Kilka dni temu mój kolega redakcyjny przedstawił wstrząsające kulisy wojny między kibicami Wisły i Cracovii, odbywającej się na ulicach Krakowa. Wojny na noże i na maczety. Wojny, która pochłonęła już niejedną ofiarę. "Nożownicy" - tak określa się w Polsce tych, kibiców, używających ostrych narzędzi. Bo są niehonorowi, nie przestrzegają kodeksu. Ale czym ten kodeks właściwie jest?
W internecie trafić można na dokument, przygotowany przez Szkołę Policji w Katowicach. Tytuł: "Szalikowcy – podstawowe informacje". W środku jest rozdział, traktujący o kodeksie honorowym kibica.
Kibic rywala - zły. Policjant - jeszcze gorszy
Pierwszy z wymienionych w nim punktów można by streścić krótko. Policjant to wróg największy. Podczłowiek. Taka wesz, robak do zdeptania. Istota jeszcze gorsza od kibica drużyny przeciwnej. Szalikowiec nawet jak zostanie pobity do nieprzytomności, pytany przez policję o to, kto mu to zrobił, ma obowiązek milczeć. Jeżeli z kolei będzie poszukiwał ochrony ze strony policji, jest narażony na pogardę. Największą pogardę. Gdy policja interweniuje, bije kibiców jednej drużyny, fani drugiej z nich powinni wspierać swych braci. I coś zaintonować. Najlepiej: "Zawsze i wszędzie policja jeb… będzie".
Pokazuję ten dokument kilku kibicom. Chcą pozostać anonimowi. - Są jeszcze inne przyśpiewki. Na przykład: "Zostaw kibica, ty k…, zostaw kibica". Albo "białe kaski robią laski". A w tym podpunkcie chodzi raczej o kwestię przyzwoitości, a nie honoru. Po prostu nie powinno się cieszyć z wpadek kibiców innych drużyn na rzecz policji. Zbyt często obrywamy od nich za nic, by wspierać ich w walce z kimkolwiek - mówi jeden z nich.
Kraków jak kiedyś Chicago
Więcej kontrowersji wzbudza kolejny z punktów rzekomego kodeksu, wymieniony przez policjantów. "Bitwy powinno się przeprowadzać w ustronnym miejscu, aby nie wciągać do walki osób postronnych" - czytamy. By chwilę później dowiedzieć się, że jest to zasada całkowicie nieprzestrzegana. Dowiemy się też, że teraz walczy się nie tylko na gołe pięści, że używa się wszystkich dostępnych przedmiotów.
Kibic, anonimowo: - To jakaś piramidalna bzdura. Nawet ten osobliwie rozumiany honor pełni w tych grupach wyjątkową funkcję. Ze sprzętem nie bije się praktycznie nikt, tego przestrzega się do tego stopnia, że przed ustawkami ekipy wzajemnie sprawdzają sobie ręce.
Fragment dokumentu kibiców:
Ten kodeks co prawda istnieje, ale w większości jego punkty są nieprzestrzegane. Jednym z powodów, dla których te zasady są martwe, jest na pewno chęć imponowania swoim kolegom, chęć pokazania, że jest się najlepszym. A do zwycięstwa trzeba dążyć wszelkimi dostępnymi środkami. Później można się wszystkim pochwalić i powiedzieć: to ja wygrałem, to ja jestem najlepszy!!!
Jakub Olkiewicz o sprawach kibicowskich pisze na weszlo.com. Gdy przytaczam mu ten fragment, mówi: - Większość ekip przestrzega paktu "anty-sprzętowego" i tępi narzędzia w rękach swoich kolegów. Oczywiście napisz, że wyjątkiem jest Kraków, który pełni rolę takiego gangsterskiego Chicago. Miasta potępianego swego czasu przez całą mafijną Amerykę, właśnie za brak zasad i poszanowania dla ludzkiego życia.
Są karki, są też doktoranci
Dziwny ten dokument śląskich policjantów. Wymienione są kolejne punkty, by chwilę później pojawiło się zdanie, że tego i tamtego w praktyce się nie stosuje. Czytam, że kibic nie jest złodziejem, by zaraz potem dowiedzieć się, że nie, jednak nie. Że obecnie kroi się wszystko. Pieniądze, zegarki, telefony komórkowe i tym podobne.
Jeden z moich rozmówców, nie poda nazwiska: - Kibice to bardzo różni ludzie. Od karków po zawodówce do magistrów a nawet doktorów. Kibic nie kradnie. Nigdy nie spotkałem się z krojeniem rzeczy osobistych. Barwy tak, ale nie telefony. A jeżeli ktoś oddaje potulnie barwy i nie chce się bić, to powinno się go zostawić w spokoju.
