam jak "normalny chłopak".
Najpierw dowiedziała się pani od polskiego, ulubiona nauczycielka Alice. Zdziwiła się, ale nie kwestionowała decyzji i obiecała, że będzie wspierała Alice, jak tylko będzie mogła. To było jak trzęsienie ziemi. A więc można wyznać komuś coś takiego i przeżyć. Potem dowiedziała się starsza siostra Alice. Nieszczególnie się zdziwiła i obiecała, że nie powie rodzicom.
Jednak tuż przed czwartą klasą techniku Alice postanowiła powiedzieć i rodzicom. Trochę dlatego, że coraz bardziej dziewczęce rysy i ubrania zwracają uwagę, a trochę dlatego, że chce napisać podanie o wpisanie jej do dziennika pod imieniem Alice. Jest tak, jak się spodziewa. Dużo krzyków, złych emocji, negowania.
– Moich rodziców bardziej niż to jak się czuję, interesowało "co ludzie powiedzą". Wtedy mnie to bolało, ale ich rozumiem. Wiem, że dla nich to też było trudne. Teraz się starają. Mama mówi do mnie jak do dziewczyny, tata – bezosobowo. Tylko moje nowe imię nie przechodzi im jeszcze przez gardła.
We wrześniu Alice zaczyna funkcjonować w szkole pod swoim nowym imieniem. Uwag nie robią ani uczniowie, ani nauczyciele. Już większe emocje budziły wyskubane brwi.
– Myślę, że ludzie są nietolerancyjni, bo nie stykają się bezpośrednio z innością. Coś tam widzieli w telewizji i stamtąd czerpią poglądy, ale sytuacja zmienia się, gdy znają drugiego człowieka. Mam kolegę korwinistę, z którym chodziłam do podstawówki, gimnazjum, a potem poszliśmy do jednej klasy w techniku. Kiedyś przyjechał do mnie do domu, potem odprowadziłam go do samochodu. Staliśmy pod blokiem, było już ciemno i postanowiłam mu powiedzieć. Momentalnie zaczęłam żałować, ale on poklepał mnie po plecach i stwierdził, że tyle się znamy, tyle razem przeżyliśmy, zawsze mógł na mnie liczyć i że absolutnie nic w naszych stosunkach się nie zmieni. Dodał, że teraz będzie inaczej patrzył na takie osoby jak ja.
W ostatniej klasie techniku Alice zdobywa się na odwagę i zakłada po raz pierwszy w życiu profil na portalu randkowym. Nie podoba się jej to, co piszą do niej faceci. Gdy wchodzi na portal właściwie już tylko po to, żeby usunąć konto, widzi wiadomość od Olivii: "Hej, ślicznie wyglądasz".
Może i banał, ale Alice wciąż jeszcze nie jest przyzwyczajona do przymiotnika "ślicznie". Dziewczyna po drugiej stronie ma smutne oczy, bardzo długie włosy, jest o rok starsza i mieszka w oddalonych o 40 kilometrów Katowicach. Zaczynają pisać. Potem przenoszą się na Facebooka, a Alice kasuje konto na portalu.
Po miesiącu umawiają się po raz pierwszy. Tematy do rozmów się nie kończą, zwłaszcza, że okazuje się, że i Olivia jest transpłciową dziewczyną, tyle że dzięki mamie została zdiagnozowana znacznie wcześniej.
Alice czuje, że to to. Po raz pierwszy w życiu jest zakochana. Po drugim spotkaniu zostają parą. Przez najbliższe miesiące Alice będzie spędzała właściwie każdy weekend w Katowicach.
Olivia mieszka z mamą, ale to nic nie szkodzi, bo jej mama jest zupełnie inna od rodziców Alice. Wesoła, ciepła, no i przede wszystkim nie traktuje ich związku jako czegoś złego albo w najlepszym razie dziwacznego.
Olivia jest nie tylko dziewczyną, ale też najbliższą przyjaciółką. Alice opowiada jej o rzeczach, o których nigdy z nikim nie rozmawiała. Zwierza się, że boi się, że nigdy nie będzie dość "kobieca". Mówi o tym, że czuje, że terapia hormonalna to za mało i że chciałaby poddać się operacji korekty płci genitalnej. Drobny biust jej nie przeszkadza, ale genitalia budzą wstręt. Olivia rozumie i wspiera.
