Zabawki erotyczne nowej generacji nie przypominają replik giga fallusów. Z prostego powodu – nie tego szukają kobiety. Triumfy święcą masażery bezdotykowe, dzięki którym wiele kobiet po raz pierwszy w życiu osiągnęło orgazm. O tej cichej rewolucji i o tym, jak wybrać zabawkę erotyczną dla siebie, rozmawiam z Natalią Grubizną, założycielką bloga proseksualna.pl.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Co 10. dorosła kobieta nigdy w życiu nie miała orgazmu – ani podczas masturbacji ani podczas seksu.
Taki sam odsetek stanowią panie, które orgazmy miewają okazjonalnie. U niektórych oznacza to raz na 20 zbliżeń, u innych raz na dwa lata.
Choć w seksie ani nawet masturbacji nie chodzi wyłącznie o orgazm, co piątą z nas regularnie omija "wielkie wow".
Nieprawdopodobnie skuteczne są w tej kwestii bezdotykowe gadżety erotyczne weszły na rynek pięć lat temu. Ta cicha rewolucja umknęła zdecydowanie zbyt wielu kobietom.
Bezokie pingwiny w różowych muszkach atakowały mnie od kilku miesięcy. A to wyskakiwały na dziewczyńskiej grupie w zestawie z pytaniem o opinię, a to migały ukradkiem na Instagramie, ale że nie bardzo ciągnie mnie do słodko-infantylnego designu, scrollowałam dalej.
W końcu zdjęcie pingwina zobaczyłam u znajomej, którą kojarzyłam jako nieśmiałą i religijną matkę gromadki dzieci. To była chyba ostatnia osoba, którą podejrzewałabym o publiczne dzielenie się recenzjami zabawek erotycznych. Sama zresztą zaznaczyła, że to jej pierwszy gadżet tego typu w życiu.
Skoro już nawet stateczne obywatelki bawiły się arktycznymi ptakami, stwierdziłam, że czas doczytać, o co w tym wszystkim chodzi. Pingwin okazał się wcale nie dziwnie wyprofilowanym mini wibratorem, a masażerem łechtaczki. O tyle nietypowym, że zamiast wibrować – zasysał ją przy pomocy strumienia powietrza.
Nie był też wcale żadną nowością. Blogi specjalizujące się w recenzjach gadżetów erotycznych pisały o nim już trzy lata wcześniej.
Gdy już miałam otwierać Ceneo i sprawdzać, ile to w ogóle kosztuje (i rzecz jasna – gdzie najtaniej), pingwinie ślady zaprowadziły mnie do innego mrocznego (choć różowego) przedmiotu pożądania. Jego zwolenniczki toczyły bój (z tymi od pingwina), spierając się, który jest lepszy.
Konkurent imieniem Sona był kolejnym masażerem łechtaczki, który jednak w przeciwieństwie do pingwina posługiwał się falami ultradźwiękowymi (sic!). Jeśli to nie była zabawka erotyczna przyszłości to nie wiem, co miało nią być.
Research uświadomił mi coś, z czego dotychczas mgliście zdawałam sobie sprawę – branża gadżetów erotycznych to dziś znacznie więcej niż giga dilda i zatyczki analne z kuriozalnymi wykończeniami a la kamienie szlachetne. W dodatku wyglądało na to, że nowe trendy generowały głównie kobiety.
Co prawda dotychczas kojarzyłam właściwie tylko słynny wibrator "króliczek", który stał się hitem nie bez udziału serialu "Seks w wielkim mieście" i rozbudowaną kolekcję gadżetów erotycznych sygnowanych (jakżeby inaczej) "50 twarzami Greya".
Słowem: najpierw fabularna inspiracja, a dopiero potem akcja. W urządzeniach pingwinopodobnych nie chodziło jednak o fabułę, ale o efekty.
Pięć lat temu w świecie zabawek erotycznych dla kobiet doszło do rewolucji na miarę przewrotu kopernikańskiego. Rewolta była jednak cicha, bo i mało która z nas jest skłonna obwieszczać przy kawie, że oto znalazła Święty Graal masturbacji.