Inny kibic opowiada o sytuacji, jakiej doświadczył. - Widziałem kiedyś, jak jedna ekipa zabrała drugiej barwy, do tego klubowe smyczki, portfele. Chwilę później te drugie rzeczy oddała. To normalne.
Rosjanie atakowali, pomogła cała Polska
Zdaniem policjantów kibice powinni zachowywać rozejm na meczach reprezentacji. Powinni, ale tego nie robią. Nawet tam są podzieleni. - Tego to ja kompletnie już nie rozumiem. Podam ci przykład. Mecz z Czarnogórą, obok siebie kibice Widzewa i ŁKS-u. Grają w jednej drużynie, wspólnie reagują na zaczepki kibiców gospodarzy - denerwuje się mój rozmówca.
Słyszę także historię, która wydarzyła się na Moście Poniatowskiego, przed meczem Polska - Rosja, w czasie zamieszek. - Zostałem zaatakowany przez grupkę około siedmiu Rosjan. Myślę, że skończyłbym źle, może nawet bardzo źle, gdyby nie grupka Polaków, którzy ich przegonili. Pytam ich skąd są, dziękuję im, i słyszę nazwy różnych miast. Warszawa, Zamość i inne - opowiada jeden z kibiców.
Podniósł się wtedy i stał na moście, trzymając się za bolący nos. Podeszła policja. Mogła zapytać, kim jest i co w całym tym zamieszaniu robi. Ale tak nie uczyniła. - Dostałem gazem. Ale to się zdarza - wspomina.
Skąd jesteście? Pokażcie plecaki.
Mniej więcej miesiąc temu szedłem z kolegą na mecz Dolcan - Cracovia. Z jednej strony drużyna z podwarszawskich Ząbek, trzymająca z Legią. Z drugiej Cracovia, mająca zgodę z Polonią. Pod stadionem podeszło dwóch gości. - Skąd jesteście? - było najpierw. A potem: - Pokażcie plecaki. Barw nie mieliśmy, odeszli w spokoju, poszukać innych ludzi. A gdybyśmy je mieli?
Kodeks kibica Lechii Gdańsk:
- Pewnie by je tylko skroili. Kibice tak do tego podchodzą, że jak zabiorą portfel, to to jest kradzież. A flaga czy szalik klubu to zdobycz. Łup, którym należy się chwalić i dzięki któremu wzbudzisz w grupie respekt - mówi Olkiewicz. I chwilę potem dodaje: - Ale teoretycznie możliwe jest, że traficie na psychopatę i on was za nic pobije. Tyle tylko, że równie dobrze można tak trafić na psychopatę - nauczyciela albo na psychopatę - rzeźnika. Podobnie jak na policjanta.
Wiadomość, którą dostaję na Facebooku od jednego z moich rozmówców. Po jakimś czasie, widać, że chce coś dodać. Brzmi ona następująco: "Powinieneś jeszcze napisać o akcjach charytatywnych, o opiece nad grobami powstańców wielkopolskich. O tym, że jak jest Marsz Niepodległości, to kibice różnych klubów idą ramię w ramię. Że jak jesteś w wojsku i masz tam kolegów – kibiców z różnych miast, to wtedy masz spokój. Przykładów jest od ch…. A, no i jeszcze pielgrzymka kibiców na Jasną Górę".
Oni też mają swoje zasady fair-play
Olkiewicz przekonuje, że kibice są różni, radzi ich nie demonizować. - Wśród kibiców są też ludzie, których działalność można określić mianem bandyterki. Którzy atakują innych, działają wbrew normom, by zyskać poklask starszych. Ale tego poklasku raczej nie zyskują. Wiesz, to jest jak na boisku piłkarskich. Jeżeli masz tutaj jakiegoś rzeźnika, to ten rzeźnik prędzej czy później sam stanie się ofiarą. Wbrew pozorom, choć wiem jak dziwnie to brzmi, w światku kibiców też obowiązują zasady fair-play. Im mocniej zaangażowani kibice - tym większa uwagę przywiązują do tego niepisanego "kodeksu".
Cały ten tekst zaczął się od Krakowa, więc też na Krakowie się skończy. Anonimowy rozmówca: - Jest teraz lęk w Polsce. Kibice nie chcą stosować metod krakowskich, używać ostrych narzędzi, bo boją się, jak zareaguje druga strona. Wiedzą, że wystarczy jeden poważny incydent, który w innych miastach - takich jak Gdańsk czy Łódź - może rozpocząć wojnę na noże.