Kończy się mecz ligowy w Kielcach, dwóch kolegów wychodzi ze stadionu i kierują się do swoich aut. - Ale ten Gołębiewski zj… tą sytuację, nie? - zagaduje jeden. - No masz rację, spierd… ją koncertowo - odpowiada drugi. Po chwili siedzą nie w swoich autach, a w radiowozie. Auto kieruje się do komisariatu, potem czeka ich proces. Za przeklinanie. Fantastyka? Niestety nie. Takie coś tylko w Kielcach.
W Kielcach nikt nie wie o co tak naprawdę poszło i dlaczego się to wszystko zaczęło. Na stadionie Korony zawsze byli najzagorzalsi kibice, dopingujący swój zespół, niekiedy skandujący niecenzuralne hasła. Tyle tylko, że od pewnego czasu, są oni namierzani przez policjantów w cywilu. Funkcjonariusze idą na mecz by kogoś z nich złapać. Podchodzą do kibiców po meczu i zapraszają do radiowozu. W skrajnych przypadkach powód jest taki, jak w akapicie powyżej.
Kielecka specyfika
Moi rozmówcy krytykują nie tylko sam fakt karania za wznoszenie niecenzuralnych okrzyków. Bardziej boli ich to, że Kielce cierpią szczególnie bo na innych polskich stadionach tego typu hasła są tolerowane. - Ja rozumiem, że są pewne granice ale przecież stadion nie jest teatrem i nigdy nim nie będzie.
A już na naszym obiekcie od lat jest bardzo spokojnie, nie było tu żadnych rozrób ani awantur. Ale co z tego? Na innych stadionach ludzie przeklinają i puszcza im się to płazem. Tylko u nas jedziesz na komisariat a potem masz proces - nie może pogodzić się z całą sytuacją Aleksandar Vuković, piłkarz Korony i zarazem bloger naTemat.
Aleksandar Vuković o przeklinaniu:
Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach Grzegorz Dudek nie widzi w tym nic niestosownego. - Nie możemy tutaj uogólniać. Jest tak, że jak ma miejsce jakiś incydent to jego konsekwencją powinna być kara. Moim zdaniem nie reagujemy inaczej niż policja w innych miastach - tłumaczy w rozmowie z naTemat. Reakcja niby ta sama, tylko jakoś w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu nie słychać, by policjant ubrany po cywilnemu zgarniał kibica, który ryknął coś na "k" lub "ch". To nie filharmonia
O wyjątkowości miejsca, jakim jest stadion, mówi nam też rzecznik Korony Paweł Jańczyk. - To jest ciężki, dość trudny temat. Ale przecież stadion to nie opera ani koncert w filharmonii, to nie jest też kolacja u królowej angielskiej, podczas której trzeba trzymać się etykiety. Tu są emocje, wobec piłkarzy, sędziów i kibiców innej drużyny. I w okolicznościach meczowych czasami trudno reagować spokojnie. Ciężko jest to jednak wytłumaczyć świętokrzyskiej policji, która stosuje starożytną regułę "twarde prawo ale prawo". - Stoimy na stanowisku, że wszelkie naruszanie przepisów stadionu, kodeksu wykroczeń i ustawy o imprezach masowych powinno być przykładnie karane - mówi nam Dudek.
Świętokrzyska policja powołuje się na zapis w ustawie z 2011 roku, który rzekomo mówi o wulgaryzmach. Tyle tylko, że z niego dowiemy się jedynie, że w trakcie tego typu imprezy masowej kibice mają obowiązek słuchać ochrony oraz spikera. Co więc robiono? W trakcie meczu gdy dochodziło do zapalnych momentów spiker czytał odpowiednią formułkę, w której prosił o kulturalny doping. Tych, którzy później bluzgali, policja zatrzymywała, prosiła do radiowozu i miała argument. Halo, nie zastosowaliście się do przepisów służb informacyjnych. Złamaliście ustawę.
Nie przeklinałeś? Ok, ale cały mecz stałeś
Tak się składa, że w Koronie spikerem i rzecznikiem prasowym jest ta sama osoba. Jańczyk, gdy zorientował się w sytuacji, zamiast formułki zaczął czytać wyniki innych spotkań. - To zdenerwowało policję. Ona go zastraszała, informowała w krótkich słowach, że będzie miał problemy - mówi nam proszący o anonimowość kibic Korony.
I jeszcze Kamil Kuzera, w wiadomej sprawie:
Jańczyk, jako spiker, jest częstym gościem sal sądowych, bierze udział w procesach. Mówi nam, że kibice są oskarżani o różne wykroczenia. - Czasami chodzi o okrzyk pod adresem innej drużyny, czasami do sędziego, czasami na PZPN - precyzuje. Ale po pewnym czasie pojawiły się też inne paragrafy. Policja zaczęła bowiem karać kibiców za niesiedzenie na swoim miejscu. - Ja najczęściej na meczu jestem w tzw. "młynie". Tam się cały czas stoi przy swoim krzesełku więc już samą tą czynnością wszyscy łamiemy przepisy mówi nasz rozmówca, kibic.
Dodaje, że w sądzie są teraz takie kuriozalne wymiany zdań:
- Przecież ja nie przeklinałem, zobaczcie zapis monitoringu.
- Ok, nie przeklinałeś, ale nie siedziałeś na swoim miejscu.
Jeden sędzia, wyroki z automatu
Kibice nie chcieli się poddać i zatrudnili sprawnego adwokata. Wygrali kilka spraw, sąd przychylał się do ich wniosków. Ale do czasu. Od pewnego czasu wszystkie rozprawy prowadzi jeden i ten sam sędzia. Jeszcze raz nasz rozmówca: - Wie pan jak teraz to wygląda? Wchodzi na salę jeden policjant, mówi, że widział to i to. I koniec. Sąd ma dowód w sprawie, pozostałe są niepotrzebne. Rozprawa się kończy. Rzecznik kieleckiej policji do tego akurat nie chciał się odnieść. - Nie mam wiedzy w tej sprawie. Niech pan zadzwoni do sądu. Zadzwoniłem, nie odebrali.
Kibice na podstawie ustawy karani są 2 tysiącami złotych grzywny. Dostają też zakazy stadionowe, najczęściej na 2 lata. Rekordzistą jest chłopak, który dostał cztery zarzuty za cztery kolejne mecze. Podobno pierwszy raz grzywnę i zakaz dostał normalnie, w trakcie procesu. A pozostałe poszły już z automatu.
A całą sytuację tak pointuje Vuković. - Wiesz, ja nie potrafię zrozumieć dlaczego w kraju gdzie taką popularnością cieszą się "Pamiętniki z wakacji" komuś wadzi to, że na stadionie jakiś kibic użyje niecenzuralnego słowa.
Ale przecież stadion to nie opera ani koncert w filharmonii, to nie jest też kolacja u królowej angielskiej, podczas której trzeba trzymać się etykiety. Tu są emocje, wobec piłkarzy, sędziów i kibiców innej drużyny. I w okolicznościach meczowych czasami trudno reagować spokojnie
Nasz rozmówca, kibic Korony:
Wie pan jak teraz to wygląda? Wchodzi na salę jeden policjant, mówi, że widział to i to. I koniec. Sąd ma dowód w sprawie, pozostałe są niepotrzebne. Rozprawa się kończy