Pradziadek bezdotykowych masażerów odstraszał co prawda stylistyką spod znaku "przaśny glamour" – brylanciki, grafiki z różami / panterką, ale wieść o jego skuteczności zaczęła rozchodzić się pocztą pantoflową. Po Womanizera (babiarza) – jak niefortunnie nazwał go producent – sięgnęły kobiety, które nigdy wcześniej nie interesowały się gadżetami erotycznymi.
Nie chodziło o zaciekawienie innowacyjną technologią (stymulacja łechtaczki zasysanym przez urządzenie powietrzem). Masturbacja bezdotykowa kończyła się orgazmem (i to zazwyczaj nadspodziewanie szybkim) u ponad 90 proc. kobiet.
Takiej skuteczności nie miała dotychczas żadna z zabawek erotycznych. Owiany tajemnicą i uchodzący za "trudny" kobiecy orgazm, nagle okazał się przyjemnością na wyciągnięcie ręki (i tylko ręki). Wiele kobiet doświadczyło go po raz pierwszy w życiu i to – jak na ironię –bezdotykowo.
O zabawkach erotycznych nowej generacji, trendach w branży i o tym jak względny laik – a raczej – laiczka ma wybrać swój pierwszy gadżet, rozmawiam z terapeutką i edukatorką seksualną, która od dziewięciu lat prowadzi bodajże najbardziej profesjonalnego polskiego bloga o seksualności i gadżetach erotycznych.
Helena Łygas: Jaki gadżet erotyczny doradziłabyś kobiecie "początkującej"?
Natalia Grubizna, proseksualna.pl: Nie ma czegoś takiego jak gadżety erotyczne dla początkujących i dla zaawansowanych. Ludzie mają różne potrzeby i preferencje, jeśli chodzi o zabawki erotyczne, a czasem i wyobrażenia na ich temat. Na przykład myślą, że spodoba im się szybki orgazm, a w praktyce okazuje się, że to niekoniecznie to, co ich satysfakcjonuje.
To od czego zacząć poszukiwania?
Od zastanowienia się nad tym, z czego czerpiemy największą przyjemność podczas seksu i/lub masturbacji. Czy jest to stymulacja łechtaczki? A jeśli tak, to czy wolimy stymulację bezpośrednią, czy może dookoła. Części kobiet większą przyjemność będzie sprawiało ocieranie ścianek pochwy i wejścia do niej podczas penetracji, dla innych oba obszary będą porównywalnie ważne.
Tego typu wiedza o swoim ciele pozwoli nam zorientować się, jakiego kształtu zabawki powinnyśmy szukać. Oczywistym jest, że jeśli czerpiemy przyjemność w pierwszej kolejności z penetracji, masażer łechtaczki nie powinien być naszym pierwszym wyborem.
A co w przypadku kobiet, które nigdy nie przeżyły orgazmu, albo trudno im określić swoje preferencje?
Zaczęłabym od urządzeń stymulujących łechtaczkę. Z prostego powodu - żołądź łechtaczki jest najlepiej zorganizowana pod względem zakończeń nerwowych, aby jej odpowiednio intensywna i precyzyjna stymulacja doprowadziła do orgazmu. Gadżety bezdotykowe mają tu tę przewagę nad wibrującymi, że zazwyczaj "docierają" też głębiej – a co za tym idzie –są skuteczniejsze.
To, co wiele osób uważa za łechtaczkę – najbardziej unerwioną część ciała kobiety – to tylko jej widoczna część stanowiącą mały procent całego narządu. Bezdotykowe stymulatory ultradźwiękowe docierają nawet do 75 proc. łechtaczki, co na rynku zabawek erotycznych jest ewenementem. Tyle że jest jeden szkopuł.
To znaczy?