Dziewczyny mają wspólne plany, chcą wyjechać z Polski. Obie mówią dobrze mówią po angielsku, ale myślą o Berlinie. Tam nie trzeba się wstydzić tego, kim się jest i co się czuje. Za każdym razem bać się, że powiedziało się nowo napotkanej osobie za dużo o sobie.
Na razie Alice musi jednak zdać maturę. Potem chce się przeprowadzić do Olivii do Katowic. Mama Olivii nie ma nic przeciwko. Mama Alice jeszcze o tym nie wie.
Nadchodzi pandemia, więc Alice – już w klasie maturalnej – ma utrudnione zadanie, jeśli chodzi o złożenie pozwu o zmianę płci i imienia w dowodzie. Rodzice zgadzają się podpisać się pod dokumentem stwierdzającym, że pomylili się co do płci dziecka (w polskim prawie to standardowa procedura), ale Alice potrzebuje jeszcze opinii biegłych: psychologa, seksuologa, psychiatry. Do tego dochodzą zeznania świadków, którzy potwierdzą, że Alice "żyje jako kobieta".
Matura przychodzi szybciej niż termin rozprawy. Dyrektor szkoły w Olkuszu przeprasza, że Alice musi zdawać egzaminy pod martwym imieniem, ale przecież to nie jego wina. Alice jest mu bardzo wdzięczna. Chce studiować kryminalistykę, ale dopiero wtedy, gdy będzie już oficjalnie Alice. Postanawia więc zrobić sobie rok przerwy.
Egzaminy idą jej nieźle, a potem przychodzą pandemiczne wakacje. Alice nigdzie nie wyjeżdża. Widuje się z Olivią. 7 sierpnia po południu ma jechać do Katowic na kilka dni, ale o 10 odbiera telefon. Słyszy, że Olivia nie żyje. Alice wyje, trzęsie się, potem dostaje ataku paniki. Leży na ziemi i nie może złapać tchu.
Jak to możliwe, że 21-latka umiera nagle na fotelu we własnym domu? Nikt tego nie wie. Poprzedniego wieczoru Olivia zachowuje się normalnie. Rozmawia z mamą i z Alice na messengerze. W pewnym momencie pisze, że musi na chwilę iść, ale nie wraca. Alice idzie spać w swoim pokoju w Olkuszu, bo myśli, że Olivia też poszła spać.
Sekcja zwłok wykazuje we krwi dziewczyny metaamfetaminę, bezpieczna dawka została przekroczona sześciokrotnie. Może i wszystko byłoby w porządku, ale Olivia chorowała na serce, brała leki. Dlaczego wzięła tamtego wieczora narkotyki i dlaczego tak dużo, jej mama i Alice nie wiedzą.
– Mówiła czasem, że chciałaby spróbować takiej czy innej substancji i dowiedzieć się "jak to jest", ale to tyle. Nie miała doświadczenia z narkotykami, nie znała się na dawkach.
Alice nie wierzy, że to mogło być samobójstwo. Miały się zobaczyć następnego dnia, Olivia miała mnóstwo planów na przyszłość. Malowała obrazy, miała wystawę w Elblągu, niebawem miała mieć kolejną w Katowicach.
Alice chodzi po ścianach, nie umie sobie poradzić. Podobnie mama Olivii. Jeszcze przed pogrzebem Alice jedzie do Katowic. Z kilku dni robi się tydzień, a potem miesiąc. Zostaje z mamą Olivii. Zmieniają mieszkanie. Nie mogą mieszkać w miejscu, w którym umarła.
Proszą, żeby na nagrobku wyryć zamiast nazwiska "Laveau"– pseudonim, którego używała malując i napis "S/HE IS(STILL) HER/E". Olivia wierzyła, że dusza jest nieśmiertelna.
– Myślę, że z jej mamą byłyśmy w stanie zrozumieć, co nawzajem czujemy. To było łatwiejsze niż zostanie w domu, w którym rodzice mówili, że bardzo im przykro, ale nawet nie znali Olivii. Nie nakręcamy się w żałobie, bo umiemy wspominać śmieszne sytuacje, jej żarty, powiedzonka. Jak by Olivia wciąż tu była.
Życie toczy się swoim rytmem. Alice nie chce wracać do domu rodzinnego, tym bardziej, że w między czasie dochodzi do ostrego sporu z rodzicami. Jej starsza siostra bierze ślub. Mimo że Alice już od ponad roku funkcjonuje jako dziewczyna, mama żąda od niej, żeby z tej okazji przebrała się za chłopaka. Twierdzi, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
– Myślałam, że rodzice zrozumieli, że to nie moda, nie humor, nie widzimisię, tylko ja.
Rozumie za to Lena. Alice zaczyna mówić do niej "mamo". Tak jakoś wychodzi. Często odwiedza je babcia Olivii i prosi Alice, żeby wobec tego i do niej mówiła "babciu". Alice nie protestuje.
20-latka w dzień pracuje w dziale wysyłek w perfumerii, a wieczorami nadal dorabia jako administratorka. Oddaje mamie Olivii część wypłaty, a resztę, zresztą tak jak wcześniej, odkłada na hormony i operacyjną korektę genitaliów. Tyle że pieniędzy przybywa w żółwim tempie. Ledwie kilkaset złotych miesięcznie i to raczej 300 niż 800.
Gdy zaczynała przyjmować hormony, zabieg wydaje się jeszcze daleką i trudną do wyobrażenia perspektywą. Wie właściwie tyle, że w Polsce kosztuje około 40 tysięcy złotych.
Poznaje osoby, które są już po. Większość jest załamana. Ich krocza bywają poszarpane, co do zasady są nieestetyczne, o funkcjonalności operacyjnie utworzonej pochwy nie wspominając. Jeden rodzaj wstydu zamieniają na zupełnie inny. Alice zaczyna się bać.
Dziewczyny, które są zadowolone z efektów, operacje robiły w klinikach w Tajlandii. To jeden z krajów, gdzie najczęściej wykonuje się tego typu zabiegi, są lekarze, którzy się w nich specjalizują. Alice znajduje sprawdzoną klinikę ze średniej półki cenowej. Jest jeden problem.
Koszta samego zabiegu wzrastają ponad dwukrotnie nie licząc przelotów i zakwaterowania. Alice liczy. W tym tempie na operację będzie ją stać za ponad 15 lat, zakładając, że zacznie lepiej zarabiać, może za 10 lat. Gdy ma się 20 lat, to wieczność.
Olivia powiedziała kiedyś, że przecież zawsze może spróbować założyć zbiórkę online. Alice nie lubi prosić o pomoc, a już zwłaszcza wyciągać ręki po pieniądze. No i nie bardzo sobie to wyobraża. Ludzie proszą o pieniądze na umierające dzieci, pogrzeby bliskich, a jej przecież nic nie dolega.
Mama Olivii przekonuje, że ludzie zbierali już na głupsze rzeczy; spłaty samodzielnie zaciągniętych kredytów, zęby wybite na zakrapianej imprezie, wymarzone aparaty fotograficzne.
Pewnej nocy Alice rozmyśla. Nie wyobraża sobie czekania 10 lat. Mogłaby wyjechać do pracy zagranicę, ale jeśli wyjedzie, co ze studiami? No i co będzie z mamą Olivii?
Są i statystyki. Transpłciowe kobiety to na całym świecie jedna z grup najbardziej narażonych na dyskryminację na rynku pracy, ale i przemoc. Unijne badania sprzed kilku lat nie pozostawiły w tym temacie złudzeń.
W ciągu roku na terenie UE 30 proc. z nich została zaatakowana fizycznie lub seksualnie raz, a 25 proc. – dwa razy. Największy odsetek, bo aż 45 proc. z nich zostało zaatakowanych w ten sposób trzy razy "lub więcej". Strach pytać ile z transkobiet mieściło się w definicji "lub więcej".
Alice dochodzi do wniosku, że nie ma nic do stracenia i zakłada zbiórkę. Jeszcze rok temu by się bała, ale teraz? Spotkały ją już znacznie gorsze rzeczy niż hejt. Na swoje bilety i zakwaterowanie ma już uzbierane pieniądze. Odkłada na bilety dla mamy Olivii. Nie wyobraża sobie, że najważniejsza osoba w jej obecnym życiu miałaby nie być z nią.
– Nie mam żadnych oczekiwań co do swojego życia. Nie wyobrażam sobie, że jeszcze kiedyś będę w związku z kimś, kto nie jest Olivią. Chciałabym tylko skończyć studia i poddać się operacji. Ale to drugie jest znacznie ważniejsze. Wiele rzeczy się zmienia, ale sobą jest się całe życie.