Oskarżany o molestowanie nieletnich ks. Andrzej Dymer nie żyje. Komisja ds. Pedofilii powiadomiła, że już zaczęła badać akta przedawnionej sprawy, ale plany pokrzyżowała jej zgon duchownego. Z kolei sąd kościelny wydał wyrok przed śmiercią kapłana, ale nie zostanie on upubliczniony.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
O śmierci księdza Dymera dowiedzieliśmy się we wtorek rano. 59-letni duchowny od dawna zmagał się z poważną chorobą, Były dyrektor Instytutu Medycznego Jana Pawła II w Szczecinie był oskarżany o molestowanie seksualne nieletnich. Przez lata jednak pozostawał nietykalny.
Państwowa Komisji ds. Pedofilii poinformowała na swojej stronie, że pomimo tego iż już zaczęła badać dokumenty w jego sprawie, to zgon duchownego automatycznie zamyka postępowanie.
"Zgodnie z ustawą o Państwowej Komisji w przypadku śmierci osoby wskazanej jako sprawca w aktach sprawy przekazanych przez prokuratora albo sąd, Komisja kończy postępowanie wyjaśniające" – czytamy w oficjalnym oświadczeniu.
Z kolei Archidiecezja Gdańska zamknęła postępowanie kanoniczne wobec ks. Dymera pod koniec 2020 roku. I wydała nawet wyrok na kilka dni przed śmiercią księdza. Zatrzyma go jednak dla siebie.
"W dniu 12 lutego br. miała miejsce sesja wyrokowa. Treść i uzasadnienie wyroku zostaną w ciągu 14 dni przesłane do Kongregacji Nauki Wiary i do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Gdański Trybunał Metropolitalny nie upubliczni dokumentacji procesowej ks. Andrzeja Dymera i treści wydanego wyroku" – poinformował TVN24 rzecznik archidiecezji gdańskiej ksiądz Maciej Kwiecień.
Ks. Dymer oskarżany był o seksualne wykorzystywanie nieletnich. Szczecińscy biskupi mieli wiedzieć o tym procederze już w 1995 roku, a dowodów w tej sprawie nie brakuje. Duchowny nie doczekał ostatecznego wyroku instytucji Kościoła. Nie zapadł także wyrok przed sądami świeckimi – przestępstwa się przedawniły, bo tak długo ukrywała je szczecińska kuria.