Skuteczność tego typu urządzeń bywa też ich przekleństwem. Bezdotykowe masażery łechtaczki okazały się bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o szybki i w miarę pewny orgazm, ale wielu kobietom nie odpowiada stymulacja "od zerowego podniecenia do finału w dwie minuty". Ważniejszy okazuje się rytuał, odczuwanie rosnącej przyjemności. "Wyciągnięcie" z ciała orgazmu to nie do końca to, czego szukają.
Tego typu urządzenia weszły na rynek plus-minus pięć lat temu. Zastanawia mnie dlaczego tak późno. Czyżby producenci zabawek erotycznych wreszcie zaczęli testować prototypy na kobietach?
Prototypy zabawek erotycznych zazwyczaj były testowane, ale często dopiero po ich zaprojektowaniu. Historia bezdotykowych masażerów jest akurat odrobinę kuriozalna. Para z Niemiec wpadła na pomysł sprawdzenia, jak mechanizm filtrujący wodę z akwarium można wykorzystać w obszarze akcesoriów erotycznych.
Chyba nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić.
Urządzenie miało zasysać wodę, ale zasysało i powietrze. Okazało się, że sprawdza się znakomicie. Wspomniana pani osiągała wielokrotne orgazmy i to dość szybko. Para opatentowała wynalazek, czyli w tym przypadku – pomysł na mechanizm ssący łechtaczkę. I tak powstał Womanizer, a potem podobne urządzenia – Satisfyery, Pingwinki, masażery soniczne Sona i wiele innych.
Jakie jest prawdopodobieństwo doświadczenia orgazmu przez kobietę w przypadku tego typu stymulacji?
Niedługo po tym, gdy Womanizer – pierwszy gadżet tego typu – zaczął zdobywać popularność, producenci byli tak pewni swojego sukcesu, że uruchomili w Nowym Jorku stoisko pop-up, w którym kobiety mogły bezpłatnie wypróbować produkty marki i przekonać się o ich skuteczności na własnej skórze. Uzyskane od nich informacje zwrotne miały posłużyć do udoskonalenia gadżetu, ale jednocześnie wykazały jego wyjątkową skuteczność w osiąganiu szybkiego orgazmu.
Wracając do pytania – w zależności od badania i urządzenia szacuje się, że przy bezdotykowej stymulacji łechtaczki szczytuje od 93 do 95 procent kobiet.
Taka rewolucja, a mam wrażenie, że mało kto o niej słyszał.
Wyobrażenie o gadżecie erotycznym dla kobiet jest wciąż proste i dość prymitywne – falliczny kształt, który ma zapewniać wypełnienie pochwy, zero stymulacji łechtaczki i wibracje. U jednych to zadziała, u innych – i te będą w większości – nie. To odpowiedź na fantazję pod tytułem "czego pragną kobiety", a nie na pytanie skierowane do samych kobiet.
Niestety w Polsce ciągle pokutuje przekonanie, że zabawki erotyczne nie są czymś dla "zwykłych kobiet". Tymczasem to kobiety są i zawsze były głównymi klientkami sex shopów. Może i dlatego, że męska satysfakcja i masturbacja jest zazwyczaj łatwiejsza?
Mimo to gadżety stworzone dla kobiecej przyjemności wchodzą do popkultury. Pokazują je takie gwiazdy jak Rihanna, Lilly Allen, Miley Cyrus. Kilka lat temu o używaniu wibratorów opowiadała Oprah Winfrey. Celebrytki normalizują używanie zabawek erotycznych, co sprawia, że gadżety powoli przestają kojarzyć się jako "dziwactwo", ale raczej "modny " gadżet.
A od czego będzie zależała skuteczność tego typu masażera?
Od tego jaki typ wibracji preferujemy. Co do zasady wibracje dzielą się na dwa rodzaje. Jedne są powierzchowne, można by je porównać do bzyczącej muchy. Drugi rodzaj wibracji jest głębszy i dociera w głąb struktur ciała. Firma Lelo porównała to do stania na koncercie przed dudniącym głośnikiem.
Jeśli chodzi o kobiety, świadomość tego, jaki typ wibracji bardziej nam odpowiada jest dość istotny. Dla osób preferujących głębokie wibracje te powierzchowne będą zazwyczaj dość irytujące. Jeśli ktoś lubi wibracje powierzchowne, głębokie raczej nie doprowadzą takiej osoby do orgazmu.
A jak to wygląda w przypadku masażerów "zasysających" i sonicznych?
Są dość podobne, bo oba wykorzystują powietrze. Mechanizmy zasysające, czyli np. Satisfyer Pro Penguin czy Womanizer będzie dawał nam uczucie "odciągania", z kolei masażery soniczne takie jak Sona niejako "wtłaczają" delikatną falę do wewnątrz. Kwestia preferencji.
No dobrze, a co, jeśli nie wiem, czy bardziej spodoba mi się ruch powietrza "do środka" czy "na zewnątrz"? Co wybrać?
Zwróciłabym uwagę na rozmiar żołędzi łechtaczki. Jeśli jesteś osobą z mniejszą łechtaczką, większość masażerów tego typu powinna się sprawdzić. Z kolei przy większej łechtaczce część masażerów może okazać się zbyt mała i zbyt ciasna, żeby stymulacja mogła właściwie zadziałać. To kwestia anatomii i tego jak dany gadżet jest zaprojektowany.
A gdy nie wie się, czy nasza łechtaczka jest raczej większa czy mniejsza?
Można zastosować jako rodzaj "miarki" opuszki palców. Jeśli mniej więcej wiemy, jakiej wielkości jest w porównaniu do nich nasza łechtaczka, możemy iść do dobrego sex shopu, gdzie klienci mogą oglądać, ale co ważniejsze – dotykać – gadżetów. Gdy łechtaczka jest wielkości niż np. opuszka palca wskazującego, a po włożeniu go do dyszla urządzenia czujemy opór materiału, prawdopodobnie nie jest to dla nas dobry wybór.
Heteroseksualny mężczyzna mógłby zapytać, jak ta łatwość w osiąganiu orgazmu przy pomocy gadżetu wpłynie na oczekiwania kobiety co do współżycia.
Paradoksalnie może podnieść jego jakość. Z prostego powodu – partnerka nie będzie się irytowała na trudność w osiągnięciu orgazm, skoro ma go "z innego źródła", co zdejmuje presję z partnera.
Nie brzmi pocieszająco.
Wręcz przeciwnie. Seks to znacznie więcej niż "dochodzenie". To bliskość fizyczna, ale często też emocjonalna. Dotyk, zapach, intymność, rozmowy i dziesiątki innych drobiazgów, których masturbacja nie jest w stanie zastąpić. Skuteczność w osiąganiu orgazmu może być wysoka, ale nie zaspokaja pozostałych potrzeb seksualnych.
Tymczasem kobieta, która nie myśli, że "powinna" osiągnąć orgazm w trakcie stosunku, bo na przykład dawno go nie miała, może skupić się na "tu i teraz". Czerpać przyjemność z samego aktu i bliskości, a nawet wyluzować się na tyle, że szczytowanie z drugą osobą będzie łatwiejsze.
Z kolei dla kobiet, które nie miewały orgazmów, może to być doświadczenie bardzo otwierające na własne ciało, które okazuje się do "tego" zdolne.
Kobiety straszy się często gadżetami erotycznymi, w myśl starej szkoły seksuologicznej, która głosi, że celem powinno być osiąganie orgazmu w wyniku seksu partnerowanego. To dwie różne rzeczy. Można mieć świetne życie seksualne rzadko osiągając orgazm. Zupełnie nie działa to tak, że kobieta, która sięgnie po zabawkę i przeżyje dzięki niej orgazm odwróci się od seksu partnerowanego. Kobiety uprawiają seks z setek innych powodów niż jedynie orgazm.
Natalia Grubizna – edukatorka, doradczyni w obszarze seksualności i relacji, nauczycielka przyjemności. Autorka bloga proseksualna.pl i podcastu "nat & seks". Profesjonalna recenzentka gadżetów erotycznych.
Chcesz opowiedzieć historię albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl